„…kultura od początku swego istnienia różnicuje i hierarchizuje. Sztuka jest ze swej natury niedemokratyczna, elitarna. Strój, sposób mówienia, tematy rozmowy, oczytanie - wszystko to pozwalało przez lata odróżnić prostaka od człowieka wykształconego. Obecnie te granice się zacierają. Znaleźć na Kongresie mężczyznę w krawacie było równie trudno, jak wysłuchać kogoś, kto prawidłowo powiedziałby "w dwa tysiące jedenastym". Nawet dyrektor Instytutu Adama Mickiewicza czy redaktor największego w Polsce tygodnika mówili z uporem maniaków "w dwutysięcznym jedenastym". Zgroza, ale tylko dla nielicznych. Od wykładowcy UŁ usłyszałem, że nie można wykluczać z dyskusji o kulturze ludzi mówiących niepoprawnie” – twierdzi na portalu reymont.pl Piotrek Grobliński, jako „jeden z niewielu twórców obecnych na wszystkich sesjach”, który diagnozuje w ten sposób zakończony właśnie Regionalny Kongres Kultury. A ja doświadczając tej wypowiedzi mam ochotę zapytać: „a co z Jeanem Genetem, Janem Himilsbachem, Zdzisławem Maklakiewiczem, Nikiforem, Rafałem Wojaczkiem, Basquiatem, Tupackiem Shakurem i dajmy na to artystami z nurtu punk rocka?”. Czy, drogi Piotrze, aby na pewno ich wszystkich wykluczałby z tej dysputy wysokiego bon tonu brak krawata i nadmierne niekiedy używanie wyrażenia „motherfucker”? Jeśli tak, to myślę sobie, że dobrze się stało, iż nie „wzięłem” udziału w ani jednej z tych elitarnych sesji.
(p)
Przecież kongres w ogóle nie był elitarny! O czym swiadczy brak obowiązującego oficjalnego stroju, swobodny dostęp do obrad itp. To raczej wspomniany P.G. chciałby, jak sądzę, posmakować elitarności, wykluczając tych, którzy do rozmowy o kulturze siadają bez muszek i krawatów oraz tych, którzy używają innego języka do opisu rzeczywistości.
OdpowiedzUsuństąd też odnoszę się nieco ironicznie do tej konkretnej wypowiedzi, a szczególnie do organizującej się za jej pomocą wizji (kulturotwórczych sesji, których desygnatem byłby krawat i należyta wymowa liczebników porządkowych ;)
OdpowiedzUsuńpiotr