„Przechodniem byłem między Wami…”
Autor: Piotr Gajda
"Anioły nad Pragą" - Praska noc Poetów. Rozstrzygnięcie I OKP "Prawy Brzeg". Warszawa, 31 maja 2009
Wierzę w znaki. W drodze do Warszawy, gdzieś pomiędzy Tomaszowem, a Rawą Mazowiecką mój PKS minął bus grupy Dżem zdążający z przeciwnej strony w stronę Katowic. Fajnie, pomyślałem, oni w trasie i ja w trasie – nie może być źle. I tak też było. Warszawa Zachodnia przywitała mnie ze stoickim spokojem, gorzej było ze mną, nie miałem pojęcia jak dostać się na ul. Senatorską. Niemniej Warszawiacy wbrew powszechnej opinii to ludzie uprzejmi. Szybka konsultacja najpierw ze starszym Panem, potem z równie leciwą Panią (nie wiem, czemu wyobrażałem sobie, że na pewno musieli brać udział w Powstaniu Warszawskim?) i już jechałem 158 we właściwą stronę (co prawda bez biletu i wiedzy, gdzie wysiąść – wychodzi znajomość W-wy only ze szkolnych wycieczek i Manifestacji Poetyckich), ale dzięki uprzejmości kolejnej staruszki tym razem napotkanej w autobusie wysiadłem tam, gdzie trzeba – przy Rotundzie i dalej poszło mi już jak z płatka – drogę wskazywali mi nawet bezdomni – jednemu z nich uiściłem za to opłatę w wysokości 90 groszy; Aleje Marszałkowskie, Ogród Saski, Plac Teatralny i byłem na Senatorskiej 3, przy wejściu do kawiarni „Literatka” w Domu Literatury na Krakowskim Przedmieściu (tam właśnie organizatorzy umówili spotkanie o godzinie 13.30). Ponieważ miałem jeszcze do niego dobre 1,5 godziny, postanowiłem przejść się po placu Zamkowym i Barbakanie. I tu Warszawa straciła do mnie, prowincjusza, cierpliwość. Nad Zamkiem Królewskim nastąpiło oberwanie chmury, które jednak szczęśliwie przeczekałem w bramie na końcu ulicy Rycerskiej. Padało gwałtownie równą godzinę, ale tuż przed terminem spotkania odzyskałem względy stolicy i mogłem przemieścić się z Barbakanu do „Literatki”. W środku po niewielkim zamieszaniu (kelnerzy nie mieli pojęcia, o jakie spotkanie mi chodzi?), trafiłem wreszcie do właściwej sali w piwnicy. Okazało się, że nie było ze mną jeszcze najgorzej – Agnieszka Smolucha z Krakowa (laureatka II nagrody) pokierowana przez zdezorientowaną obsługę kawiarni dosiadła się do jakiś chrzcin i chwilę to trwało zanim zorientowała się, że biesiadują tam osoby, które mają styczność raczej z białą kiełbasą, niż z białym wierszem. Później spuentował to świetnie Jarek Janowski mówiąc, że najgorsze jest zawsze pierwsze pół godziny zanim ustali się płeć dziecka, a potem już jakoś leci. Po kilku chwilach jednak udało się nam jakoś razem zgromadzić i przy wspólnym stole zasiedli; organizatorzy I OKP „Prawy brzeg” i imprezy poetyckiej „Anioły nad Pragą”, wspomniany już Jarek Janowski-Smoliński, Paweł Łęczuk, juror Andrzej Tchórzewski i laureaci – Paweł Podlipniak (ze swoją dziewczyną), Agnieszka Smołucha, Karol Graczyk, Teresa Radziewicz, Czesław Markiewicz i ja. Organizatorzy zafundowali laureatom żurek, kawę i napoje chłodzące, a Jarek Janowski i nieoceniony Andrzej Tchórzewski sypali jak z rękawa literackimi anegdotami (o Stachurze, Tyrmandzie, Cortazarze). Wybaczcie, ale na mnie ktoś, kto otrzymał Nagrodę Młodych razem z Hłaską, Bryllem i Śliwonikiem (Tchórzewski), to postać legendarna (a w dodatku to pierwszy w Polsce tłumacz E. Pounda i e.e. cummingsa). To człowiek, który wyrzucił Stachurę ze swojej grupy poetyckiej!! Natomiast z Czesławem Markiewiczem łączy mnie pewna anegdota, która jest jedną z tych magicznych chwil tworzących czwarty wymiar w relacjach międzyludzkich. Pozwolę ją sobie tutaj w całości przytoczyć (Czesławowi się spodobała). Otóż w 1988 roku byłem żołnierzem służby zasadniczej i służyłem w Opolu. Pewnego dnia przeskoczyłem przez mur jednostki i bez przepustki ruszyłem w miasto. Odwiedziłem księgarnię, a potem udałem się na dwa seanse do kina – pamiętam je do dzisiaj – były to filmy „Po godzinach” Scorsese i „Świadek mimo woli” Coppolli. Kiedy wieczorem wróciłem do jednostki pokonując tą samą drogę przez mur, na kompanii trwała już awantura – moja ucieczka została odkryta przez dowódcę, porucznika H. Ów H., gdy tylko mnie ujrzał ryknął – „Gdzieś, k…. był?" Na co w chwili olśnienia błyskawicznie odpowiedziałem – „Książkę poszedłem kupić.” Wtedy on – „Jaką, k…. książkę?!” Wówczas to wyjąłem z kieszeni spodni wspomniane wydawnictwo; „Nowe Roczniki – Poeta jest jak dziecko” – antologię poetów wkraczających w życie literackie od 1975 roku. Porucznik H. wyrwał mi książkę z rąk, przekartkował, a potem zbolałym głosem powiedział: „Gajda s……..!" I tak oto mi się upiekło. A co ma to wspólnego z Czesławem Markiewiczem? Otóż wśród 60 umieszczonych w antologii poetów jest także on i jego wiersze, które podówczas – ponad 20 lat temu czytywałem (strona 231). Magic moments… Z „Literatki” przemieściliśmy się autobusem Z- 1 na drugą stronę Wisły na ulicę Targową, gdzie organizatorzy wynajęli dla nas hostel („po drodze” dałem Andrzejowi Tchórzewskiemu antologię łódzkich debiutów „Na grani”, bo po drodze trochę rozmawialiśmy o „mŁodzi”). W porównaniu z hostelem, w którym mieszkałem dwukrotnie podczas mojego pobytu na Manifestacjach, ten przy Targowej to luksusowy apartament. Gdybym podczas moich poprzednich wizyt w W-wie mieszkał właśnie w nim, moja książka byłaby zbiorem wierszy optymistycznych. Na miejscu napiliśmy się kawy, przez chwilę posłuchaliśmy Czesława (który jest równie dobrym gawędziarzem jak panowie Jarek i Andrzej) i ruszyliśmy w stronę Parku Praskiego. Na zapleczu muszli koncertowej szybko i sprawnie dokonały się formalności związane ze zwrotem pieniędzy za podróż – nagrody tymczasem „wędrowały” na nasze konta – na stole pojawiły się szaszłyki i…napoje chłodzące. Paweł Luis przechodził sam siebie – takiej opieki nie zapewniłyby nam nasze własne matki! Jarek Janowski, który prowadził całą imprezę wbił się we frak (ktoś z nas powiedział, że wygląda jak Bogusław Kaczyński, lecz przed wylewem), do naszej grupki laureatów dołączył Radek Wiśniewski, pojawili się dwaj pozostali jurorzy – Zbyszek Milewski (z rodziną) i Maciej Woźniak. Jurorzy podpisywali grawertony, a my szykowaliśmy się do uroczystego ich odebrania i zaprezentowania publiczności naszych wierszy. O dziwo, na widowni zebrała się całkiem pokaźna grupa widzów (z pewnością to nie my byliśmy główną atrakcją koncertu, ale publika szczodrze nagradzała nas oklaskami!). Na zakończenie bloku poetyckiego wszyscy nagrodzeni i wyróżnieni poeci rozdali wśród publiczności wydawnictwo, w którym znalazły się wszystkie nagrodzone w konkursie utwory. Na scenie pojawił się Stanisław Sojka, który obok grupy Trzy Dni Później, Małgorzaty Wojciechowskiej z Teatru „Rampa” i kwintetu jazzowego Wojciecha Majewskiego był główną atrakcją imprezy. Dalsza część „Aniołów nad Pragą” (nieoficjalna) odbyła się w miejscu naszego zakwaterowania. Znikł gdzieś Andrzej Tchórzowski i Maciej Woźniak, Zbyszek Milewski i jego rodzina się pożegnali, Radek Wiśniewski musiał wracać do Brzegu, opuścił nas Paweł Podlipniak i jego towarzyszka, dołączył za to Piotrek Kuśmirek (autor „Zimnych zabawek” i „Tria”), który przyszedł obejrzeć praskie widowisko oraz trójka znajomych Pawła Luisa. Jarek Janowski zdjął frak i powrócił do „ludzkich kształtów”. W hostelu poeci rozmawiali o poezji – konkursach, znajomych poetach, portalach literackich i własnych słowach w druku. Wszyscy doszliśmy do wniosku, że na planecie, która w sposób drastyczny ulega „cywilizacyjnej degradacji” więzi między ludźmi są niezwykle istotne. Tak, wyłącznie poeci czytają poetów, ale wspólne, poetyckie spotkania, to wciąż to, co w tym wszystkim jest najważniejsze. Stąd warto brać udział w konkursach poetyckich. Oczywiście, liczy się nagroda finansowa, takie czasy, ale istota rzeczy wciąż polega na rozmowie i patrzeniu drugiemu człowiekowi w oczy. Świat może ocaleć jedynie poprzez kulturę, może wiersze go ocalą? O 23.00 zadzwonił do Pawła Luisa Andrzej Tchórzewski i serdecznie nas pozdrawiał. Karol Graczyk, który nazajutrz wybierał się do Gdańska pożegnał się z nami około godziny 24.00, kilkanaście minut później i ja pogrążyłem się w objęciach Morfeusza. W sąsiednim pokoju nadal spożywano napoje chłodzące i wciąż trwała całonocna dyskusja, której głównym interluktorem był niezniszczalny Czesław Markiewicz…Kiedy o 3.35 nad ranem wstałem, wziąłem prysznic, a potem ponownie dołączyłem do dyskutujących, zauważyłem, że noc i konsumpcja dokonała pewnych spustoszeń wśród dyskutantów, ale wspaniała ich większość nadal była w niezłej formie. Karol i ja serdecznie ich pożegnaliśmy, zwłaszcza Pawła Luisa, który wykazał się niesamowitym hartem ducha jako organizator i poeta. W drodze na dworzec Warszawa Wschodnia, wspólnie z Karolem pogrążyliśmy się we mgle, która przykryła całą Pragę. Budynek dworca wynurzył się z niej po około 15 minutowym marszu. Pożegnałem Karola i pociągiem do Skierniewic „przebiłem się” na Warszawę Zachodnią, skąd o 7.45 miałem pierwszy PKS do domu. Kawa z automatu, kanapka, lektura „Notatnika Satyrycznego”, którego redaktorem jest Jarek Janowski, rozmyślania nad wydarzeniami dnia poprzedniego – wszystko to razem pozwoliło mi dotrwać do chwili odjazdu. Kiedy w drodze powrotnej przejeżdżałem przez Rawę Mazowiecką w radio autobusu rozbrzmiała piosenka zespołu Harlem z refrenem zaczynającym się od słów: „Prowadzi mnie jakaś nieznana siła, która nadaje życiu sens…”. Jak już wspomniałem, jestem naiwny jak dziecko, które wciąż wierzy w znaki…
Gościnna brama, która uchroniła mnie przed „warszawskim potopem”
„Literatka” (miejsce, w którym obiady spożywał Tyrmand).
Współcześnie: na żurek czekają Paweł Luis i Karol Graczyk.
Przyzwoity hostel na Targowej (od lewej: Tereska Radziewicz, Agnieszka Smołucha, Czesław Markiewicz, Paweł Luis).
Od lewej: Czesław Markiewicz, Andrzej Tchórzewski,
Jarosław Janowski.
„Anioły nad Pragą” – scena w Parku Praskim, miejsce akcji.
„Za sceną” (Radek Wiśniewski i „połówka” Karola Graczyka)
Majewski Quintet w programie „Grechuta”
Stanisław Sojka, „gwiazda” imprezy
Jarek Janowski (prowadzący i „alter ego” Bogusława Kaczyńskiego)
Piotrze, kiedy miałeś czas na napisanie tego wszystkiego???
OdpowiedzUsuńDzięki za ciepłe słowa.
Najlepszego!!!
PŁ
Ach, co to była za impreza... :D
OdpowiedzUsuńSerdeczności.
reteska