czwartek, 19 lutego 2015

Nagroda WARTO dla Michała Kozłowskiego

Laureatem tegorocznej Nagrody Warto w kategorii Literatura został Michał Kozłowski. Nagrodzono jego tomik "Gadane".

Interesującego wywiadu udzielił Dorocie Oczak -> link . Powiedział m.in.: " Długo czekałem na ten debiut. Ta nagroda nie tylko jest początkiem rewolucji w moim życiu, ale dała mi też poczucie bezpieczeństwa, że mam dla kogo pisać."

Michał wcześniej był nominowany w Konkursie im.J.Bierezina. Podobnie jak Rafał Różewicz, z którym rywalizował do Nagrody Warto dla twórców związanych z Wrocławiem. Wręczono ją już po raz siódmy. Nagrodzeni w różnych kategoriach odebrali po 10 tysięcy złotych. 


wtorek, 17 lutego 2015

Ogromnieje przerażający grzmotyl

Marcin Świetlicki, nie z zespołem Świetliki tylko z zespołem Najprzyjemniejsi, wkrótce wyda materiał muzyczny.

Jak poinformował na profilu FB: "w tym roku, jak najszybciej, w tym półroczu, a może nawet w tym kwartale wydamy płytę. Bo materiał już jest - szereg nagrań studyjnych i jeden koncert debiutancki. Wszystko jest nagrane pięknie i trzeba coś z tym NATYCHMIAST zrobić. Płyta się będzie nazywała WZIĘLI I ZAGRALI albo inaczej. Chyba trzeba ją wydać. Lepiej natychmiast niż wcale. Już można się zapisywać na ten album. Nakład będzie bardzo limitowany, a cena przystępna. Całuski!"

A na YouTube można już posłuchać świetnego "Grzmotyla":

Skarcony w telewizji
przez Grażynę Torbicką
napiętnowany przeklęty
wychodzę na ulicę

jakże teraz mi żyć
z takim brzemieniem klątwa
pani Torbickiej ciąży
dręczy i urąga

surowa konferansjer
ze wszystkich stron wyziera
jakże gotować obiad

jakże spokojnie spać
i gdzież ja pójdę teraz
psia mać o żesz psia mać

już tłum się zbiera by mnie
u ka mie no wać

Jak mogłem tak rozgniewać
Grażynę Torbicką

straszliwsza anatema
niż by mnie wyklął biskup

wyklęty w telewizji
przez Grażynę Torbicką
nie znajdę oburzenia
już zmarnowane wszystko

feministkę i geja
już zbiera na wymioty

nad miastem ogromnieje
przerażający grzmotyl

nad miastem ogromnieje
przerażający grzmotyl

niedziela, 15 lutego 2015

Nowy numer Arterii i zaproszenie do współpracy

Ukazał się nowy (uwaga! w mniejszym poręczniejszym formacie) numer "Arterii". W imieniu redakcji zapraszam do współtworzenia kolejnych numerów czasopisma.

1(20)/2015
numer historyczny

Numer jubileuszowy na ośmiolecie istnienia pisma! Chcemy zastanowić się nad tym, czy historia jest wciąż kuszącym źródłem inspiracji i polem działania dla współczesnych artystów. Czy w poszatkowanym światopoglądowo świecie można jeszcze zbiorowo pamiętać i zbiorowo przeżywać dzieje? Literatura wydaje się mieć swój wkład w to, że makrohistoria rozpada się dziś na szereg indywidualnych mikrohistorii ludzkich, opisując dzieje językiem odmiennym od dyskursów naukowych. Ale historia oficjalna jest zwykle pisana przez zwycięzców – chcemy postawić pytanie, na czym polega rola sztuki w polityce historycznej: w skali kontynentu i w skali pojedynczego miasta.

Termin przyjmowania materiałów do numeru historycznego: 31 marca 2015 r.



2(21)/2015
numer kosmiczny
 
Odrywamy się od Ziemi i szybujemy w przestworza, szukając alternatywnych kosmologii i mitycznych obrazów kosmosu w kulturze dawnej i współczesnej. Interesuje nas też UFO jako wyzwanie pozaantropologiczne oraz przyszłość literatury science-fiction. Gdzie dokonuje się dziś podbój kosmosu: czy w wyścigu między mocarstwami albo w sporach między kreacjonistami a ewolucjonistami o wizję powstania świata i człowieka, czy w lokalnych społecznościach zadających sobie pytanie o sens swojego istnienia? A język, czy on też nie ma kosmicznego wymiaru, zwłaszcza w kabalistyce oraz w eksperymentach awangardy?

Termin przyjmowania materiałów do numeru kosmicznego: 30 czerwca 2015 r.


3(22)/2015
numer komiczny

 
Pytamy o śmiech przez łzy: o kondycję (a może raczej agonię) zdrowego śmiechu i humoru w Internecie, we współczesnym kabarecie, literaturze i sztukach wizualnych. Co się stało z gatunkiem komedii, sięgającej do głębi ludzkiej istoty i jej kruchości w obliczu gwałtownych przemian kulturowych? Kiedy humor może być narzędziem walki o społeczne wartości i polityczne ideały, czy możliwy jest bunt na wesoło, który nie byłby komercyjnym produktem swoich czasów? Czy humor ma cezurę wieku, narodowość albo miejsce zamieszkania? Czy warto tęsknić za dawnymi kabaretami i teatrami absurdu?

Termin przyjmowania materiałów do numeru komicznego: 31 sierpnia 2015 r.


Czekamy na teksty nawiązujące do haseł nowych numerów: na dobrą poezję, prozę, przekłady tychże, eseje, reportaże, recenzje nowej literatury oraz grafiki i fotografie. Prosimy o teksty (proza, eseje, reportaże) o objętości do 15 tys. znaków, recenzje – do 5 tys. znaków i o zestawy 5–7 utworów poetyckich.


Z propozycjami i pytaniami prosimy zwracać się pod adresy: arterie.spp@gmail.com
lub m.a.nowicka@tlen.pl (eseje, recenzje).

Redakcja ARTERII
http://kwartalnik-arterie.pl/

* Dwa tygodnie po terminie przyjmowania materiałów autorzy zostaną poinformowani o przyjęciu tekstu do druku. 

wtorek, 10 lutego 2015

Sygnały, zmiana czasu i przeliczanie małych liczb

MICHAŁ SOBOL "PULSARY", Wydawnictwo Nisza, Warszawa 2013.

Są dni, kiedy poezja przez swą lakoniczność wydaje mi się daremna. I podziwiam czytających 900-stronicowe powieści, wielotomowe rozprawy, eseje. Zwykle jednak, i utwierdzają mnie w tym takie książki jak "Pulsary" Sobola, postrzegam poezję jako idealny koncentrat. Przeczytać wiersz to jak z 50-stronicowej papki wycisnąć sedno.

Tomik zakupiłem w pięknych okolicznościach przyrody na Rynku w Krakowie w księgarni Matras. I siedząc w fotelu, popijając espresso i czytając na chybił trafił kilka wierszy czułem się z tym jak ktoś, kto znalazł to czego szukał, kto zna sens tej "gry w sen i przebudzenie".

Czytelnicze olśnienia towarzyszyły mi także podczas kolejnych lektur. Ten ponad 80-stronicowy tomik wystarcza na długo. W dodatku ma ciekawą formę - co czwarty wiersz jest wierszem z panem Orkuszem (daleki kuzyn pana Cogito, znajomy pani Szubert) - daje to książce ciekawy rytm.  Orkusz, starszy pan przemawiający do dziecka: tłumaczy mu po swojemu, przewrotnie, świat, jakby mówił "odrzuć pozory", "Nie po to zostały stworzone oczy, abyś patrzył" (motto książki).
W najlepszym wierszu z tego cyklu Orkusz mówi, że z wszystkich rzeczy na Ziemi chciałby zachować zmianę czasu wiosenną i jesienną. Choć krytykowana, wyśmiewana, stwarzająca wiele utrudnień i wywierająca niekorzystny wpływ na ludzki organizm, jest cenna "właśnie z uwagi na zgubny wpływ i skłonność do przyzwyczajenia". W innym wierszu zwierza się, że próbuje odnowić jakiś stary mit, żeby jakieś chorowite drzewko "choć raz zaszumiało złowrogo lub rzuciło apokaliptyczny cień". Orkusz rozumie rozmowy o pogodzie, nie krytykuje naśladownictwa, bierze na chłodno tandetę i banał dla masowego odbiorcy, nie wierzy w koniec historii, koniec Boga i człowieka.

Zapadły mi w pamięć także wiersze: "Historia Kościoła" z puentą: "dziś wielbimy znów słabego Boga" oraz wiersz, który od "Życia codziennego Etrusków" prowadzi do wieprzowej kości w krupniku. W kilku fragmentach łatwo dostrzec "szymborską" precyzję, dlatego nominację do Nagrody jej imienia, potraktować trzeba jako wyjątkowo trafną. Przy tej poetyckiej precyzji trzeba zauważyć zaskakująco duże podobieństwo do prozy. Sobola fascynują obserwacje świata, który wysyła nam różne sygnały. Podgląda zachowania zwierząt i ludzi; np. w wierszu "Rybak" o łowieniu w dziwnym miejscu: "Wolałeś to miejsce za mleczarnią, odcinek, na którym rzeka przemienia się w ściek, bladożółty i mętny, że oko nie przejrzy. " albo "Drugi malarz dodaje chude patyki ludzi, liść trzciny na wietrze, wciera czerwoną glinę, sadzą znaczy cienie." z zakończenia zasadniczej części książki.

Na zakończenie dostajemy dwanaście ponumerowanych wierszy zatytułowanych: "Okaz". Są to opisy śródziemnomorskich "miast jak owadów w kolekcji entomologa". Obywatel GC właśnie zaśpiewał mi, w momencie gdy czytałem o złodzieju torebek i o wybuchającym Wezuwiuszu: "Przeczuwam inny świat, gdy czuwam, kiedy nie mogę spać". Obrazy migoczą, różne szufladki się otwierają. 

"Myślałem, że zachwycą mnie tu ruiny i plakietki,
drobne przedmioty z gliny i szkła 
przechowywane w muzeum 

byłem przygotowany na czarny bazaltowy topór
o dwóch ostrzach który jednym cięciem przetnie
pępowinę mojego kraju (...)"

Widzimy, czujemy sygnały, ale cóż... W końcu i tak trzeba wrócić "do przeliczania małych liczb".



niedziela, 8 lutego 2015

O "Przeciekach" w "Migotaniach"

W najnowszych "Migotaniach" ukazała się recenzja mojej książki "Przecieki z góry" (Kwadratura, 2012). Jej autorem jest Piotr Gajda.
"Migotania" są nie tylko dostępne w Empikach, ale także jako *.pdf do ściągnięcia za darmo. Polecam. Zapraszam też do księgarni po książkę ;D. ( http://www.sklep.poezja-polska.pl/index.php?p317,przecieki-z-gory )



wtorek, 3 lutego 2015

Maczanie rzodkiewek w soli morskiej

PIOTR GROBLIŃSKI "Depilacja okolic serca", Wyd. Beauty In Sp. z o.o. Press Sp.k., Łódź 2014.

Poeci szukają swego miejsca w mało poetyckim świecie. Znajdują. Piotr Grobliński, autor kilku książek poetyckich, redaktor naczelny wydawnictwa poetyckiego odnalazł się jako felietonista w czasopiśmie Les Nouvelles Estetiques (LNE @ spa). Publikował je od 2009 i postanowił je zebrać w książce. Słusznie zrobił, bo to, co założył w felietonie pierwszym, udało mu się z pewnością. Miały pobudzać do refleksji – pobudzają. Miały wzmacniać korę mózgową – wzmacniają. Piotr z łatwością powynajdywał  tematy związane z najróżniejszymi formami dbania o ciało. 

Najfajniejszy jest humor i dystans do siebie doktora Johna Ciacha-O'Groblicka: np. gdy pisze o soli morskiej – dodaje, że czasem odruchowo, gdy kąpie się wannie, macza w niej rzodkiewki.
No i ten błysk pióra. Taki jak w felietonie drugim, gdzie mamy świetne nawiązanie do „Jak ocalał świat” z „Cyberiady” Lema.

Grobliński porusza się w tematyce związanej z dietami czy kosmetykami, wdzięcznie i lekko. Rozśmiesza nas farmaceutycznymi obsesjami: „taka witamina E: gdy będzie jej za mało, grozi mi rozdrażnienie, osłabienie zdolności koncentracji (…) Ale jeśli przekroczę dzienną dawkę, skazuję się na zmęczenie, bóle głowy, osłabienie mięśni (...)”. Zgrywa się z nacierania się różnymi paskudztwami, ze ślinienia się na widok rzepy. Najpiękniej - gdy idzie na zupełny surreal: gdyby (Chińczycy) byli grubi, zwyczajnie nie zmieściliby się w Chinach. Półtora miliona grubasów rozsadziłoby mur chiński od środka”, gdy wkurza się na to, że za dużo chorób jest rodzaju męskiego albo gdy próbując rozwikłać czy fale radiowe szkodzą - uspokaja się: „moja żona (…) pracuje w radiu i sporo czasu spędza na antenie, mimo upływu lat wciąż wygląda młodo”.
Prawdziwy cymes, gdy snuje dywagacje o Facebooku: czy posiadanie 250 wirtualnych znajomych zmniejsza samotność czy raczej ją podkreśla?  

Dodatkiem jest kilka wierszy - interesująco zaprezentowanych na kalce technicznej. Czy należy je potraktować jako zapowiedź większego tomu? Zostawiają niedosyt. Wyróżniam skromną siedmiowersową „Upojnię drobiu” - z grą słów mendel/Mendelejew i „Drugą komunię” - zgrabnie czerpiąca z obserwacji, sięgającą do wspomnień.

Poeta stał się felietonistą. Trzeba więc szukać poezji w tekstach, gdzie „równo po prawej”. Gdy poezja drapie jak peeling, felieton jest jak balsam. Nakładajcie grubo.

sobota, 17 stycznia 2015

Pragniemy jak jasny gwint

FISZ EMADE TWORZYWO - "Mamut", Agora 2014.


Jazzowe pianino rozpoczyna najpiękniejszy utwór "Ślady" - z refleksyjnym tekstem o szczęściu, wdzięczności, bezradności, niepewności... Fisz-poeta genialnie zestawił słowa i wersy, dodał trochę pieprzu (o świeceniu tyłkiem) i trafił mnie bezbłędnie. Prosto w serce! - skoro potrafię dziś nie bacząc na kurs franka śpiewać "Jestem szczęściarzem, wiem"... Niesamowicie brzmią słowa o wyobrażeniu sobie życia po śmierci - w popowej przecież, radiowej piosence!  Muzycznie to prawdziwy majstersztyk, pętelka na klawiszach, żeńska daleka wokaliza, rozpływam się... Niezwykła rzecz! Przejście do klasyki.

Płytę rozpoczyna radiowy przebój - "Pył". Przecudny teledysk! Świetny taneczny beat! Sprawdziłem w sylwestra - działa. Taniec jako zagłuszenie wiochy, która nas otacza. "Kroczymy wolno jak jakieś zombie". Fisza bardzo prześladuje fraza "Chcę zapamiętać" - jakby wieszczył koniec. Sugeruje, by wyjść na dancefloor i gibać się ile wlezie, skoro "Przyszłość jest pewna". Niech trzeszczący parkiet gada za nas, że "pragniemy szczęścia jak jasny gwint." 
Pogodny, wesołkowaty, o spełnionych marzeniach jest utwór nr 3. Ze zwariowanym fragmentem: "A jeśli jest Bóg / Gdzieś wysoko tam / Niech chwyci mnie za fraki / I rzuci do Twych stóp". Refren mógłby reklamować kumulację lotto. W sumie jak odkręcić na full, to powódź studolarówek nad głową wizualizuje się sama: "Zwiedzam świat, zwiedzam cały świat".
Utwór "Wojny" - z refrenem o sercu - przeszywa nas niepokojem. Mamy tu, i czysty głos Nosowskiej, i rzewne skrzypce. Tematycznie skojarzył mi się Sting z utworem "Russians"...
"Karate" o jakimś fanatycznym opętańcu, ma fajne chórki. Prawdziwy gospel! Trudno nie polubić tekstu o chwycie karate wobec diabła.
Refleksyjną nutę jak z jakiejś francuskiej piosenki ma "Zemsta", o tym, że każdy nosi w sobie zło.
Gaduła-Fisz załącza się w utworze nr 8 "Dzień Dobry". "Więcej spaceruję jak Sting po księżycu"... Życiowy tekst o tym, że powinniśmy wylogować się z płytkich facebookowych relacji... "Pchamy swój wózek nie tylko po Biedronce"...  Absolutnie mistrzowski przekaz!
"Wróć" z klawiszami jak z Casio, sprawia, że płaczę. "Świat się zmienia, czy tego chcesz czy nie, świat zmieni się"...  Piękny jest smutek, "garnitur pełen wielkich dziur".
"Mamut" to utwór instrumentalny, tajemniczy, inspirowany być może chińskimi koncertami Jeana Michaela Jarre'a. Przeniósł mnie w tamten czas - muzyki z kaset puszczanych na magnetofonie Finezja.
Po mamucim mruczeniu jest jeszcze - "Piwnica" i jej zawodzenie przy tłustym beacie. O tym, że są gdzieś bębny, które walą w rytm. Są, są.

sobota, 27 grudnia 2014

Endorfiny, kop i kolka

MARCIN ORLIŃSKI „Tętno”, SPP O/Łódź, Dom Literatury, Łódź 2014

56 wierszy z toposem biegania. Od razu wyświetliła mi się fraza poetki Nosowskiej: „Przed siebie biec / by pozbyć się sił / czasem tak mi wstyd”.

Potem przed moimi oczami przebiegła od razu: polska i zagraniczna elita polityczna, celebryci, ulubiony „obiektywny” dziennikarz, zaprzyjaźniony krytyk, który obiecał zrecenzować moją książkę i serdeczny kumpel z ławki, który obiecał oddzwonić. Nie muszę dodawać, że wszyscy pławili się w endorfinach.
Nic to, na bok uprzedzenia. „Pot, krew i łzy. Więc biegniesz. Łykasz te wszystkie początki, / popijasz wodą.” - deklaruje nam warszawski poeta. Bieganie jest odpowiedzią na pytanie: „jak żyć?” Możliwe, że na każde.

Wykłady z filozofii joggingu? Ból łydy jako sens życia. „Pokochaj barwę asfaltu”; „Przywitaj z zawrotami głowy i halucynacjami. Kilka godzin biegania daje kopa, o jakim nie śniło się filozofom...”. Dodajmy, że Marcin Orliński skończył filozofię na UW.

A może te wiersze o bieganiu to wielka metafora? Może nie chodzi o bieganie, a o zajęcie się życiem, sobą, nieużalanie się. Źródłem szczęścia jest zmęczenie. Truchtaj, zakreślaj coraz większe koła?
Na stronie siódmej znajduję wyznanie ateisty-uciekiniera od Boga. Interesująco poetycko jest w wierszu „W drugą stronę”. W tych krótkich wersach jest sporo podręcznika psychologii. Bieganie jako środkowy palec, bieganie „na przekór”. W „Wiośnie” zwraca uwagę aliteracja „Odór w tonacji G-dur” i o tym, że nie musimy być źli, na pewno ktoś nas w tym wyręczy. Kupuję tę myśl!
Biegnąc dalej: jest trochę „nowoczesnej” poezji z newsów, są filozofowie wobec głodu i zimne piwo wobec obecności ambasadorów. Aha, jeszcze historyjka z paszportem. Jest! Błysnęło! W wierszu o „możliwościach”: „Karuzele mnie nie kręcą”. A dalej to już pełne światło. Wiersz „Rekrutacja” - bez zbędnej frazy. Młody wkurzony szukający pracy, w garniturku, nagle rozpinający kołnierz i poluźniający krawat. „Coś wzięło się / za mnie i się po mnie przeszło.” Klasa.
Przyjemna jest „Próżnia” filozoficzna, ironiczna, z fajną puentą. Jeśli dobrze rozkminiam „Darmowe minuty” są o natręctwie poezji. Poezja jako akwizytor, wciskający nam tani kredyt.
Marcin raz jest uważnym obserwatorem np. gdy widzi znikanie zawodów typu: szewc, zegarmistrz, raz zbyt niebezpiecznie zbliża się do bon motów w stylu Coelho.
Z zaciekawieniem czytałem wiersze „Podmiot” i „Imiona” („Jakie lepiej wybrać? Nowoczesne, tradycyjne?” Miron? Wisława?). Ze wzruszeniem ramion np. „Ekran” („czułość” z puenty – ograna), ze smutkiem wiersz „Edukacja”, bo to o klęsce nauczycielskiej. Orliński sięga tu po przekleństwo do „Drogiego profesora”, poczułem je osobiście.
W „Językach obcych” obok fajnych konstatacji jest wtręt polityczny, że wykrzykiwanie haseł narodowych ma się nijak do patriotyzmu. A następny wiersz („Pierwszy wiersz o miłości”) to już w ogóle Maria Peszek i Gaz.Wyb. Dostaje się kościołowi, „który pieprzy dzieci, błogosławi czołgi i rozkrada ziemię, tę ziemię.” Kolka mnie złapała od tego wiersza i skurcz, i musiałem odłożyć książkę na jakiś czas. 
„Państwo Środka” jest w porządku. Przebiegnięcie się przez miasto, dało przebudzenie: wszystko jest chińskie. I przyglądamy się „metce tego pięknego wieczoru” z niedowierzaniem. I wiersz „Kolano” czyta się bardzo przyjemnie.
Podoba mi się jak Marcin parafrazuje tuwimowskie „Do krytyków” i jak zajmująco opowiada o swoich wątpliwościach pisarskich: „Po przeczytaniu kilkuset tomów / wierszy nie wiem już, czym jest poezja. Zapewne wszystkim po trochu: igraszką, polityką, a także // flirtem i kłótnią.” Lekturę tego wiersza polecam serdecznie wszystkim, szczególnie piszącym. Przedostatni wiersz niech przeczytają fani wulgaryzmów.
W ostatnim poeta się zatrzymuje. Przecież w końcu taka jest rola poezji. Zatrzymywać.

sobota, 20 grudnia 2014

Coś, co cię przeżyje

LESERS BEND "LUDZIE WĘDROWNI", Genital Sector Music 2014.



Poprzednią płytę Lesersów zdobiła  minimalistyczna okładka. Świetnie pasująca do gitarowego zgiełku. Zespół wpatrzony w horyzont. W nic. Koncept najnowszej płyty (grafika autorstwa Carasa Ionuta rumuńskiego artysty, który używa Photoshopa, by kreować niezwykłe obrazy) jest znów prześwietny.

Zespół złagodził brzmienie - nie ma już ekspresyjnych eksperymentów, jest gitarowa melodyjność, impresyjność, surrealna mgła, uniesienie. Są dobre melodie i to, co znakiem rozpoznawczym zespołu: przestrzenie jak widok z połonin.

Poetyckie teksty Łukasza Jarosza (dla niewtajemniczonych: poety, nagrodzonego Nagrodą im.Wisławy Szymborskiej) tworzą intensywny przekaz. Laitmotivem jest wędrówka. Metafora życia jako stąpania krok po kroku. Powtarzalność, zmęczenie. Cudowna, piękne.

W ciele jak w bursztynie
coś, co cię przeżyje.


Utwór nr 2: "Jak chmura, które sunie kiedy śpisz." - Lesers Bend prosi się o radiowy eter. Rzecz o ogniu, który nas strawi. Jakieś dalekie skojarzenie z Heyem (Hey też sięgnął po Stachurę w "Zobaczysz").
Podobnie utwór "Zasłona", z dobrą, czujną, młócką perkusji. Pełnia życia, wiatr-wariat, ostre światło. "Niech trwa, niech gna, niech lśni"

Jarosz tworzy teksty piosenek nakładając na siebie wielokrotnie słowa klisze: sen, droga, niebo, życie, chmura. Niczym zmiana układanki w kalejdoskopie (jeśli ktoś pamięta z dzieciństwa taką zabawkę). Poruszamy się ponad czas, poza czas. "Życie skryte w rzeczach małych, kruche jak papierowe gniazdo os". Są rzeczy ważne: miłość i śmiech dziecka, reszta daremna.

Oprócz rockowego zgiełku na płycie jest trochę spokoju. Właściwie to od spokoju zaczynamy: jest dostojnie, akustycznie, na szczęście pieśń się przeobraża. Równie zaskakująco brzmi nr 5: "Motyw" (jak jakaś piosenka przy ognisku, pastorałka Bractwa Kurkowego, czy stara piosenka zespołu Skaldowie z poetyckiego wczesnego okresu).

życie chwilowe jak motyw,
jak ruch pędzla nad obrazem

Instrumentalne "Cyklameny" - piękny ambientowy oddech - wizja raju, a może tylko podróży do jakiejś genialnej dolinki górskiej, samotni, polany w lesie?

Świetna jest "Europa" z liryczną aurą, czuciem w płucach. Gitara tka tu piękny wzór. Trochę Świetlikowo.
Utwór "Biel", szybszy, punkowy, smutnie ostateczny, przejmujący, świetny do wykrzyczenia swoich emocji, do rzucenia się w młyn.

Mój ulubiony utwór to "Lustra", gdzie wokalista Radek Ozga śpiewa drapieżniej, a refren przypomniał mi ostry przekaz zespołu Trupia Czaszka (z wokalem Tomasza Budzyńskiego) i teksty księdza Józefa Baki ("świat, bałamut")...
Smutek przemijania, "mały jak kamyk ból", natrętne szyderstwo, które nas umniejsza: "Król, cesarz, błazen obdarty z marzeń / Jak na ziemi żmija życie się zwija. / Zrobiony ze złota, zlepiony z błota. / Życia pozbawiony, ze złota zlepiony". Polecam ponieść się szalonemu rytmowi.

Przecudnie brzmi "Gdziekolwiek" do słów Edwarda Stachury. Gitarowe pejzaże, niezwykłe jak to, gdy o świcie podnosi się mgła, albo gdy wyłączą światło i stajemy bezradni, jakby całe dekoracje okazywały się z tektury. Gdy wszystko nagle jest inne niż się wydawało. "Jabłka na czereśni".

Mistyczne, trochę patetyczne (kosmiczny początek) są "Pozycje". Powtarzane zaklęcie, modlitwa. Crescendo i amen.

czwartek, 11 grudnia 2014

Zaczynam się łbem

LAO CHE, ŁÓDŹ - KLUB WYTWÓRNIA, 5.12.2014

Lao Che to mój faworyt. Nieprzypadkowo fragment piosenki zdobił jako motto moją książkę "Przecieki z góry". Piosenki znane na pamięć, warto raz na jakiś czas wykrzyczeć. Zimowy wieczór to idealny czas. Piękne miejsce - łódzki klub Wytwórnia. Spięty w świetnej formie. Repertuar przekrojowy: "Gospel"/"Prąd..."/"Soundtrack" + nowe piosenki z zapowiadanej na marzec płyty "Dzieciom". Wszystko bezkrytycznie kupuję. Z nowych rzeczy zwróciły uwagę "Wojenka" i utwór do słów Władysława Broniewskiego: "Bar pod zdechłym psem". Ze starych dobrze znanych - najgenialniej zabrzmiało "Jestem psem" - dynamiczny, agresywny, rapowany numer oraz mój ulubiony - "Govindam" - piosenka o Ziemi. Utwory z "Gospel", a szczególnie zaczynający się od "Nie będę do pana telefonował..." to już klasyka gatunku i kto nie zna ten trąba.
(FOT: Piotr Ciebiada)

Recenzja płyty Soundtrack.