Felieton Izabeli Fietkiewicz-Paszek w najnowszym "Elewatorze" (3/2016)
Znalazł
sposób, by z układania liter w wersy uczynić coś ważnego.
Krzysztof Kleszcz.
Wymyśliłem
sobie, że słowa
mogą
zmienić moje życie
i
okazało się, że miałem rację.
Poetycki
Tomaszów Mazowiecki kojarzy się w pierwszej chwili (pomijając
„Przy okrągłym stole” Tuwima) z Krzysztofem Kleszczem, Piotrem
Gajdą i Tomaszem Bąkiem. Z
poezją Krzysztofa Kleszcza (rocznik 1974) spotkałam się i
polubiłam wiele lat temu na internetowych portalach,
www.poezjapolska.pl i www.nieszuflada.pl. Jego przejście z Internetu
„na papier”, czyli tom pt. Ę (Kwadratura,
Łódź 2008), zostało dostrzeżone w Kutnie przez jury konkursu
„Złoty
Środek Poezji" na najlepszy debiut poetycki 2009 roku. Po 4
latach ukazała się kolejna książka pt. Przecieki
z góry (Kwadratura,
Łódź 2012). Kleszcz, trzykrotnie nominowany do nagrody
głównej Konkursu im. Jacka Bierezina, nagradzany w wielu turniejach
i konkursach, obecny w prasie literackiej i w antologii łódzkich
debiutantów Na grani (SPP o. w Łodzi, Łódź 2008), aktywny
jako felietonista łódzkiego kwartalnika literackiego Arterie,
a także na blogu (prowadzonym początkowo wraz z Piotrem Gajdą)
www.bialafabryka.blogspot.com
– wciąż jeszcze, mam wrażenie, nie jest wystarczająco dobrze
rozpoznany i czytany.
W
swojej pierwszej książce poeta „wypisał się” z trzech silnych
pragnień: Ę, podzielona na trzy części; zgodnie z ich
tytułami (Drzewo, Dom i Syn) wiersze skupione
są wokół tych symbolicznych, niejako archetypicznych i
uniwersalnych potrzeb, a jednocześnie są bardzo osobistym zapisem
codzienności. Najmocniej wybrzmiewają teksty o dziecku: oczekiwanie
(„Pięć lat ze słowem proszę. Pisanie ogonka w ę
/ z nieśmiałością, z przyzwyczajenia” [Proszę]),
euforia („Nagle kolorowo od czarno-białego zdjęcia. / Ja – nad
głową mam świetlistą aurę, ty – ciągle głodna / lub śpiąca.
Opowiadam bajkę, która ma dwa centymetry. / Samo żyli długo i
szczęśliwie” [USG]), wreszcie radość z narodzin i
pierwszych wspólnych lat („Królu mój, w foteliku
samochodowym / z grzechoczącym berłem, tego się nie da / zapisać.
Wciskam Shift, a ciągle zaczynam od małej” [Trójniak]).
Ojcostwo jest najważniejszym doświadczeniem, z jednej strony
naturalnym, z drugiej – mistycznym. I zgodnie z zapowiedzią w
pierwszym wierszu jest w poezji Kleszcza dzięki tej ambiwalencji
wiele zadziwienia – światem, jego skomplikowaniem i oczywistością,
która dociera w pełni i pozwala na zachwyt dopiero, jeśli
spróbujemy być bliżej natury, „prościej”. Jak ogrodnik, który
„krząta się i dziwi, dziwi się i kawę / pije – patrząc, a
patrzy pod światło” [Początek]. Dopiero ta perspektywa
pozwala widzieć sprawy „jasnymi” i widzieć je „jasno”.
Po
debiucie Krzysztofa Karol Maliszewski pisał: „szczery
i wrażliwy opowiadacz z prawdą w głosie i dziwną czystością
wyrazu, siłą i świeżością frazy przypominającą swą energią
wczesnego Podsiadłę. Cieszę się z takich poetów, przypominają,
że warto wierzyć w poetycko udane schadzki z rzeczywistością”
[„Topos"
nr 3 (106) /2009]. I pierwsze skojarzenie przy lekturze drugiej
książki Krzysztofa Kleszcza pt. Przecieki
z góry – to właśnie
Kra
Jacka Podsiadły oraz Geometria
wody Sławomira
Kuźnickiego. Woda sączy się przez niemal wszystkie wiersze, żywioł
jest wszechobecny – w postaci lodu, mgły, mżawki, pary, błota,
piany, oceanu, rzeki, jeziora. Ale nawet jeśli nie wprost, to mamy
wszelakie akcesoria wodne: meandry, klif, fosa, list w butelce,
mielizna, nurt, plaża, szanty, pokład, zacieki na suficie, statki,
przypływy, wycieraczki, wodorosty. Misterna, wielopiętrowa i
konsekwentna konstrukcja łączeń (mostów?) między wierszami.
Woda, symbol płodności, oczyszczenia, życia w ogóle, a przecież
jako substancja bez raz ustalonego kształtu – także
zmienności, przemiany,
różnorodności form, przez to cykliczności życia,
powtarzalności. Ale i zniszczenia, zagłady (motto: „Płyń, płyń
Noe i żyj, a utop to, kim byłeś”. Spięty) – po której może
przyjść nowe, lepsze. A czasem nie lepsze: „Plażowy grajdoł to
idylla, dopóki nie zobaczysz, / że wszystkie ślady stóp to
jeziorka szlamu” [Kurort].
Pośród
tej bardzo solidnie zagospodarowanej symboliki – jest miejsce i na
tytułowe, idiomatyczne przecieki z góry – niepokojący,
nie do końca legalny dostęp do tajemnicy? Trudno oprzeć się
pokusie hipotezy: może za wodną metaforą stoi jakaś fobia? Tym
bardziej, że topos wody przeplata się tu z innym mocnym motywem: ze
snem, idealnym środowiskiem, idealną pożywką dla ukrytych lęków.
Ale to pewnie zbyt daleko idąca teza.
Warto
odnotować, że obydwie książki są doskonale zilustrowane.
Niezwykłe prace Marzeny Łukaszuk nie tylko dopełniają i w sposób
daleki od dosłowności obrazują wiersze Krzysztofa Kleszcza –
połączenia słów i obrazów pozwalają wejść w tę poezję o
krok dalej. A wejść naprawdę warto.
Tytuł i motto
felietonu zaczerpnięte z wywiadu Marcina Balczewskiego z Krzysztofem
Kleszczem
15.07.2016
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz