Piotr Barański jest gdzieś na początku drogi poetyckiej. To ten moment, gdy wiersze same się piszą. Pamiętam to u siebie - błogie czasy serwisu nieszuflada.pl. Siadało się po pracy, a poezja sama spływała spod palców. Piotr wydał właśnie cztery (!) tomiki, w krótkich odstępach czasu w Wydawnictwie Mamiko: "Nocne południe" (2015) i "Poziom morza", "Lekkie piosenki", "Tak jak tutaj" (2016). Jestem pewny, że towarzyszy mu ekscytacja i wiara, że słowa są ważne, istotne, wielkie. Jak pisze na swojej stronie internetowej, uczestniczył w kosztach wydania swojej książki. Chwalę jego pewność siebie, choć dużo łatwiej sformułować wątpliwości: czy nie lepiej dla wierszy zamknąć brudnopis i wrócić do niego po kilku miesiącach i zobaczyć, co przeżyło próbę czasu? Z doświadczenia wiem, że jest z tym różnie.
"Stachanowiec polskiej poezji" wybrał lapidarność. Jego wiersze to krótkie formy. Czasem wiersz ma więcej wersów, ale bywa, że to wersy jednowyrazowe. Czyli mówiąc brutalnie - enteroza.
Czy tymi krótkimi "wierszykami" dane nam będzie przeżyć jakąś miłą epifanię? Tak, jeśli lubi się skrót myślowy, grę absurdem.
Dobrze, że autor zaznacza już w tytule "lekkość", nie rości sobie pretensji do tworzenia arcydzieł.
I tak: jako pierwsze przykuły moją uwagę dworce, które czekającym na nic, są w stanie dać im tego namiastkę" ("Komfort"). Spodobały mi się: tekst o świętych miejscach i o hotelach, które "jeszcze nas naprawią".
Jednowersówkę "Wolne spokoje" uznaję jednak za zbytnią łatwiznę. Za to "Wiersz punkrockowy" owszem - jest błysk! "Słowa takie jak system, słowa takie jak Babilon. Już jako słowa ciemiężą." - i dalej do udanej puenty. Pisząc "Ślusarstwo" z "Nie tylko życie dorabia sobie do nas klucze" – autor korzystał chyba z metod copywriterskich, powstał wiersz jak slogan.
A w tym o ślepych ulicach, dała znak bystra obserwacja. Utwór o „mgle” ma ciekawy paradoks: „Mgła, którą widać nie jest doskonała”.
Zapamiętam frazę „Za dużo rzeczy chce przyjść z czasem”, choć być może inaczej bym rozegrał ten zmyślny początek. Targają mną sprzeczne uczucia, że to minimalistyczne „wyfruwajki”, chwilówki, a z drugiej strony, że jest w nich poetycka sprawność i poprawność.
Utwór nieco inny od pozostałych, z jakąś historią - „Dobre papiery” gra słowami z tytułu – chyba jednak nie udało się w nim udźwignąć tematu: za dużo tu powtórzeń i jakiś niepotrzebny rym...
O! Za to „Opeer”, w którym tłuczący się z rzeczywistością zostaje obwołany macho, jest dokładnie w punkt!
Niestety przy lekturze „Ten tutaj” nie mam wątpliwości, że to zaledwie szkic. Że dopiero, jak poeta przysiądzie, dopisze z dziesięć wersów, powstanie poezja. Na razie jest jej zaczyn.
A ta konstatacja, że rockowy hymn w wersji autorskiej Dylana jest gorszy od wersji Hendrixa? Cóż, wzruszenie ramion. Lekkim piosenkom dobrze zrobiłby redaktor. Może powstałby ciężki rock pełen finezyjnych riffów, z powerem, dobrym refrenem i z solem na perkusji?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz