niedziela, 3 maja 2015

Nic nie jest takie, jakie zdaje się, że jest

PIOTR MAUR - „Po papierosy i z powrotem”, Grafpress na zlecenie Galerii Literackiej przy GSW BWA w Olkuszu, Olkusz 2015.


Oto poezja, która zgubiła wysoki ton, zgubiła wagę i powagę. Nie boi się grubej frazy, bywa szalona, nic nie robi sobie z tego, co wypada, co nie. Oto wiersze z tąpnięciem, gdzie ostatnia fraza jest załamaniem się korytarza w sztolni.

W wierszu tytułowym podmiot liryczny skubie ziarno słonecznika, od prawie roku, od kiedy jego ukochana wyszła „po papierosy”: „Zastanawiam się nad sobą i światem / nie wiem nic nie wiem”. Mamy suspens, zbliżamy się do puenty i … oto ona: „nie wiem co zrobię gdy nagle staniesz w progu /    nie wiem jak zareaguje mój organizm / na tak długo oczekiwaną / dawkę nikotyny”. Czy to nie brzmi jak żart?
W innym wierszu: dziewczyna czeka na męża, lecz trąca żaluzję w umówiony sposób, by kochanek wszedł niezauważony. A więc to nie są żarty, bo kluczowa teza to: „nic nie jest takie, jak zdaje się, że jest”.

Są w tej książce wiersze, które ujmują od razu: np. „Falun, kvarnbergsvagen 22” (piękny tytuł ;D ) z frazą: „tyle mniej więcej trzeba czasu / by nauczyć się czerpać radość z czegoś pozornie tak prostego / jak dotyk słonecznych promieni”. Mój ulubiony to „Sztuka fotografii”, który genialnie rozpracowuje historię zauroczenia zdjęciem - Serdecznie polecam. Wiersz „Ryby i ludzie” jest po prostu śmieszny: „ciekaw jestem w jaki prastary / zawzięty spór się wdały”. Bywa intrygująco: tak jak w „Oczekiwaniu”: „patrzę na ciebie tonącą w świetle / bijącym od telewizora / i wiem że chcesz mnie opuścić / od dawna o tym wiem”, a puenta wywołuje uśmiech, jakby bomba, którą rozbrajaliśmy ze strużką potu na czole, była atrapą. 
W „Sztuce podstępu” - sześć wersów sprawia, że jestem „kupiony” i dodaję Maura do ulubionych: „wszedłem do jej mieszkania / a potem do jej łóżka / wykorzystując podstęp // potem okazało się / że ona równie podstępnie / na to czekała”.

Jest ciekawie, gdy autor pisze wiersz o nienawiści: „ nie cierpię tego człowieka / nie znoszę go // za łatwość z jaką unieważnia mój czas / za znikomy wymiar jaki moim dniom nadaje”, a wychodzi mu o bezradności. Gdy pisze wiersz o świętym oburzeniu: „gdyby nie ludzie tacy jak on / nie mielibyśmy sobie nic do powiedzenia / jeśli chodzi o rzeczy naprawdę ważne”, a jest o jałowości sporów w informacyjnym szambie. Jeśli wiersz o dzieciach zbyt głośno bawiących się w parku – to mamy szalony kontrast błahej obserwacji z poważnym tematem o torturowaniu więźniów w Korei Północnej.

Sporo, sprawnie rozegranych, tematów erotycznych. Choćby tak: „Tu także marnujesz swoje życie” - mówi dziewczyna z hotelu w Lijang. Chociaż są też i przesterowane w stronę czarnego humoru, a kilka razy w stronę wulgaryzmu.

Wyróżniam też brutalną historię o kimś (najprędzej o psie), kto konał w ogrodzie - wiersz o absurdalności ludzkich zachowań: „kilka dni karmiłem go / i faszerowałem lekami / i dopiero gdy poczuł się lepiej / dopiero wtedy mogłem / przepędzić go z mojego ogrodu”. W podobny sposób Maur pisze o pasterzu (Bogu), który złapał zbłąkaną owieczkę i wyciągnął z kieszeni maszynkę do strzyżenia wełny.

I choć niektóre pomysły stylizowane na dalekowschodnie bajki uważam za chybione, albo momentami jest zbyt blisko banału (np. „Li Yu”) to generalnie - polecam bieganie po grządkach wersów z książki Maura, choćby po nutkę sarkazmu.

Książkę kończy krótka miniatura poetycka: „pierwszy wiersz / napisałem mając / szesnaście lat // nie myślałem / że będę to robił / przez całe życie // zgroza / zgroza”. Wg mnie wiersze to żadna zgroza. Wszak nic nie jest tym, co nam się wydaje.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz