B.O.K - "LABIRYNT BABEL", 2014
Po zachwycie tegoroczną płytą Bisz/Radex, sięgnąłem po starszą płytę Bisza nagraną z zespołem B.O.K i... słuchałem jej na okrągło. To coś wyjątkowego, arcymocnego! Polecam nadmieniając, że jest tu dosadny język. Ale to nie są wulgarne teksty dla funu, to brud dla wstrząsu, by bardziej bolało.
Rap Bisza to coś, co ma wszystkie najważniejsze cechy poezji. A dobra muzyka podbija przekaz.
Rap Bisza to coś, co ma wszystkie najważniejsze cechy poezji. A dobra muzyka podbija przekaz.
Zamkniętym na rap, mówię: "Zgoda, wciąż większość kawałków rapowych to "trzy b" czyli dużo basu, buntu i bluzgu." Ale czy nie jest tak samo z poezją? Trzeba przedzierać się przez setki poetyckich tekstów, by natrafić na dwa dobre.
Raper-poeta Bisz to mistrz słowa. Z niezwykłą lekkością tworzy interesujące frazy, zestawia, przeinacza, puentuje. To nie jest łatwizna, czasem trzeba użyć Googla. Nie każdy wie, co to gigantyzm Caspra albo kateksja. Więc sprawdź to!
Ach, i to jeszcze: inaczej niż w topowych piosenkach rapowych: w "Labiryncie Babel" nie chodzi o dobre samopoczucie. Odwrotnie. To kroi cię jak kanapkę, to zjada cię - pokazuje nasze ludzkie zło i słabość. To chwyta za bebechy.
Zacznę od najlepszego utworu, ostatniego na płycie: "Brzytwa Ockhama" przy bicie podobnym do dźwięku pociągu, rozjeżdżani są:
-współcześni raperzy
"O czym są dzisiaj teksty!? O czym są całe życia / Leniwe przyjemności hedonisty anemika/ Blade wersy, papier, z braku treści origami / Wszystko się rymuje, lecz nie znaczy nic #wydmuchani",
-internetowi przeglądacze z palcem na scrollu:
"internet daje milion form, ale gdzie jest substancja?"
-żyjący bezrefleksyjnie, z dnia na dzień:
"Byle przepełzać jakoś życie, ameby ambicje".
To dla nich wszystkich piękny refrenik - życiowe motto: "Minimalizm - życia higiena. Konsumpcjonizm - życia hiena. Jeden plan na przyszłość - iść na jakość, nie na ilość. Jedno życie, jedna miłość."
No i nie jest to tylko moralizowanie. Jest tu ironia ("wyciągnę do ciebie pomocną dłoń, chwyć się brzytwy"), złośliwostki, pomysły rodem z piosenki Boba Dylana o wężu: "ucinam wszelkie speku la la la". No, sam miód.
Cała płyta wchodzi powolutku. Jest gęsta od słów, od zaskakujących nawiązań do np. mitologii. Najpierw przytłacza.
Zaczyna się od wrzawy w głowie. Oto natarczywość zła, która wywołuje gniew na świat i chęć jego naprawy. Naprawdę udało się to oddać w tym wrzasku z refrenu! Magnific! Sparta!!!
No i otwierają się nagle oczy - po tych słowach: "Ruchomy wiszący podnośnik, służący do oprawiania bydła bynajmniej nie w ramy / To węgielny kamyk, podstawa postawy / Zarządców tworzących współczesny świat pracy / Wydajność! Wydajność! Jak zwiększyć ją? / Miał nagłą jasność pan Henry Ford / Metody z rzeźni przenosząc łatwo do fabryk / I stoisz przed taśmą, ziom.", no i jeszcze fraza o tym, jak łatwo tłumaczymy się z naszej bezsilności: "Milczenie jest złotem, jak zwykle wam powie i po plecach poklepie Midas."
Niecenzuralny "Mindfuck" aż kipi od znaczeń! Tam zmieścił się Dostojewski z Freudem i dynia Kopciuszka. Ten rockowy riff, zapewne odrzuci fanów prostego melodyjnego rapu. Ale to właśnie taki środkowy palec dla wszystkich niekumatych! Odwalcie się!
"Babel" ma wizjonerski, filozoficzny tekst. O tym, że rozwój techniki zamiast służyć, szkodzi. Moc możliwości internetu idzie w gwizdek - sławę zdobywa gówno. "Jesteśmy jednym wielkim nieporozumieniem". Warto wsłuchać się w wers z Kopernikiem, w punkt!
Piosenka z frazą "Tam gdzie widziałem życie, zaczynam widzieć flaki" - to szalony zwid, że rzeczywistość, którą postrzegamy, jest dużo gorsza, obleśna i martwa. Kłuje, boli ten utwór. I o to chodzi!
"Podróż" - piosenka do wpatrywania się w morze, w horyzont, do nabierania tlenu w płuca, do zrozumienia siebie. Niesamowita, poetycka, wielka!
Wzrusza mnie "Widziałem" - rzecz o konstrukcji podobnej do piosenki Kultu "Hej Czy nie wiecie". Opis zła tego świata, w którym istnieje głód, wyzysk. No i jest w tym wszystkim nasza współwina, gdy kupując t-shirt za kilkanaście złotych nie myślimy o tragicznym losie dziewczyny o imieniu Istrat z Bangladeszu.
Dynamiczny, bezczelny "Jurodiwy" daje nam prikaz, bycia twardym: "Kiedy mówią Ci: "Tak już jest" to patrz im w oczy / Tak długo aż odwrócą wzrok, bo nie znosi nikt z nich, gdy podważa się im stereotyp".
Raper-poeta Bisz to mistrz słowa. Z niezwykłą lekkością tworzy interesujące frazy, zestawia, przeinacza, puentuje. To nie jest łatwizna, czasem trzeba użyć Googla. Nie każdy wie, co to gigantyzm Caspra albo kateksja. Więc sprawdź to!
Ach, i to jeszcze: inaczej niż w topowych piosenkach rapowych: w "Labiryncie Babel" nie chodzi o dobre samopoczucie. Odwrotnie. To kroi cię jak kanapkę, to zjada cię - pokazuje nasze ludzkie zło i słabość. To chwyta za bebechy.
Zacznę od najlepszego utworu, ostatniego na płycie: "Brzytwa Ockhama" przy bicie podobnym do dźwięku pociągu, rozjeżdżani są:
-współcześni raperzy
"O czym są dzisiaj teksty!? O czym są całe życia / Leniwe przyjemności hedonisty anemika/ Blade wersy, papier, z braku treści origami / Wszystko się rymuje, lecz nie znaczy nic #wydmuchani",
-internetowi przeglądacze z palcem na scrollu:
"internet daje milion form, ale gdzie jest substancja?"
-żyjący bezrefleksyjnie, z dnia na dzień:
"Byle przepełzać jakoś życie, ameby ambicje".
To dla nich wszystkich piękny refrenik - życiowe motto: "Minimalizm - życia higiena. Konsumpcjonizm - życia hiena. Jeden plan na przyszłość - iść na jakość, nie na ilość. Jedno życie, jedna miłość."
No i nie jest to tylko moralizowanie. Jest tu ironia ("wyciągnę do ciebie pomocną dłoń, chwyć się brzytwy"), złośliwostki, pomysły rodem z piosenki Boba Dylana o wężu: "ucinam wszelkie speku la la la". No, sam miód.
Cała płyta wchodzi powolutku. Jest gęsta od słów, od zaskakujących nawiązań do np. mitologii. Najpierw przytłacza.
Zaczyna się od wrzawy w głowie. Oto natarczywość zła, która wywołuje gniew na świat i chęć jego naprawy. Naprawdę udało się to oddać w tym wrzasku z refrenu! Magnific! Sparta!!!
No i otwierają się nagle oczy - po tych słowach: "Ruchomy wiszący podnośnik, służący do oprawiania bydła bynajmniej nie w ramy / To węgielny kamyk, podstawa postawy / Zarządców tworzących współczesny świat pracy / Wydajność! Wydajność! Jak zwiększyć ją? / Miał nagłą jasność pan Henry Ford / Metody z rzeźni przenosząc łatwo do fabryk / I stoisz przed taśmą, ziom.", no i jeszcze fraza o tym, jak łatwo tłumaczymy się z naszej bezsilności: "Milczenie jest złotem, jak zwykle wam powie i po plecach poklepie Midas."
Niecenzuralny "Mindfuck" aż kipi od znaczeń! Tam zmieścił się Dostojewski z Freudem i dynia Kopciuszka. Ten rockowy riff, zapewne odrzuci fanów prostego melodyjnego rapu. Ale to właśnie taki środkowy palec dla wszystkich niekumatych! Odwalcie się!
"Babel" ma wizjonerski, filozoficzny tekst. O tym, że rozwój techniki zamiast służyć, szkodzi. Moc możliwości internetu idzie w gwizdek - sławę zdobywa gówno. "Jesteśmy jednym wielkim nieporozumieniem". Warto wsłuchać się w wers z Kopernikiem, w punkt!
Piosenka z frazą "Tam gdzie widziałem życie, zaczynam widzieć flaki" - to szalony zwid, że rzeczywistość, którą postrzegamy, jest dużo gorsza, obleśna i martwa. Kłuje, boli ten utwór. I o to chodzi!
"Podróż" - piosenka do wpatrywania się w morze, w horyzont, do nabierania tlenu w płuca, do zrozumienia siebie. Niesamowita, poetycka, wielka!
Wzrusza mnie "Widziałem" - rzecz o konstrukcji podobnej do piosenki Kultu "Hej Czy nie wiecie". Opis zła tego świata, w którym istnieje głód, wyzysk. No i jest w tym wszystkim nasza współwina, gdy kupując t-shirt za kilkanaście złotych nie myślimy o tragicznym losie dziewczyny o imieniu Istrat z Bangladeszu.
Dynamiczny, bezczelny "Jurodiwy" daje nam prikaz, bycia twardym: "Kiedy mówią Ci: "Tak już jest" to patrz im w oczy / Tak długo aż odwrócą wzrok, bo nie znosi nikt z nich, gdy podważa się im stereotyp".
Wymowny jest "Opowiedz mi o swoich planach", w którym podmiotem lirycznym jest Bóg - znudzony i zawiedziony ludzkością. Mocne to, obrazoburcze. Przeklinający, cyniczny, skrzywiony Bóg może zbulwersować, ale... to działa. "Opowiedz mi o swoich planach" - pyta Bóg, jakby chciał, byś go rozśmieszył. Potop z rodzicielskich łez - wisi w powietrzu.
"Nic przez c z kreską" - to przejmujący autoportret. O tym co robi muzyka, co daje pisanie tekstów i wieczne poszukiwanie sensów. Pochwała trudu, codziennego mozołu, dojścia do celu trzymając się "nici Ariadny". Pomysłowy jest fragment, który trzeba sobie samemu dośpiewać. "Bez..."? Bez czego nie można istnieć. Bez miłości, bez Boga, bez wiary, bez szacunku do innych, bez współodczuwania?
Szalone "Deus Ex Machina" próbuje wyobrazić sobie boską interwencję, niczym w teatrach antycznych. Bisz wierzy w entelechię (musiałem wygooglać: entelechia, to wg filozofii Arystotelesa celowość, czyli siła nadająca rzeczy jedność), czyli w nasze ludzkie opamiętanie. W tym utworze słowa wyrzucane są niczym z karabinu, aż się trzeba uchylać...
"Miecz czy bicz" - (znów) mocny przekaz, o tym, by "uratować trochę żyć tu", stawiać opór, po to, "by nie być częścią terroru". Wiara w słuszność ma nas prowadzić: "Wszystko ma znaczenie, człowiek ma przeznaczenie / Moim jest nad- nadwrażliwość i czarne podniebienie".
"Pielgrzym" ma jakieś norwidowskie zacięcie (słyszę tu klawiszowe popisy Niemena).
"Prometeusz" - z ciekawym przesłaniem o poświęceniu się, choć mam wątpliwości co do tego użycia sampla z jakiegoś innego świata, od zespołu Bemibek - co jakoś mi się gryzie. Mniejsza zresztą o to, bo to płyta, która zostanie w mojej głowie. Jedna z najważniejszych rapowych, a może i w ogóle. A gdy woziłem ją w samochodzie, zacząłem sam rapować.
"Nic przez c z kreską" - to przejmujący autoportret. O tym co robi muzyka, co daje pisanie tekstów i wieczne poszukiwanie sensów. Pochwała trudu, codziennego mozołu, dojścia do celu trzymając się "nici Ariadny". Pomysłowy jest fragment, który trzeba sobie samemu dośpiewać. "Bez..."? Bez czego nie można istnieć. Bez miłości, bez Boga, bez wiary, bez szacunku do innych, bez współodczuwania?
Szalone "Deus Ex Machina" próbuje wyobrazić sobie boską interwencję, niczym w teatrach antycznych. Bisz wierzy w entelechię (musiałem wygooglać: entelechia, to wg filozofii Arystotelesa celowość, czyli siła nadająca rzeczy jedność), czyli w nasze ludzkie opamiętanie. W tym utworze słowa wyrzucane są niczym z karabinu, aż się trzeba uchylać...
"Miecz czy bicz" - (znów) mocny przekaz, o tym, by "uratować trochę żyć tu", stawiać opór, po to, "by nie być częścią terroru". Wiara w słuszność ma nas prowadzić: "Wszystko ma znaczenie, człowiek ma przeznaczenie / Moim jest nad- nadwrażliwość i czarne podniebienie".
"Pielgrzym" ma jakieś norwidowskie zacięcie (słyszę tu klawiszowe popisy Niemena).
"Prometeusz" - z ciekawym przesłaniem o poświęceniu się, choć mam wątpliwości co do tego użycia sampla z jakiegoś innego świata, od zespołu Bemibek - co jakoś mi się gryzie. Mniejsza zresztą o to, bo to płyta, która zostanie w mojej głowie. Jedna z najważniejszych rapowych, a może i w ogóle. A gdy woziłem ją w samochodzie, zacząłem sam rapować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz