Queen of The Stone Age "...Like Clockwork", 2013.
Queens of The Stone Age to wyjątkowy zespół. Nie sądzę, by ktoś kto zna wcześniejsze dokonania zespołu, poddawał w wątpliwość geniusz Josha Homme. Przyznam jednak, że dopiero tą płytą jestem naprawdę zachwycony. To album wielowymiarowy. Siła muzyki rockowej tkwi nie tylko w naparzaniu po strunach czy garach, ale w idealnych proporcjach pomiędzy ostrym punkowym brzmieniem (np. kanonada "My God is The Sun") i delikatnością (np. "The Vampyre..."). Dziesięć pieśni, absolutnie pięknych. I nie zohydzą mi ich obrzydliwe, turpistyczne teledyski reklamujące płytę pełne jakiś pokracznych monstrów (to być może ukłon w stronę młodszych słuchaczy). W mojej głowie wyświetla się inny film. Płyta do wielokrotnego odsłuchu - do wychodzenia z dołów "za pomocą podkopu", do robienia sobie jaj z jesiennej deprechy.
1.
"Keep Your Eyes Peeled" zaczyna się monotonnym rytmem perkusji i mocnym basem. To dobre
hipnotyzujące intro. Pierwsze ciosy, które chętnie rozdaje ten album. Psychodeliczny klimat tworzą nie tylko muzyka, ale i tekst o zagubieniu, zdołowaniu i dyszeniu z przerażenia.
2.
Druga pieśń to radiowy przebudzacz. Pieśń o tym, że ona powiedziała "chłopcze, znajdź sobie miłość z kimś nowym"... Doskonały refren. "Ty i ja i kłamstwo. Cisza jest bliżej. Mijamy statki w nocy."
3.
"Chcę, żeby Bóg przyszedł i zabrał mnie do domu" - piękno tej kompozycji umiem porównać tylko do
piosenek Radiohead. To smutne "Hura" rzucone od niechcenia, obok wyznania: "żyję". Wampir czasu wyssał całą krew, "nie czuję żadnej miłości"... Upojenie smutkiem, "mówię, oddycham, jestem niekompletny". Walec rozjeżdża mnie...
4.
"If I Had a Tail" rzuca mnie na kolana. Cyniczny tekst, o tym, że jesteśmy maszynami w mieście ze szkła, "w krainie darmowej lobotomii", zobojętnieni, bez szans na satysfakcję. "Biegnij, biegnij nie uciekniesz daleko".
5.
Piękny riff rozpoczyna "My God is the Sun". O tym, by na pustyni dać się wypalić słońcu. Mocarna pieśń.
Zwariowana.
6.
Uspokojenie. Kołysanka (taka ze "Śpij aniele mój"), z przebudzeniem nagłym riffem, jakby rozłamaniem
spokojnego świata na pół... Tu maczał swe paluszki wariat - Trent Reznor z NIN... Gapimy się w lustro przy goleniu, zaglądamy sobie w przekrwione oczy.
7.
Z gościnnym udziałem m.in. sir Eltona Johna (na pianinku) i Marka Lanegana (dośpiewuje coś), o żegnaniu fałszywych przyjaciół, nałogów. Przywołuje dla mnie przebojowość najlepszych numerów Foo Fighters (w końcu na perkusji: Dave Grohl)
8.
Zwariowany wokal prowadzi melodię "Smooth Sailing". Jeszcze piękniej dzieje się pod koniec, gdy zabawowy taneczny rytm przeradza się w prawdziwą neurozę. Piosenka o szukaniu guza po alkoholu. Zabawowy rytm z zawrotem głowy.
9.
Potężny utwór... Z jakimś uniesieniem, wzlotem z zaskakującymi ekshibicjonizmem wyznaniami o
zakochiwaniu się i o gruchnięciu o Ziemię... Dramatyczny, tragiczny, pełen patosu.
10.
Pianinko (z inspiracji "Dark Side of The Moon"?), falset... "Tęsknię, kochanie... Nie wszystko co odchodzi, powraca..." Wzruszenie. To ono czai się w tych oczach?
piątek, 27 września 2013
niedziela, 22 września 2013
Krystyna Dąbrowska laureatką Nagrody Kościelskich 201
Jury Fundacji Kościelskich w składzie E. Bieńkowska, W. Bolecki, A.
Estreicher, J. Jarzębski, F. Rosset, E. Zając, J. Zieliński, na
posiedzeniu 21 września 2013 roku w Lozannie (Szwajcaria)
– przyznało Nagrodę Kościelskich za rok 2013 Krystynie Dąbrowskiej za
książkę poetycką "Białe krzesła" (Wydawnictwo Wojewódzkiej Biblioteki
Publicznej i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu, 2013).
Jak napisano w uzasadnieniu: „Jury nagrodziło poezję wrażliwą na ulotne tematy naszej codzienności, intensywnie przeżywane emocje i uczucia, precyzyjnie dostrzegającą w naszej egzystencji to wszystko, co jest niedomówieniem, milczeniem, trudnym do wyrażenia szukaniem jej ukrytych znaczeń”.
Krystyna Dąbrowska (ur. 1979) – jest poetką, tłumaczką, recenzentką. Absolwentka wydziału grafiki warszawskiej ASP. Debiutowała tomem wierszy Biuro podróży (2006). Publikowała m.in. w „Twórczości”, „Odrze”, „Kwartalniku Artystycznym”, „Nowych Książkach”. Jej przekłady wierszy W.C. Williamsa, W.B. Yeatsa, T. Hardy’ego i T. Gunna były drukowane w „Literaturze na Świecie”.
Jak napisano w uzasadnieniu: „Jury nagrodziło poezję wrażliwą na ulotne tematy naszej codzienności, intensywnie przeżywane emocje i uczucia, precyzyjnie dostrzegającą w naszej egzystencji to wszystko, co jest niedomówieniem, milczeniem, trudnym do wyrażenia szukaniem jej ukrytych znaczeń”.
Krystyna Dąbrowska (ur. 1979) – jest poetką, tłumaczką, recenzentką. Absolwentka wydziału grafiki warszawskiej ASP. Debiutowała tomem wierszy Biuro podróży (2006). Publikowała m.in. w „Twórczości”, „Odrze”, „Kwartalniku Artystycznym”, „Nowych Książkach”. Jej przekłady wierszy W.C. Williamsa, W.B. Yeatsa, T. Hardy’ego i T. Gunna były drukowane w „Literaturze na Świecie”.
poniedziałek, 16 września 2013
Jak Tuwim na ławeczce
KONCERT ZESPOŁU BULDOG, OK TKACZ, 12.09.2013
O płycie "Chrystus miasta" pisałem na blogu. Słuchanie tych piosenek na żywo - to jest dopiero przeżycie.
O płycie "Chrystus miasta" pisałem na blogu. Słuchanie tych piosenek na żywo - to jest dopiero przeżycie.
Siedziałem grzecznie na krzesełku jak Tuwim na ławeczce, ale do czasu. Na ostatnie kilka piosenek ruszyłem w szaleńczy pląs. Przy "Do prostego człowieka" z "Bujać to my panowie szlachta!" to już całkiem zdarłem gardło. Na repertuar koncertu składały się przede wszystkim piosenki z płyt "Chrystus miasta" i "Laudatores Temporis Acti", na których przeważają teksty Juliana Tuwima. Z płyty "Kazikowej" były dwie piosenki "Elita" i "Jeszcze będziesz z nami"...
Zaczęło się od świetnie narastającego "Chrystusa miasta": "Tańczyli na moście, tańczyli noc całą...". Genialnie zaśpiewane przez Tomasza Kłaptocza mocarne refreny: "Nie przyłączajcie się do nas", "Pamiętajcie, że tutaj wy, zamyśleni przechodnie, wy jesteście tu generałami" to wspaniałe dumne protest-songi. Nie ma lepszego zespołu na Rok Tuwima. A widok młodych ludzi krzyczących poezję, to już "serce roście"...
Płyty po koncercie sprzedawały się znakomicie - to znak, że Tomaszów był zachwycony. Wiem, że przyjechali fani Buldoga z Łodzi - znaczy "wpadli na dzień Tomaszowa"...
poniedziałek, 2 września 2013
Hymny, fanfary, żółw i zombiaki
DEEP PURPLE "Now What?!", 2013.
Deep Purple to klasycy, a płyty "In Rock", "Machine Head" czy "Perfect Stranglers" można oprawić w ramki. I brzdąkać na jednej strunie "Smoke on The Water", i wyć "Child in Time" doprowadzając się do uniesień. Ale panowie się skrzyknęli i nagrali coś nowego. Nie czuję na tej płycie jednego dźwięku napinania się, jest moc, spontan. Są cytaty sprzed lat, jest trochę retro.
Słucham "Now What?" od dwóch miesięcy. Zwykle zaczynam od "Hell to Pay"... To numer o ludziach, którzy głoszą oszukańcze hasła "Czas na rewolucję, jesteśmy wszyscy gotowi umrzeć, będzie piekło do zapłaty!", a w rzeczywistości grzeją swe tyłki w stołkach. Numer o energii najlepszych wyczynów AC/DC, mógłby reklamować napoje energetyczne.
Być może jeszcze lepszą wizytówką albumu jest gniewny, złowrogi "Out of Hand". Dostaje się tym, którzy są bogaci, ale chcą jeszcze i jeszcze.
Ale można zacząć od początku. Płyta fajnie się rozkręca. Dwa pierwsze numery: "A Simple Song" i "Weirdistan" - brzmią jakby czas się zatrzymał na 1984...
Słucham "Now What?" od dwóch miesięcy. Zwykle zaczynam od "Hell to Pay"... To numer o ludziach, którzy głoszą oszukańcze hasła "Czas na rewolucję, jesteśmy wszyscy gotowi umrzeć, będzie piekło do zapłaty!", a w rzeczywistości grzeją swe tyłki w stołkach. Numer o energii najlepszych wyczynów AC/DC, mógłby reklamować napoje energetyczne.
Być może jeszcze lepszą wizytówką albumu jest gniewny, złowrogi "Out of Hand". Dostaje się tym, którzy są bogaci, ale chcą jeszcze i jeszcze.
Ale można zacząć od początku. Płyta fajnie się rozkręca. Dwa pierwsze numery: "A Simple Song" i "Weirdistan" - brzmią jakby czas się zatrzymał na 1984...
Hołdem dla zmarłego rok temu Jona Lorda (to z nim nagrywała tomaszowianka Katarzyna Łaska) jest "Above and Beyond" - prawdziwy hymn z patetycznym tekstem "o duszach splecionych na zawsze", o spoglądaniu w niebo i o tym, że "być może odchodzę, ale nie zniknę". Naprawdę udany.
Interesująco brzmi "Uncomming Man" (z odwołaniem do słynnego utworu Emerson, Lake And Palmer "Fanfare to Comming Man", a może do utworu Aarona Coplanda z 1942 roku, który miał zagrzewać do walki Amerykanów w czasie wojny). Zaczyna się jak jakiś utwór z płyty "Division Bell" Pink Floyd, by po trzech minutach przerodzić się w rockowy klasyk z charakterystycznym brzmieniem organów Hammonda.
Każdy kto kocha "Riders on the Storm" The Doors pokocha dramatyczny "Blood from a Stone"...
Bardzo udany jest "Apres Vous". Zaskakuje przyjemne uspokojenie od 2:30, zaproszenie do kosmicznej podróży godnej "Oxygene" Jeana Michele Jarre'a, a potem Hammond i gitara gadają ze sobą. Podobne popisy (szczególnie gitarzysty Steve'a Morse'a) odnajdziemy na funkującym lekko "Bodyline" sławiącym piękno kobiecego ciała.
"All the Time in the World" to hicior. Czy to wada, że można go ze spokojem puścić w komercyjnych radiach? Niech tam hula i pełni rolę wabika. Refren jest bardzo przyjemny, ze stoicką postawą "nie zamartwiaj się, nie ma pośpiechu..." Pełen szacunek, że Purple umieścili w rockowym tekście paradoks Zenona z Elei ("Pokładałem wiarę w osi, nie w kołach, / Jak stary żółw Zenona / z Achillesem depczącym mi po piętach")...
Interesująco brzmi "Uncomming Man" (z odwołaniem do słynnego utworu Emerson, Lake And Palmer "Fanfare to Comming Man", a może do utworu Aarona Coplanda z 1942 roku, który miał zagrzewać do walki Amerykanów w czasie wojny). Zaczyna się jak jakiś utwór z płyty "Division Bell" Pink Floyd, by po trzech minutach przerodzić się w rockowy klasyk z charakterystycznym brzmieniem organów Hammonda.
Każdy kto kocha "Riders on the Storm" The Doors pokocha dramatyczny "Blood from a Stone"...
Bardzo udany jest "Apres Vous". Zaskakuje przyjemne uspokojenie od 2:30, zaproszenie do kosmicznej podróży godnej "Oxygene" Jeana Michele Jarre'a, a potem Hammond i gitara gadają ze sobą. Podobne popisy (szczególnie gitarzysty Steve'a Morse'a) odnajdziemy na funkującym lekko "Bodyline" sławiącym piękno kobiecego ciała.
"All the Time in the World" to hicior. Czy to wada, że można go ze spokojem puścić w komercyjnych radiach? Niech tam hula i pełni rolę wabika. Refren jest bardzo przyjemny, ze stoicką postawą "nie zamartwiaj się, nie ma pośpiechu..." Pełen szacunek, że Purple umieścili w rockowym tekście paradoks Zenona z Elei ("Pokładałem wiarę w osi, nie w kołach, / Jak stary żółw Zenona / z Achillesem depczącym mi po piętach")...
Tak samo przebojowy jest "Vincent Price", który zaczyna się organowym wstępem, a potem straszy tanim horrorem z zombiakami i krzyczącymi dziewicami. (Vincent Price to aktor filmów grozy - to jego głos słychać w słynnym "Thrillerze" Micheala Jacksona). Dla tych, a pewnie znajdą się tacy, których zniesmaczył ten żart (plus kiczowaty teledysk), jest klasyk Jerry'ego Lee Lewisa "It'll Be Mine" swobodny, wyluzowany, rock'n roll przerobiony na deep'n purpll. Gillan ponoć wykonywał go setki razy, a to wersja 101.
Starsi panowie nagrali jednak album, który dorównuje płytom sprzed lat i, jak dla mnie, wchodzi do kanonu. Gillan i Glover mają po 68 lat. I teraz co!? Nadal będziesz gadał o swojej starości, trzydziestodziewięciolatku?
Starsi panowie nagrali jednak album, który dorównuje płytom sprzed lat i, jak dla mnie, wchodzi do kanonu. Gillan i Glover mają po 68 lat. I teraz co!? Nadal będziesz gadał o swojej starości, trzydziestodziewięciolatku?
poniedziałek, 26 sierpnia 2013
Sam w sobie nie potrafię się zmieścić
ANNA KALINA MODRAKIS "PRZEŚWIETLENIE"; Salon Literacki, Warszawa 2011.
Jakaś wcześniej znana, mocna kobieca poezja
prześwituje mi przy lekturze wierszy z „Prześwietlenia”. W końcu zgadłem, że to Zuzanna
Ginczanka:„Świat – gęstwa niepojęta i zlepek
obrazów - migotał pytaniami. (...) A
pośród gwiazd, rzęsami sztywnymi tryskając, tkwi oko opatrzności. Czy może to
pająk? Oto patrzę zbudzona z koszmarów i widzeń. Z chaosu, roztrącając mgły i
tajemnice, wyłania się w umyśle świat wielki i prosty, metale magnetyczne,
roślinne rozrosty i czyny bohaterskie.
”Gdy czytam w "Prześwietleniu": „dolizać się / do soku wypuścić cierpkie światło z pestki uwolnić / arterie robaczywych chodników.”;”widzę jak / pęcznieją pęcherzyki magiczne triki montgolfierów” to czuję: gotyk tkwi w każdym kiełku, a balony na rozgrzane powietrze w jednej chwili mogą nas przerzucić gdziekolwiek. Kobiece szaleństwo, Ginczankowy "chaos leszczyn rozchełstanych po deszczu"... A tu? „Gałęzie przez powiekę spełzają do brzucha.” i „może to ja jestem po niewłaściwej stronie kropli.” - jakbym słyszał Budynia (z Babu Król) śpiewającego Stachurę: „Przyjdź do mnie jawnogrzesznico / będę cię rozdzierał powoli / na wszelkie nadzieje kolorów i zespolenie // może zakwitniesz nad ranem / piękną duszą słonecznika.” Wniebowstąpienie, epifania, euforia. W wierszu „Nieciągłość” zaś inaczej: chore natręctwo z filmu „Pi”. Aronofskiego. Coś, co nie daje nam żyć, każe nam szukać matematycznych reguł. „kiedyś czaiłam się całą noc żeby przyłapać ten moment zamiany.” To się może skończyć przebiciem skroni wiertarką!
Modrakis lubi konfabulować, kazać szaleć rozbuchanej przyrodzie, aż: „niebo zmieści się pod jednym sklepieniem”. W arcyciekawym wierszu p.t. „Ojciec” pokazuje Boga jako szalonego staruszka, który był ”za stary żeby mu zabronić czegokolwiek”, który „był podobny do każdego człowieka na każdej rycinie” i teraz „jest zamurowany w każdym stołpie za magię”. Aż wizualizował mi się film „Katedra” Tomasza Basińskiego... Podobnie: „Oceanarium”: „wczesnoporonne gazety przyniosły rozkaz wymiany liści na rozgwiazdy. ocean sączy się kropla za kroplą po ich ciałach. w nasze ciała porzucone na brzegu. bezbrzeżne. jamochłonne”. Szalona wizja. Aż znów wziąłem książkę Ginczanki. I znalazłem taki fragment, gdzie podobnie przeraża obcość ciała: „w prześwicie słońca przez dłonie mogę pięć kości dostrzec – nad pomarańczą piersi jest suche jak gałąź żebro (...)”. W „Stwardnieniu” u Modrakis: „błądzimy do ślepo sklepionych bram do klatek schodowych. skamielin krętych schodów. i zwłaszcza drzwi. tych drzwi do których nie ma żadnych kluczy. są puste oczodoły dziurek.” Strach i niespełnienie, „pusty jak zero oczodół.” Może za bardzo doszukuję się Ginczanki u Modrakis? Przecież to tylko podobnieństwo i to zupełnie nieświadome. Zatem, obiecuję, że już ostatni raz zacytuję autorkę, która w 1936 roku wydała „O centaurach”: "Sama w sobie nie potrafię się zmieścić, - już: przyciskam do ust chłodną obcość słowa, fonetyczny skrzep nieznanej jeszcze treści”, bo w tym cytacie znalazłem klucz do książki: przecież Anna Kalina Modrakis to Sławomir Płatek! To sztuka, tak bezczelnie powiedzieć: „Ja to ktoś inny". Sztuka nie bać się odrobiny patosu: „Trzeba żyć szybciej od drzew. (...) a później oderwać sobie stożek wzrostu i wetknąć w słońce (...)”, tego, że jest „białoszewsko” (a może miłobędzko): „Moja kuchnia kwadratowa...”. Sztuka korespondować z „Faustem” Goethego i „Ja, Faust” Żulińskiego (wiersz >>„F”(G) <<). Uwolnić wyobraźnię. Podziwiam.
A szczególnie "bezdech", genialnie czysty wiersz z frazą: „wszystko co nieruchome na coś czeka”... który dotyka metafizyki, jest swoistym credo.
”Gdy czytam w "Prześwietleniu": „dolizać się / do soku wypuścić cierpkie światło z pestki uwolnić / arterie robaczywych chodników.”;”widzę jak / pęcznieją pęcherzyki magiczne triki montgolfierów” to czuję: gotyk tkwi w każdym kiełku, a balony na rozgrzane powietrze w jednej chwili mogą nas przerzucić gdziekolwiek. Kobiece szaleństwo, Ginczankowy "chaos leszczyn rozchełstanych po deszczu"... A tu? „Gałęzie przez powiekę spełzają do brzucha.” i „może to ja jestem po niewłaściwej stronie kropli.” - jakbym słyszał Budynia (z Babu Król) śpiewającego Stachurę: „Przyjdź do mnie jawnogrzesznico / będę cię rozdzierał powoli / na wszelkie nadzieje kolorów i zespolenie // może zakwitniesz nad ranem / piękną duszą słonecznika.” Wniebowstąpienie, epifania, euforia. W wierszu „Nieciągłość” zaś inaczej: chore natręctwo z filmu „Pi”. Aronofskiego. Coś, co nie daje nam żyć, każe nam szukać matematycznych reguł. „kiedyś czaiłam się całą noc żeby przyłapać ten moment zamiany.” To się może skończyć przebiciem skroni wiertarką!
Modrakis lubi konfabulować, kazać szaleć rozbuchanej przyrodzie, aż: „niebo zmieści się pod jednym sklepieniem”. W arcyciekawym wierszu p.t. „Ojciec” pokazuje Boga jako szalonego staruszka, który był ”za stary żeby mu zabronić czegokolwiek”, który „był podobny do każdego człowieka na każdej rycinie” i teraz „jest zamurowany w każdym stołpie za magię”. Aż wizualizował mi się film „Katedra” Tomasza Basińskiego... Podobnie: „Oceanarium”: „wczesnoporonne gazety przyniosły rozkaz wymiany liści na rozgwiazdy. ocean sączy się kropla za kroplą po ich ciałach. w nasze ciała porzucone na brzegu. bezbrzeżne. jamochłonne”. Szalona wizja. Aż znów wziąłem książkę Ginczanki. I znalazłem taki fragment, gdzie podobnie przeraża obcość ciała: „w prześwicie słońca przez dłonie mogę pięć kości dostrzec – nad pomarańczą piersi jest suche jak gałąź żebro (...)”. W „Stwardnieniu” u Modrakis: „błądzimy do ślepo sklepionych bram do klatek schodowych. skamielin krętych schodów. i zwłaszcza drzwi. tych drzwi do których nie ma żadnych kluczy. są puste oczodoły dziurek.” Strach i niespełnienie, „pusty jak zero oczodół.” Może za bardzo doszukuję się Ginczanki u Modrakis? Przecież to tylko podobnieństwo i to zupełnie nieświadome. Zatem, obiecuję, że już ostatni raz zacytuję autorkę, która w 1936 roku wydała „O centaurach”: "Sama w sobie nie potrafię się zmieścić, - już: przyciskam do ust chłodną obcość słowa, fonetyczny skrzep nieznanej jeszcze treści”, bo w tym cytacie znalazłem klucz do książki: przecież Anna Kalina Modrakis to Sławomir Płatek! To sztuka, tak bezczelnie powiedzieć: „Ja to ktoś inny". Sztuka nie bać się odrobiny patosu: „Trzeba żyć szybciej od drzew. (...) a później oderwać sobie stożek wzrostu i wetknąć w słońce (...)”, tego, że jest „białoszewsko” (a może miłobędzko): „Moja kuchnia kwadratowa...”. Sztuka korespondować z „Faustem” Goethego i „Ja, Faust” Żulińskiego (wiersz >>„F”(G) <<). Uwolnić wyobraźnię. Podziwiam.
A szczególnie "bezdech", genialnie czysty wiersz z frazą: „wszystko co nieruchome na coś czeka”... który dotyka metafizyki, jest swoistym credo.
środa, 21 sierpnia 2013
Zimni ogrodnicy
Zimni ogrodnicy
Dmuchają w cypel, jest zadęcie. Policzki w jazz.
Słoma z buty w głosie. Oto są wiszące ogrody
zielonej wyspy, oto i sady z wizją szarlotki.
Dziesiątki zachodnich odmian. Czy wiesz
ile ryz papieru potrzeba, byś mógł wziąć gryz?
Że słodycz trzeba zanęcić, więc słodko,
aż do rechotu. Pozaciągani propagandzią
raz w nawozie, raz w powrozie. Maj,
robi się zimno i to nie jest klimatyzator
zza niedomkniętych drzwi gabinetu.
Słychać panikę. Co jeśli poznają nas
po owocach? Po naklejce Made in China?
Dmuchają w cypel, jest zadęcie. Policzki w jazz.
Słoma z buty w głosie. Oto są wiszące ogrody
zielonej wyspy, oto i sady z wizją szarlotki.
Dziesiątki zachodnich odmian. Czy wiesz
ile ryz papieru potrzeba, byś mógł wziąć gryz?
Że słodycz trzeba zanęcić, więc słodko,
aż do rechotu. Pozaciągani propagandzią
raz w nawozie, raz w powrozie. Maj,
robi się zimno i to nie jest klimatyzator
zza niedomkniętych drzwi gabinetu.
Słychać panikę. Co jeśli poznają nas
po owocach? Po naklejce Made in China?
piątek, 9 sierpnia 2013
Dziennikarz na Woodstock
Dziennikarz na Woodstock
Trwa larum: szturchnęli, jak mogli?. Trwa buuu.
A miał to być spacer. Tysiące razy
siali tu wiatr. Najlepsi podbijali tu słupki.
Dziś, zonk, podbite oko. A przecież
przestrzegano procedur: rockowe mięcho i brokuł,
którego dostajesz w gratisie, by potem w twoich ustach
rósł zielony kwiat. W tym szkopuł: żeby nawet
szczoteczka do zębów grała właściwą nutę,
by edytor tekstu podpowiadał jedynie słuszne słowa.
Gdy Pinokio dodaje subiektywnie, zauważ,
nie rośnie mu nos. To jest prosty trick: podbij bas,
by przeszły ciarki. Nie zauważysz ludzkiego pojęcia.
piątek, 2 sierpnia 2013
Ksiądz na Woodstock
Ksiądz na Woodstock
Lu cały jest z jasełek. Gną mu się palce i robi groźne hrr,
lecz poza tym jest w porz., jest formą sztuki, co daje fun,
piękny lot. Przez pogo, przez kocioł, nie wchodzi Lu.
Ponoć Świętą Księgę rwie? Włóż w ucho mp3 i bądź ponad to.
Nowa cyfrowa TV dyktuje przepis na luz: skacz jak Filip z.
Weź zimny browar, sącz. Odtąd niech ci się zapach wolności
myli z tym, że się spocisz. Lu, proszę, zaświadcz im:
Jest czad, jest rock and roll, jest zło? Moja koloratka
miga jak kolorofon: tak-siak, nie-się zobaczy.
wtorek, 23 lipca 2013
Świat wg hejtera
KRZYSZTOF VARGA "TROCINY", CZARNE, WOŁOWIEC 2012.
Mało jest rzeczy, o których zapomniała nienawiść Piotra Augustyna. W tym bystrym nurcie Gorzkiej Rzeki jest nienawiść do rodziców, do żony, do ojczyzny, do swego pochodzenia, do krajobrazu Mazowsza, do kunsztownie przyrządzanego jedzenia, do Kościoła, do pielgrzymek, do żużla, do joggingu, do skoków narciarskich, do picia kawy w Starbucksie, do architektury sakralnej, wyszukanych imion, kolei państwowych, etc.
Wręcz przejaskrawiona jest nienawiść do Polski "(...)zbyt wiele miejsca zajmuje, rozłazi się we wszystkich kierunkach, rozpełza, wylewa na wszystkie strony jak jesienne roztopy, a wszystko w niej grzęźnie, osadza się, tonie."
Oczy głównego bohatera wszędzie widzą chlew i stajnie. To świat wg hejtera. Jego istnienie tłumaczą tylko dzieła mistrzów muzyki poważnej: Pergolesiego albo Hildegardy z Bingen.
Frustracja jaką prezentuje główny bohater książki Vargi, jest początkowo niepokojąca, bywa skrajnie wulgarna i chamska (np. gdy kpi z sakramentu spowiedzi). Po kilkunastu stronach przyzwyczajamy się do jej groteskowości (genialny wątek obserwacji swoich kontrahentów jak otwierają laptopy, jak logują się na Facebooku czy Allegro, jak sprawdzają wyniki i tabele; s. 53)...
Język? Przypomniałem sobie, że Varga był redaktorem kultowej książki "Macie swoich poetów", bywa poetycko. "Wyjmują z tabernakulum lodówek wódkę święconą", "wstawał dzień jak z piosenki Niemena", "jestem komiwojażerem zbędności", "papierowy kubek z Cafe Latte awansuje ich z nikogo na nikogo plus". Varga dopracował styl do perfekcji. To sprawny strumień świadomości. I to wciąga.
Odtąd czytelnikowi Piotr Augustyn będzie się jawił jako wzorcowy nieszczęśnik. Ja widzę go wyraźnie. Ma różne twarze. Czasem fryzurę a la Kevin Costner, czasem siwe włosy i jeża...
Wręcz przejaskrawiona jest nienawiść do Polski "(...)zbyt wiele miejsca zajmuje, rozłazi się we wszystkich kierunkach, rozpełza, wylewa na wszystkie strony jak jesienne roztopy, a wszystko w niej grzęźnie, osadza się, tonie."
Oczy głównego bohatera wszędzie widzą chlew i stajnie. To świat wg hejtera. Jego istnienie tłumaczą tylko dzieła mistrzów muzyki poważnej: Pergolesiego albo Hildegardy z Bingen.
Frustracja jaką prezentuje główny bohater książki Vargi, jest początkowo niepokojąca, bywa skrajnie wulgarna i chamska (np. gdy kpi z sakramentu spowiedzi). Po kilkunastu stronach przyzwyczajamy się do jej groteskowości (genialny wątek obserwacji swoich kontrahentów jak otwierają laptopy, jak logują się na Facebooku czy Allegro, jak sprawdzają wyniki i tabele; s. 53)...
Język? Przypomniałem sobie, że Varga był redaktorem kultowej książki "Macie swoich poetów", bywa poetycko. "Wyjmują z tabernakulum lodówek wódkę święconą", "wstawał dzień jak z piosenki Niemena", "jestem komiwojażerem zbędności", "papierowy kubek z Cafe Latte awansuje ich z nikogo na nikogo plus". Varga dopracował styl do perfekcji. To sprawny strumień świadomości. I to wciąga.
Odtąd czytelnikowi Piotr Augustyn będzie się jawił jako wzorcowy nieszczęśnik. Ja widzę go wyraźnie. Ma różne twarze. Czasem fryzurę a la Kevin Costner, czasem siwe włosy i jeża...
U Hitchcocka film zaczyna się od trzęsienia ziemi, by stopniować napięcie. Powieść Vargi - uwaga - zaczyna się biegunką... I dalej na ponad 300 stronach (bez wyodrębnionych dialogów) czytamy, do czego prowadzi bezbożne życie z pianą na ustach. Jak skończy zmiętoszony, rozczarowany, zgorzkniały, oziębły.
Poczytać to ze współczuciem, z politowaniem dla głównego bohatera. Zobaczyć u siebie jakiś kawałek jego nieudaczności, usłyszeć u siebie mały ton jego skowytu nad "niesprawiedliwym światem". Tylko takie odczytanie wg mnie uczyni z "Trocin" książkę godną polecenia.
Usłyszałem starą piosenkę Elektrycznych Gitar "Byłem w Rio, byłem w Bayo, miałem bilet na Hawayo, byłem na wsi, byłem w mieście, byłem nawet w Budapeszcie, wszystko ch.". Śpiewał to Varga. Czysto. Aż do ostatniej linijki. Potem brzęczały kółeczka podręcznej walizeczki, którą Augustyn prowadził po (nierównym, a jakże) chodniku.
Poczytać to ze współczuciem, z politowaniem dla głównego bohatera. Zobaczyć u siebie jakiś kawałek jego nieudaczności, usłyszeć u siebie mały ton jego skowytu nad "niesprawiedliwym światem". Tylko takie odczytanie wg mnie uczyni z "Trocin" książkę godną polecenia.
Usłyszałem starą piosenkę Elektrycznych Gitar "Byłem w Rio, byłem w Bayo, miałem bilet na Hawayo, byłem na wsi, byłem w mieście, byłem nawet w Budapeszcie, wszystko ch.". Śpiewał to Varga. Czysto. Aż do ostatniej linijki. Potem brzęczały kółeczka podręcznej walizeczki, którą Augustyn prowadził po (nierównym, a jakże) chodniku.
Wiersze z Antologii Ojczyzna i dziewczyna
Antologia wierszy współczesnych "Węzły, sukienki, żagle. Nowa poezja, ojczyzna i dziewczyna".; KDK, Kutno 2013
Ponad 250 wierszy 90 poetów, świetny pomysł Artura Fryza. Nie tylko okazja, by zobaczyć siebie wśród innych, porównać dykcje - ważny jest też temat.
Oto trzy moje wiersze, które znalazły się w antologii.
Polecam publikację, którą można zamówić pisząc na adres: afryz@autograf.pl
Ponad 250 wierszy 90 poetów, świetny pomysł Artura Fryza. Nie tylko okazja, by zobaczyć siebie wśród innych, porównać dykcje - ważny jest też temat.
Oto trzy moje wiersze, które znalazły się w antologii.
Polecam publikację, którą można zamówić pisząc na adres: afryz@autograf.pl
Etykiety:
poezja,
wiersz,
Złoty Środek Poezji
Subskrybuj:
Posty (Atom)