piątek, 8 lipca 2011

Poranki. Kilka wersów, kilka strof




Autor: Krzysztof Kleszcz

KONRAD CIOK "Mamałyga", SPP Oddział w Łodzi, ŚFK - Dom Literatury, Biblioteka "Arterii", Łódź 2010.

„Najtrudniejsze są rzeczy niespodziewane. Dopada nas zdziczała radość albo zajmujące szczęście. I potem trzeba układać się na nowo, jakby ktoś mocno zamieszał nam w głowie niemytą chochlą.”(s.50)

Konrada postrzegałem za każdym razem, gdy go spotkałem w Łodzi - jako żartownisia, Casanovę, który musi zdążyć na kolejną randkę. Zawsze też widziałem poetę, który gdy czyta wiersz – to robi to po mistrzowsku. Umie układać słowa, ma wyobraźnię. Frazy z wodnym znakiem Cioka mają często jakieś zdrobnienie - przez to czułość, niecny wulgaryzm, ukryty rym: „gdybym dysponował własnym przedzialikiem, na pewno by wzrosły biorytmy skutecznie”, „Aż nagle: dwa wolne, dla mnie i dla wspomnień.”, „łatwiej jebnąć drzwiami, żeby nie było”, „płynę w dół Missisipi, gdzie się rodzi złoto. Nie chcę jadać w A-Dongu, z całą tą hołotą.”, „Płynę w brudnej Łodzi, Chojny mijam, Doły”...

Jego druga książka (po "Brudnym kinie" wydanym w SDK w W-wie) ma specyficzną konstrukcję. Na początku jeden wiersz, a potem... długi poemat kolejowy „Awake on a Train” - życie w podróży, szukanie wolnego przedziału, gapienie się w okno, tęsknota za dziewczyną, słuchanie przypadkowych rozmów. Poemat napisany zmyślnie, z żarem, z wdziękiem. Pełen przeskoków myśli: „zalążki domów, ikra świateł”, „Blednę na myśl, że już pół roku, a ciągle nie teges, a przecież ziemia i niebo wiedzą jak mocno, w płomieniach, promieniach, promilach, próbujemy.”, „Op.55, mgła. Inwersja termiczna przyziemna, na oko – radiacyjna. Przychodzi na śmiesznych kocich łapkach. Jest niewyraźna, jak wszystko poza pewnością, że coś mija, nieodwracalne.”, „Uwielbiam przychodzić, oglądać trailery, zapowiedzi wojen, pojednań i chorób na które pomrzemy,...”

W części I jest jeszcze 12 wierszy. Pełnych zaskakujących spostrzeżeń. Konrad jest fotografem, wyobrażam więc sobie jak mierzy ze swojego Canona, Pentaxa czy innego sprzętu, strzela, a potem mówi: „kartofle są piękne”, „popiół to mięśnie, chrapy, mózg konia”, albo „śmierć pachniała jak wodospad. Unosił ją latawiec.” Tu np. taki niezwykły początek: „Wytwarzam nadruki na koszulki, magiczne kubki. Robię pościel z napisami.”
Gdy w wierszu „Polowanie” wspomina miłość, jest niczym Nick Cave ze swym „beauty must die”... Umie zadedykować wiersz matce – z taką bezpretensjonalną frazą „w nowym swetrze, który mi się nie podoba, odnajduję Cię”.

A potem jest część II - proza. W pierwszej chwili taki myk mnie rozczarował. Ale to w tutaj w prozie przywołującej autobiograficzne fakty, Konrad stał mi się szczególnie bliski – gdy krzyczy o jabłkach do rozświetlonego pobliskiego okna, gdy kopie dół dla psa, gdy biegnie za górkę po maliny. No i powód, dla którego zazdrości ludziom systematycznym, rozkleił mnie zupełnie. „Poranki, kilka wersów, kilka strof.” Niespodziewanie zamieszał w mojej głowę niemytą chochlą. I rozklejony dostałem jeszcze piękną codę - wiersz z frazą z Różyckiego. Pyszna ta mamałyga. Poproszę dokładkę.

2 komentarze:

  1. Wróciłem po recenzji i nadal mam mieszane.
    Ale 'Awake...' wyborny, zupełnie z innej bajki.

    TB

    OdpowiedzUsuń
  2. poemat Konrada jest rewelacyjny! osobiście uważam, że książce "zaszkodziło" pomieszanie prozy z poezją, wskutek czego brakuje mi w niej klarowności. ale ktoś, kto pisze taki poemat, to "ktoś" z potencjałem na przyszłość.

    piotr

    OdpowiedzUsuń