Olgierd Dziechciarz - „Przewrócona
ósemka”, Wyd. Mamiko, Nowa Ruda 2014
„Nasze bajki
opowiedzieliśmy” - pisze autor na 26 stronie, dokładnie w
połowie książki. W połowie drogi zdaje się być poeta,
powieściopisarz, felietonista. Dobrej drogi.
Motto z Ciorana o Bogu
jako beneficjencie naszych porażek – zostawia mnie w pewnej
konfuzji. Razem z tytułem, który odsyła do nieskończoności,
zapowiada metafizyczne zapasy.
Tytuł objaśnia się już
w pierwszym wierszu. Bliskim mi szczególnie. Pojawia się tam
dziecko (w dodatku ośmioletnie – dokładnie jak mój syn) i oto
dziecko odpowiada ojcu na pytanie „jak bardzo mnie kochasz?”
za pomocą rysunku palcem na obrusie przewróconej ósemki.
W trzecim wierszu autor
jest cichym obserwatorem swoich dzieci, zastanawiającym się czy ta
chwila nie powinna być mocniejsza, bardziej wyjątkowa? A może właśnie takie zwykłe momenty najmocniej uświadamiają nam sens i cel?
„Boskie wiersze” - to
spora część książki. Boska jest też puenta – zmyślnie korespondująca
ze słynnym „Koń jaki jest każdy widzi” z Benedykta
Chmielowskiego... Wersy, w których autor próbuje dotknąć sensu
istnienia wydały mi się jednymi z najciekawszych:
„nie dajcie się
prosić / to wszystko jest dla was” krzyczy nauczycielka //
ale dzieci jej nie
wierzą // trzeba je jak dorosłych / wziąć za ręce i
zaprowadzić”.
Dziechciarz
na tych 50-kilku stronach bywa ironistą, gdy łamie żartem poważny
wstęp (np. w wierszu „Intensywność”) albo ze zdarzenia z
natrętnymi Świadkami Jehowy układa taką kodę: „mamy już
boga / niepotrzebny nam jest / nowy bóg”. Bywa też poważny
(np. w „Cmentarzyku”, podobnym do wiersza „Notes” Antoniego
Słonimskiego) i filozoficzny jak olkuski Budda ( wiersz
„Ograniczenie”).
„Przewrócona
ósemka” to poezja spostrzeżenia, szybkiej iluminacji, którą
kiedyś zapisywało się na serwetkach w restauracji, teraz - na
dyktafon w telefonie. Poezja, która nie rości sobie pretensji do
ponadczasowości, ale która zostaje w głowie. Zostawia nam np.
obraz bezradnej kobiety z cmentarza: „nie ma go / nie ma grobu /
a gdzieś był // przy brzozie / której też nie ma” -
(„Wycinka”), albo obraz wielkiego dołu z lasowanym wapnem
„wpatrywałem się w biel / jakby to była czysta prawda”.
Poezja bez erudycyjnego zadęcia, życiowa.
Podobnie
jak w książce „Mniej niż zło” na koniec są jeszcze
„odpryski”, niewykorzystane frazy, takie jak ta: „widziałem
Boga przy kasie w supermarkecie / jego karta nie działała”
albo „można wpaść do szamba i wylizać się z ran”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz