Autor: Piotr Gajda
Natalia Zalesińska, „Rzeczy delikatne”. Wydawnictwo „Tawa”, Chełm 2009. (Nagroda Główna w II Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim im. W. Iwaniuka, Siedliszcze 2008)
Jury II OKP im W. Iwaniuka tak uzasadniało wybór projektu książki poetyckiej Natalii Zalesińskiej do druku, który był jednocześnie nagrodą główną konkursu: „Utwory Natalii Zalesińskiej, opatrzone wspólnym tytułem Rzeczy delikatne są przykładem poezji kreującej indywidualną wizję świata. Autorka wykorzystuje bogaty zasób leksykalny, budując ciekawe i zaskakujące metafory. Stosuje przy tym swobodne rozczłonkowanie na wersety, co z jednej strony zaciemnia schemat składniowy, ale z drugiej – otwiera na interpretacyjną dowolność, tworzy nowe znaczenia poetyckich przenośni."
Szczerze mówiąc niewiele z tego wynika, dlatego warto przyjrzeć się samej książce. „Rzeczy delikatne” to tom późnej debiutantki, która pisze o sobie (o sobie jako o poetce) słowami pełnymi wątpliwości i obawy: „Nas już nic nie spotka, mamy stare serca. / A może urodzę wiersze?(…) / A może urodzę tylko smutek?” („Sen noś”). Niewątpliwie lirykę tę zaliczyć należy do poezji konfesyjnej, i przy tej okazji to jej czytelnik jednoznacznie odpowie autorce, że „urodziła” wiersze, ale wszystkie smutne. Nie wszystkie jednak jednakowo udane. W takim na przykład „Doznaniu” są wersy; „Obrałam owoce ziemi dla ptaków. / Później zaczęłam pisać list do mężczyzny, który przeczuwa.” Wersy, które już gdzieś słyszałem w tysiącu innych wierszy. Albo, jak w wierszu „W kobietach słoneczne popołudnie”, gdzie puenta zbytnio „odbiega”od poprzedzających ją strof, przez co wiersz traci swój stan skupienia. Czy też ryzykowna fraza w „To nie pozory ani kserokopia”; „Na oślizłych, rybich ulicach / morsa ton bije po oknach”. Na szczęście więcej jest tu fraz udanych, świadczących, że mamy do czynienia z w pełni już ukształtowaną wizją pisania; „ani odrobiny ciepła. / białe ściany – lustra weneckie. / stamtąd spoglądają ci, / którzy chcą skończyć tę historię. / a ty kładziesz się z nim / na fakturze dywanu – morskiej trawie. / do ucha wrzucasz srebrne grosze. / pojawiają się: pocałunki, pieszczoty, pozycje łyżeczek / i tak dalej, i tak dalej.” („W kociej kołysce”). Klucz do odczytania propozycji Zalesińskiej odnajduję w wieloczęściowym wierszu zatytułowanym „Bajeczki szeptane na ucho w sezonie ogórkowymi”, w którym to znalazły się wszystkie cechy charakterystyczne dla liryki poetki. Mamy tutaj obrazy natury otaczającej zewsząd podmiot liryczny, ale nie tej statycznej, a tej „współgrającej” z nim w jego obcowaniu ze światem: „i tak staniesz się rosalindą / na liściu w błękitach.”, „kosił łąkę, / nakosił w cholerę. kryliśmy się. / między nami kopce, / złociste snopy.”, „i tak, tak w babim lecie / staniesz przed ścianą i niebem. / ze szczelin barw wyfruną ptaki. / deszcz, groch na zboczach dachów.’’. To w tym właśnie utworze poetka w bezpretensjonalny sposób deklaruje; „A ja lubię zieleń. / I widzę to, czego ludzkie oko nie dostrzega, / bo człowiek zajmuje się gnojeniem: pół, łąk, / a przede wszystkim własnego życia.”. A jednak nie jest to tomik zawierający wiersze „proekologiczne”, choćby dlatego że sięgają one głęboko pod naskórek, który niby to przykrywa bolące miejsca jak liść, ale jednocześnie sam jest spękany i czasem krwawiący; „w drzewach łatwiej żyć, / są pozbawione pamięci, / tej co oplata…” („Rapsodia”), „Wszystko opada grudniem. / Wgryza się w dłonie, / a dłonie nie słyszą o niczym? i nie ma tamtej gorączki, / tylko zimne przygody ciała.” („Gong. Przestrzenie.”).
Szczerze mówiąc niewiele z tego wynika, dlatego warto przyjrzeć się samej książce. „Rzeczy delikatne” to tom późnej debiutantki, która pisze o sobie (o sobie jako o poetce) słowami pełnymi wątpliwości i obawy: „Nas już nic nie spotka, mamy stare serca. / A może urodzę wiersze?(…) / A może urodzę tylko smutek?” („Sen noś”). Niewątpliwie lirykę tę zaliczyć należy do poezji konfesyjnej, i przy tej okazji to jej czytelnik jednoznacznie odpowie autorce, że „urodziła” wiersze, ale wszystkie smutne. Nie wszystkie jednak jednakowo udane. W takim na przykład „Doznaniu” są wersy; „Obrałam owoce ziemi dla ptaków. / Później zaczęłam pisać list do mężczyzny, który przeczuwa.” Wersy, które już gdzieś słyszałem w tysiącu innych wierszy. Albo, jak w wierszu „W kobietach słoneczne popołudnie”, gdzie puenta zbytnio „odbiega”od poprzedzających ją strof, przez co wiersz traci swój stan skupienia. Czy też ryzykowna fraza w „To nie pozory ani kserokopia”; „Na oślizłych, rybich ulicach / morsa ton bije po oknach”. Na szczęście więcej jest tu fraz udanych, świadczących, że mamy do czynienia z w pełni już ukształtowaną wizją pisania; „ani odrobiny ciepła. / białe ściany – lustra weneckie. / stamtąd spoglądają ci, / którzy chcą skończyć tę historię. / a ty kładziesz się z nim / na fakturze dywanu – morskiej trawie. / do ucha wrzucasz srebrne grosze. / pojawiają się: pocałunki, pieszczoty, pozycje łyżeczek / i tak dalej, i tak dalej.” („W kociej kołysce”). Klucz do odczytania propozycji Zalesińskiej odnajduję w wieloczęściowym wierszu zatytułowanym „Bajeczki szeptane na ucho w sezonie ogórkowymi”, w którym to znalazły się wszystkie cechy charakterystyczne dla liryki poetki. Mamy tutaj obrazy natury otaczającej zewsząd podmiot liryczny, ale nie tej statycznej, a tej „współgrającej” z nim w jego obcowaniu ze światem: „i tak staniesz się rosalindą / na liściu w błękitach.”, „kosił łąkę, / nakosił w cholerę. kryliśmy się. / między nami kopce, / złociste snopy.”, „i tak, tak w babim lecie / staniesz przed ścianą i niebem. / ze szczelin barw wyfruną ptaki. / deszcz, groch na zboczach dachów.’’. To w tym właśnie utworze poetka w bezpretensjonalny sposób deklaruje; „A ja lubię zieleń. / I widzę to, czego ludzkie oko nie dostrzega, / bo człowiek zajmuje się gnojeniem: pół, łąk, / a przede wszystkim własnego życia.”. A jednak nie jest to tomik zawierający wiersze „proekologiczne”, choćby dlatego że sięgają one głęboko pod naskórek, który niby to przykrywa bolące miejsca jak liść, ale jednocześnie sam jest spękany i czasem krwawiący; „w drzewach łatwiej żyć, / są pozbawione pamięci, / tej co oplata…” („Rapsodia”), „Wszystko opada grudniem. / Wgryza się w dłonie, / a dłonie nie słyszą o niczym? i nie ma tamtej gorączki, / tylko zimne przygody ciała.” („Gong. Przestrzenie.”).
W wierszu „Przeczucie” Natalia Zalesińska najwyraźniej „przerażona” własną datą urodzenia i sprokurowaniem zbyt późnego według niej debiutu pisze tak: „tu nic nie kwitnie, / a ławki, ławeczki obnażają starość. / świat się kręci w złotolistnym kanu.” Albo też gnębi ją myśl, że być może „…sen w którym się spotykamy / śni ktoś trzeci.‘’ („We wszystkich językach. Zarys.”). Według mnie niesłusznie, bo „Rzeczy delikatne” to książka obiecująca i zwiastująca „dopiero” narodziny poetki. A to, że z racji stygmatu, jakim jest dla każdej kobiety w pewnym wieku jej własna data urodzenia, musi „obcować” ona z latawcami, fastrygami i rozmowami z umarłymi (jak pisze o tym w swoim wierszu) dodaje tej poezji pożądanego sznytu, którym jest osobiste przeżycie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz