TACO HEMINGWAY - "Umowa o dzieło", Asfalt Records, 2015.
Objawił mi się świetny artysta: Taco Hemingway. Dotąd raczej wyjątkowo rym mnie łapał za szyję. A tu: widzę i opisuję, czasem splunę, hip-hopowa poezja!
25-latek Filip Szcześniak, który wybrał ten dziwny pseudonim z pewnością niejedno jeszcze nagra, ale już teraz zaświadczam o jego zdolności do portretowania "nudnego miasta" i żyjącego w nim pokolenia, którego doświadczeniem jest brak perspektyw.
Już po wysłuchaniu kilku zdań - wiedziałem, że to jest to! Hit - "Następna stacja". Jaka piękna metafora: dwudziestolatek z pokolenia umów śmieciowych wraca do domu nowym metrem. Wraca na solidnym kacu.
Z prostego pomysłu rymowania do nazw stacji, powstał utwór, który staje się klasyką. Choć są to luźne obserwacje ze zwykłej podróży wagonem, przerywane utyskiwaniem na ból głowy, na skurcze żołądka, światłowstręt czy brak powietrza, to słucha się tego absolutnie genialnie, jak najlepszych fraz z Kazika. Zresztą wers "Koniec lipca, za chwilę już znów zima" - to prawie "Polacy są tak agresywni, a to dlatego, że nie ma słońca..." Jakaż siła prostego rytmu na dwa!
A znacie innego rymotwórcę, który wplecie w piosenkę takie słowa: "Ratusz Arsenał / przedniojęzykowe ł"? (dla niewtajemniczonych: lektor z metra - pan Jasieński charakterystycznie wymawia "ł"). Świetny jest też fragment, w którym kac uruchamia wcześniej odrzuconą duchowość: "Jakbym był religijny, to bym poszedł na spowiedź / Ale mam kłopoty z Bogiem, myślę widząc Słodowiec".
Ile na tej niedługiej płycie celnych fraz! Ile krytycznego podejścia do "sprawiedliwego świata" z przemówień aktualnej elity i uległej jej czwartej władzy.
Warszawa zatem tylko "udaje Narnię", to "miasto jak mąż - miękki szept, potem twardy dotyk". Miasto goryczy i rozczarowań. Cytat: "Zobaczyłem już wszystko, teraz chyba się spać położę" - w sedno.
Noc wśród powtykanych za wycieraczki ulotek z agencji, tekstów zasłyszanych w barach porażających prostą wizją świata. Taki to postęp i rozwój.
Ten portret miasta ma coś z obserwacji Pablopavo, coś z obserwacji Lesława z zespołu Komety, gdzie topografia ustawia nam tło do odbioru trafnych sentencji.
Powstał niewesoły obraz sfrustrowanego pokolenia, któremu wbito do głowy, że jest super. Mają szybką informację, lajki na Facebooku, ale wciąż "tańczą z Mieszkiem i Chrobrym". Bez szans na kredyt, zostało im żyć marzeniami o kumulacjach. ("Chciałbym kiedyś zrobić sześć zer"). Zmuszeni do oszczędzania na każdym kroku, by szpanować, wciąż uzależnieni od mamy i taty: "Jak początek miesiąca to Grolsche, koniec miesiąca to Łomżę / Mama pyta czy chcę jakiś przelew. Mówię: ‘bardzo proszę’". Podoba mi się celność tych słów: "Mam dwadzieścia parę lat, moje plany giną" albo "W tym pokoleniu na umowie zleceniu, / Nie gada się o ZUS-ie, ubezpieczeniu, / Ci ludzie nie chcą gadać o wpłatach na lokatach premium, / i polityce, tych pozycji raczej nie mamy w menu"
25-latek Filip Szcześniak, który wybrał ten dziwny pseudonim z pewnością niejedno jeszcze nagra, ale już teraz zaświadczam o jego zdolności do portretowania "nudnego miasta" i żyjącego w nim pokolenia, którego doświadczeniem jest brak perspektyw.
Już po wysłuchaniu kilku zdań - wiedziałem, że to jest to! Hit - "Następna stacja". Jaka piękna metafora: dwudziestolatek z pokolenia umów śmieciowych wraca do domu nowym metrem. Wraca na solidnym kacu.
Z prostego pomysłu rymowania do nazw stacji, powstał utwór, który staje się klasyką. Choć są to luźne obserwacje ze zwykłej podróży wagonem, przerywane utyskiwaniem na ból głowy, na skurcze żołądka, światłowstręt czy brak powietrza, to słucha się tego absolutnie genialnie, jak najlepszych fraz z Kazika. Zresztą wers "Koniec lipca, za chwilę już znów zima" - to prawie "Polacy są tak agresywni, a to dlatego, że nie ma słońca..." Jakaż siła prostego rytmu na dwa!
A znacie innego rymotwórcę, który wplecie w piosenkę takie słowa: "Ratusz Arsenał / przedniojęzykowe ł"? (dla niewtajemniczonych: lektor z metra - pan Jasieński charakterystycznie wymawia "ł"). Świetny jest też fragment, w którym kac uruchamia wcześniej odrzuconą duchowość: "Jakbym był religijny, to bym poszedł na spowiedź / Ale mam kłopoty z Bogiem, myślę widząc Słodowiec".
Ile na tej niedługiej płycie celnych fraz! Ile krytycznego podejścia do "sprawiedliwego świata" z przemówień aktualnej elity i uległej jej czwartej władzy.
Warszawa zatem tylko "udaje Narnię", to "miasto jak mąż - miękki szept, potem twardy dotyk". Miasto goryczy i rozczarowań. Cytat: "Zobaczyłem już wszystko, teraz chyba się spać położę" - w sedno.
Noc wśród powtykanych za wycieraczki ulotek z agencji, tekstów zasłyszanych w barach porażających prostą wizją świata. Taki to postęp i rozwój.
Ten portret miasta ma coś z obserwacji Pablopavo, coś z obserwacji Lesława z zespołu Komety, gdzie topografia ustawia nam tło do odbioru trafnych sentencji.
Powstał niewesoły obraz sfrustrowanego pokolenia, któremu wbito do głowy, że jest super. Mają szybką informację, lajki na Facebooku, ale wciąż "tańczą z Mieszkiem i Chrobrym". Bez szans na kredyt, zostało im żyć marzeniami o kumulacjach. ("Chciałbym kiedyś zrobić sześć zer"). Zmuszeni do oszczędzania na każdym kroku, by szpanować, wciąż uzależnieni od mamy i taty: "Jak początek miesiąca to Grolsche, koniec miesiąca to Łomżę / Mama pyta czy chcę jakiś przelew. Mówię: ‘bardzo proszę’". Podoba mi się celność tych słów: "Mam dwadzieścia parę lat, moje plany giną" albo "W tym pokoleniu na umowie zleceniu, / Nie gada się o ZUS-ie, ubezpieczeniu, / Ci ludzie nie chcą gadać o wpłatach na lokatach premium, / i polityce, tych pozycji raczej nie mamy w menu"
Są tu wersy o pozerach z siłki, pustakach z Facebooka, fanach diety z obsesją liczenia kalorii, o weekendowych zgonach, o narkomanach. Wreszcie o systemie, który uciska, bombarduje tysiącem ponagleń (dobry refren: "Wracam i widzę awizo").
Choć nic tu nie jest wesołe: "Połowa ludzi to gif-y, w kółko powtarza swe błędy / Druga połowa stoi w miejscu, to kraj jpg-ów.", polecam to gadanie.
Choć nic tu nie jest wesołe: "Połowa ludzi to gif-y, w kółko powtarza swe błędy / Druga połowa stoi w miejscu, to kraj jpg-ów.", polecam to gadanie.
Te kilka bluzgów musiało być, bo to hip-hop. Tłumaczę sobie, że gdyby Mickiewicz żył, też by trzeba było go wypikać.
Bardzo trafna recenzja!!! Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń