KATARZYNA MICHALCZAK "Pamięć przyjęć", Dom Literatury, 2017.
Książka nagrodzona w XII Ogólnopolskim Konkursie Poetyckim im. Jacka Bierezina to poezja małych liter, drobnych spraw. Migawki, błyski codzienności. Zapowiadają ją zdjęcia z książki: przypadkowe ujęcia przypadkowych miejsc i rzeczy. Breloczek, resorak, jednorazowy długopis, głowa dziecka przed wirnikiem pralki, dinozaur w szale w foliowym szalu...
"wracam do wszystkich moich "nigdy więcej". jak ja im spojrzę w oczy." Kobiece chichotki, trochę bałaganu damskiej torebki. Surrealne porównania. Wyświetla się Bargielska! (coś jak "Y jedli i nasycili się.") I Przybyła! (z jego wariactwem, nonsensem, bakłażanem). Surrealizm, który krzyczy z zakochania: "Co z tą fotą i tofu?"
Mętlik kosmatych myśli "jaram się jak mój były. nie powinieneś widzieć, ile jest jego we mnie." Takie bazgrołki na marginesach świata. "biegacze pozdrawiają się w drodze jak auta.", "piękny pijak: połączony srebrną żyłką / z kosmosem." I hormony buzujące między słowami. Łatwo się poddać urodzie tych fraz. Choć trzeba zrozumieć tych, którym przeszkadzać będzie, że ten boks to waga piórkowa. Słodko jak na filmach Disneya. Wyobrażam sobie, że słowa to makaron i autorka wyciągała je ustami ze słowników. "budzisz się nad ranem i od razu jesteś / orkiestrą symfoniczną. i szykuj się / na krew i stupor, trupy w kształcie serca."
Rozmowy kochanków o śmierci, w tle bawiący się syn. Wulgaryzmy, kolokwializmy, jak pieprz, jak ząbek czosnku ("gdybyś szedł tędy, chciałabym się r#$%ać"). Alergia na truskawki, seks z nowym partnerem, wygłupy i niestworzone rzeczy o kasztanach i mieczach świetlnych. Orgazm i "zupa w pytkę" ("soczewica, kapusta, zwykły / pęczak.") Zachwyt słowem. Zaraźliwy zachwyt słowem.
"twoje dziecko / jest o mnie zazdrosne. // płacze, kiedy cię nie ma. żeby spojrzało na mnie, / udaję zwierzęta." Apostrofy do przedmiotów, kiedy działają endorfiny, kofeina, kiedy wszystko działa, a wiersze piszą się same. O bieganiu w Warszawie. Lekko. Jest zapach kwiatowych perfum. Czy te wiersze to zaklęcia do otwierania sezamów, czy tylko słodkie sezamki?
"wracam do wszystkich moich "nigdy więcej". jak ja im spojrzę w oczy." Kobiece chichotki, trochę bałaganu damskiej torebki. Surrealne porównania. Wyświetla się Bargielska! (coś jak "Y jedli i nasycili się.") I Przybyła! (z jego wariactwem, nonsensem, bakłażanem). Surrealizm, który krzyczy z zakochania: "Co z tą fotą i tofu?"
Mętlik kosmatych myśli "jaram się jak mój były. nie powinieneś widzieć, ile jest jego we mnie." Takie bazgrołki na marginesach świata. "biegacze pozdrawiają się w drodze jak auta.", "piękny pijak: połączony srebrną żyłką / z kosmosem." I hormony buzujące między słowami. Łatwo się poddać urodzie tych fraz. Choć trzeba zrozumieć tych, którym przeszkadzać będzie, że ten boks to waga piórkowa. Słodko jak na filmach Disneya. Wyobrażam sobie, że słowa to makaron i autorka wyciągała je ustami ze słowników. "budzisz się nad ranem i od razu jesteś / orkiestrą symfoniczną. i szykuj się / na krew i stupor, trupy w kształcie serca."
Rozmowy kochanków o śmierci, w tle bawiący się syn. Wulgaryzmy, kolokwializmy, jak pieprz, jak ząbek czosnku ("gdybyś szedł tędy, chciałabym się r#$%ać"). Alergia na truskawki, seks z nowym partnerem, wygłupy i niestworzone rzeczy o kasztanach i mieczach świetlnych. Orgazm i "zupa w pytkę" ("soczewica, kapusta, zwykły / pęczak.") Zachwyt słowem. Zaraźliwy zachwyt słowem.
"twoje dziecko / jest o mnie zazdrosne. // płacze, kiedy cię nie ma. żeby spojrzało na mnie, / udaję zwierzęta." Apostrofy do przedmiotów, kiedy działają endorfiny, kofeina, kiedy wszystko działa, a wiersze piszą się same. O bieganiu w Warszawie. Lekko. Jest zapach kwiatowych perfum. Czy te wiersze to zaklęcia do otwierania sezamów, czy tylko słodkie sezamki?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz