Autor: Krzysztof Kleszcz
SZYMON BABUCHOWSKI - "Rozkład jazdy", Biblioteka Toposu, Sopot 2011.
Sporo dziś dykcji poetyckich pełnych wulgarności i cynizmu. Króluje dosadność, reakcja na coraz brutalniejszy świat – wizja rozdeptanego hamburgera, włosy łonowe na ubikacji. Na drugim biegunie dykcji poetyckich są poeci, którym nie straszny wysoki ton. Ich patronem jest Zbigniew Herbert. W tej grupie jest Szymon Babuchowski, a fraza „Rovigo albo Łazy – obrazy bez głosu / kiedy zamykasz oczy wloką się za tobą” inspirowana wierszem mistrza, uczyniła motywem kluczowym książki - podróż, zmianę miejsca. Jest tu pełna afirmacja życia, na przekór powszechnemu osądowi, że tylko „krzywda, ból, śmierć tworzą poezję”.
Poetycki warsztat Babuchowskiego nie podlega dyskusji. Umiejętność pisania „trzynastką”, przekonująca parafraza „Lokomotywy” Tuwima w „Podróży”, czy Czechowiczowe aliteracje w „Nie opiszę”, to przykłady sporego kunsztu. Lubi jeździć pociągami – napisał o sobie w notce, stąd „Stukot tylko stukot w niebie w ciele w ziemi” w bardzo dobrym wierszu otwarcia.
Wiersz o rodzinnym mieście ma puentę o czułości (odesłała mnie ona do świetnych wierszy Dehnela i Kobierskiego). Zatem porównajmy:
„To opowiada: nie jesteście sami / ze skazaną na klęskę próbą bycia wiernym, / z waszym nikłym ciężarem ułomnej materii, z waszą kruchością wiązań i bezbronną skórą. / Przegra wszystko: nożyce i papier i kamień. / Coś gwiazdami obraca – lecz nie jest to czułość” (Jacek Dehnel, „Big Splash” z tomu „Brzytwa okamgnienia”)
„Pył gwiezdny, lód i gaz, światło, kwarki, atomy. / Choć i to coś porusza, utrzymuje przy życiu. / I nawet jeśli nie wiadomo po co – jest tym właśnie czułość.” (Radosław Kobierski „Miejsca, które nic nie znaczą” z tomu „Lacrimosa”)
„bo przecież ktoś patrzy / ktoś dla waszej wierności ma niezmienną czułość / ktoś widzi jak płoniecie – i płonie wraz z wami” (Szymon Babuchowski „Katowice”)
Żartem mówiąc: są tu trzy cytaty, w których temperatura jest różna: - 273 stopni, 36,6 stopni i 1000 stopni Celsjusza. A ten ogień – to oczywiście niezachwiana wiara. I nią wypełnione są też udane wiersze: o kancelistce ( „bo skoro moje imię ciągle tkwi w tej księdze / świat się nie rozpadł i Bóg mnie pamięta”), czy o opactwie w Tyńcu („jesteś – wiem, że tu jesteś – nie schowasz się Boże”; „tylko my jesteśmy / jak ramy bez obrazu jak nuty bez klucza”). Metafizyka w tych wierszach jest szczególna. Kto ma uszy, niechaj słucha: „ogromne serce bije pod pancerzem z wody / posłuchaj tego rytmu zanurz się w te basy”(„Morze Czarne”), albo gdy siebie, zapatrzonego w cud, autor umiejscawia wśród kamiennych olbrzymów z Wyspy Wielkanocnej („Wyspa”).
Z poematu „Anglia”, swoistego reportażu, wybieram taki fragment „po co to patetyczne time to say good bye / skoro we mnie gra jeszcze I still haven’t found”. A propos patosu, to – jednak, szkoda, że jest go tu w nadmiarze np. w zakończeniu, podobnie w „Obrączce” i w „***”, gdy żona staje się „najświętszym obrazem”...
Ale spróbuj odmówić urody cytatowi: „W pogodnym pogowaniu już nie ty się zderzasz” („Kokotek. 20 lat później”), odmówić humoru „Viva Hel”? „Język Polski wywalony w morze”. A puenta z Japończykiem w „Poranku w Vezelay”? Spodoba się zwłaszcza mojemu przyjacielowi, którego fotografie „przyrody o piątej rano” zdobią moją ścianę.
Babuchowski podejmując metafizyczne tematy znajduje złoty środek: np. „Tren smoleński” pozbawiony jest egzaltacji obecnej u Wojciecha Wencla. I jeśli, w kilku wierszach miałem wątpliwości przy metaforach dopełniaczowych, to górą jest poetycka precyzja: np. w „Nie opiszę”, w „Uciekających domach”, w ekfrazie obrazu Mompera „Horyzont”, czy w jesiennym smutku „Turawy”. Babuchowski opisał wszechobecny pęd, szaloną gonitwę. Nazwał jego sens: „po drugiej stronie oczu widzieć rozkład jazdy”.
SZYMON BABUCHOWSKI - "Rozkład jazdy", Biblioteka Toposu, Sopot 2011.
Sporo dziś dykcji poetyckich pełnych wulgarności i cynizmu. Króluje dosadność, reakcja na coraz brutalniejszy świat – wizja rozdeptanego hamburgera, włosy łonowe na ubikacji. Na drugim biegunie dykcji poetyckich są poeci, którym nie straszny wysoki ton. Ich patronem jest Zbigniew Herbert. W tej grupie jest Szymon Babuchowski, a fraza „Rovigo albo Łazy – obrazy bez głosu / kiedy zamykasz oczy wloką się za tobą” inspirowana wierszem mistrza, uczyniła motywem kluczowym książki - podróż, zmianę miejsca. Jest tu pełna afirmacja życia, na przekór powszechnemu osądowi, że tylko „krzywda, ból, śmierć tworzą poezję”.
Poetycki warsztat Babuchowskiego nie podlega dyskusji. Umiejętność pisania „trzynastką”, przekonująca parafraza „Lokomotywy” Tuwima w „Podróży”, czy Czechowiczowe aliteracje w „Nie opiszę”, to przykłady sporego kunsztu. Lubi jeździć pociągami – napisał o sobie w notce, stąd „Stukot tylko stukot w niebie w ciele w ziemi” w bardzo dobrym wierszu otwarcia.
Wiersz o rodzinnym mieście ma puentę o czułości (odesłała mnie ona do świetnych wierszy Dehnela i Kobierskiego). Zatem porównajmy:
„To opowiada: nie jesteście sami / ze skazaną na klęskę próbą bycia wiernym, / z waszym nikłym ciężarem ułomnej materii, z waszą kruchością wiązań i bezbronną skórą. / Przegra wszystko: nożyce i papier i kamień. / Coś gwiazdami obraca – lecz nie jest to czułość” (Jacek Dehnel, „Big Splash” z tomu „Brzytwa okamgnienia”)
„Pył gwiezdny, lód i gaz, światło, kwarki, atomy. / Choć i to coś porusza, utrzymuje przy życiu. / I nawet jeśli nie wiadomo po co – jest tym właśnie czułość.” (Radosław Kobierski „Miejsca, które nic nie znaczą” z tomu „Lacrimosa”)
„bo przecież ktoś patrzy / ktoś dla waszej wierności ma niezmienną czułość / ktoś widzi jak płoniecie – i płonie wraz z wami” (Szymon Babuchowski „Katowice”)
Żartem mówiąc: są tu trzy cytaty, w których temperatura jest różna: - 273 stopni, 36,6 stopni i 1000 stopni Celsjusza. A ten ogień – to oczywiście niezachwiana wiara. I nią wypełnione są też udane wiersze: o kancelistce ( „bo skoro moje imię ciągle tkwi w tej księdze / świat się nie rozpadł i Bóg mnie pamięta”), czy o opactwie w Tyńcu („jesteś – wiem, że tu jesteś – nie schowasz się Boże”; „tylko my jesteśmy / jak ramy bez obrazu jak nuty bez klucza”). Metafizyka w tych wierszach jest szczególna. Kto ma uszy, niechaj słucha: „ogromne serce bije pod pancerzem z wody / posłuchaj tego rytmu zanurz się w te basy”(„Morze Czarne”), albo gdy siebie, zapatrzonego w cud, autor umiejscawia wśród kamiennych olbrzymów z Wyspy Wielkanocnej („Wyspa”).
Z poematu „Anglia”, swoistego reportażu, wybieram taki fragment „po co to patetyczne time to say good bye / skoro we mnie gra jeszcze I still haven’t found”. A propos patosu, to – jednak, szkoda, że jest go tu w nadmiarze np. w zakończeniu, podobnie w „Obrączce” i w „***”, gdy żona staje się „najświętszym obrazem”...
Ale spróbuj odmówić urody cytatowi: „W pogodnym pogowaniu już nie ty się zderzasz” („Kokotek. 20 lat później”), odmówić humoru „Viva Hel”? „Język Polski wywalony w morze”. A puenta z Japończykiem w „Poranku w Vezelay”? Spodoba się zwłaszcza mojemu przyjacielowi, którego fotografie „przyrody o piątej rano” zdobią moją ścianę.
Babuchowski podejmując metafizyczne tematy znajduje złoty środek: np. „Tren smoleński” pozbawiony jest egzaltacji obecnej u Wojciecha Wencla. I jeśli, w kilku wierszach miałem wątpliwości przy metaforach dopełniaczowych, to górą jest poetycka precyzja: np. w „Nie opiszę”, w „Uciekających domach”, w ekfrazie obrazu Mompera „Horyzont”, czy w jesiennym smutku „Turawy”. Babuchowski opisał wszechobecny pęd, szaloną gonitwę. Nazwał jego sens: „po drugiej stronie oczu widzieć rozkład jazdy”.
Czyli że Biblioteka Toposu wydała w końcu coś dobrego? Nie wierzę ;)
OdpowiedzUsuńEpid,
OdpowiedzUsuńzawsze z rezerwą odnoszę się generalizowania. przy tej okazji zapewniam Cię, że wiara czyni cuda :)
serdeczności!
piotr