czwartek, 11 sierpnia 2022

Trzymamy się za ręce

 TOMASZ BUDZYŃSKI "Pod wulkanem", METAL MIND PRODUCTIONS, 2022.



Gdy przedobrzę z przeglądaniem Internetu, szczególnie jakichś migających obrazków, które przewija się kciukiem, obcowanie z muzyką Budzyńskiego odczuwam jak strumień czystej wody. Ten kontrast instagramowych póz, z pięknem muzyki jest jak otrzeźwienie.

Możliwe, że jest to subiektywne. Gadam tak, bo z poezją Budzyńskiego jestem zaprzyjaźniony od dawna (potrafię np. doskonale sobie przypomnieć pierwszy odsłuch "Ducha" - zgniot czadową muzyką dwudziestoparolatka, albo gdy przy dźwiękach Armii na Juwenaliach na Lumumbowie poznałem się z moim przyjacielem, albo gdy na jakiejś eksperymentalnej sztuce teatralnej popłynęła nieziemska muzyka i było to "Triodante"...). Szczególnie lubię nie tylko kultowe płyty Armii, ale i solową "Lunę" i "Taniec szkieletów". Możliwe więc, że jakoś inaczej - nadwrażliwie, ją odbieram. Zobaczcie, więc sami, oceńcie.

To poetycka, spokojna - wyczuwam tu inspirację Dead Can Dance, wyciszona muzyka, świetnie się sprawdzająca na wieczór. Ma jakąś dostojność, urodę mędrca. Wciśnijmy play.

"Bezsenność". Możliwe, że to utwór z tych chwil, gdy nie może przyjść sen, a mózg przetwarza, to, co się zdarzyło. "Moje piękno" i "Moje dobro" - to z pewnością z poematu Arthura Rimbaud (znam tę frazę z płyty "Męskie Granie 2014", gdzie brzmiało to dziwnie intrygująco). Przyznam się, że nie potrafię się w tym poemacie odnaleźć, jednakowoż w piosence Budzyńskiego, czuję się jak w domu. Prośba "Otwórz mi, moja siostro..., Otwórz mi duszo ma... Otwórz mi moje serce..." - wyraża pragnienie silniejszej odpowiedzi Bogu/światu. Nawet gdy pojawia się świadomość, że jest piękno, dobro, to nie umie się/nie chce się, na to wezwanie skutecznie odpowiedzieć. Na koniec utworu jest jeszcze pieśń w wymyślonym języku.

Aha: dlaczego Budzy śpiewa "ę" na końcu słów "Potrafię" zamiast "Potrafie", albo "Cię" zamiast "cie" - nie wiem. Brzmi to teatralnie jakoś. 

W "Komecie Nr 8" zachwycają dźwięki waltorni. Dla mnie, dla wszystkich fanów płyt "Legenda" czy "Triodante" to dźwięki mistyczne - rosną katedry! A głos Tomasza brzmi jak dzwon! Dzwon, który wzywa: "Idź, już idź, nie zwlekaj, nie zwlekaj"... Konstatuję, że autor sięga na całej płycie po autocytaty - np. biblijne "Noc się posunęła, a przybliżył się dzień" autor wykorzystał na płycie "Duch". Czuję jakby autor spoglądał na swoją twórczość, jakby głaskał swoje dziecko/dzieło po czuprynie.

Świetnie - mocno, zaczyna się "Pieśń wieczorna"... "Cichy zmierzch" jest tu metaforą uspokojenia, wyciszenia, ufania Bogu. Frazy "Płynę już, już płynę..." - to wyznanie człowieka pogodzonego z przemijaniem i śmiercią, szczęśliwego. 



Chyba najpiękniejszy utwór to "Czy mnie słyszysz" - brzmiący jak wyjątkowa modlitwa, z kilkanaście razy (dokładnie 16 - policzyłem) powtarzanym motywem, który potem za 17 razem się wspaniale rozwija. To jak brzmi, jak łka - wspaniały saksofon Mateusza Pospieszalskiego, nie da się opisać, trzeba posłuchać. To tylko westchnienie do Boga i obawa, że nic nie znaczę, a poetyckie i muzyczne arcydzieło.

"Dziwniejszy niż ty" - podobnie. Z jakąś aurą tajemniczości, wieloznaczności: "Jak drzewo co lśni, jak język we krwi, tak zimny, tak gorący...", o potrzebie przyglądania się światu, dostrzeżenia tego, co czasem nam umyka przesłaniane. Dziwny, znaczy piękny. Dziwność świata to jego niepojętość.

"Pusty przedział" - z tkliwością wspominający tatuaż z uśmiechniętych buziek narysowany mu mazakiem przez córkę ("Wzdłuż przedramienia humory dziewczyn"), z jakąś pewnością siebie, mówiący o pokonaniu niebezpieczeństw ("zdmuchnięte precz stare wulkany") i z pięknym melodyjnym refrenem. Tekst z olśnienia obserwacjami - gdy krajobraz nakłada się na nasze odbicie w szybie jadącego pociągu. "Topoli szum, Cyganów król", poezja!



"W dalekim zakątku lata" - piosenka o szczęściu, w bajkowym - może tolkienowskim - klimacie.
To śpiewne, czystym głosem czynione - nawoływanie: "To ja! To Ty! To ja i Ty" i oddanie: "Cały jestem Twój", "W oddalającym szkle / trzymamy się za ręce" - jest tak wielką pieśnią pochwalną, że czuję, że można, tym dobrem nawracać nieczułych, leczyć odrętwiałych.

"Max Koniec Polski" to utwór dedykowany zmarłemu niedawno Robertowi Brylewskiemu, dawnemu muzykowi Armii, pełen wspomnień (Max Koniec Polski - to pseudonim artysty, a dziwne futerko pandy, to ponoć największe pragnienie artysty, by mieć je na głowie gotowe do głaskania) i wizyjnych obrazów i z modlitwą za niego.

Płytę wieńczą: "Spokojne oko" - trochę zagadkowe - o przeświadczeniu, że wszystko się dobrze kończy, "Pod wulkanem" - o przemijaniu ("Teraz mogę się poddać, rozwiewa mnie wiatr") i o chęci przezwyciężenia słabości oraz "Rozmowa dusz" z tajemniczym szeptem "Szach-mat!".

Powstał wspaniały album, którego się nie spodziewałem (szczególnie po niezrozumiałych dla mnie płytach "Toń" i "Rimbaud" z Jacaszkiem i Trzaską, i eksperymentalnych "Osobliwościach")! Dodajmy, że jego współtwórcą jest syn - Stanisław, a grafikę płyty stworzyła córka - Nina. 

W czasach pandemicznych z braku możliwości koncertowania, Tomasz Budzyński wrzucał na YouTube akustyczne wykonania swoich przebojów pod hasłem "Koncert domowy". Oprócz piosenki zawsze była też opowieść o starych dobrych czasach i zawsze było "Dzień dobry". To "Dzień dobry" przeniknęło do piosenki - zwykłe słowo powitania, życzliwość, dobro, od którego warto zawsze zacząć.



Inne moje recenzje płyt Tomasza Budzyńskiego:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz