KARAŚ / ROGUCKI "Ostatni bastion romantyzmu", 2020
Nowy singiel - świetny "Bezpieczny lot" - song duetu Karaś/Rogucki kazał mi napisać parę słów o płycie, która swoją premierę miała dawno dawno, bo w lutym zeszłego roku. Ale przyznam, że gdy się ukazała, zachowałem się wobec niej jak typowy fan Comy. Nie ma rocka, golę wąs Roguca. Ja mam wspierać disco? No way! Minęło z pół roku jak sięgnąłem po nią i powolutku chłonąłem, aż dziś jest już dla mnie klasyką. Dziś wieczorem pod nowo skręconym tarasem, obiecuję sobie taniec przy tej płycie.
Pierwszy numer o "ostatecznym kataklizmie, o końcu wszystkiego", mieszanka alternatywnego rocka i syntezatorowego popu, to dla mnie utwór idealny. Do upustu energii, do szaleńczego tańca, do wygłupu. Idealne przy luzowaniu obostrzeń! Kulminacja miłosnego spotkania opisana z pewną przesadą. Niech żyją takie przesady! Fajna metafora odcięcia rozumu: "Alarm Doliny Krzemowej". Podoba mi się każde słowo, a najbardziej "cisza, która wynika z Twoich bioder", "nagłówki szmatławych portali". Po "Lajkach" z płyty Comy, Rogucki znowu udanie posługuje się internetową nowomową: "trzykropek, wykrzyknik, hasztag, koniec". Natrętny refren puka łyżeczką w czubek głowy jajogłowych, spragnionych mocnych rockowych riffów.
Podobnie jest w drugim numerze "Bolesne strzały w serce", znów w tej konwencji: "dodaj mnie do swoich znajomych", "oznacz mnie na swojej linii czasu, na linii swojego życia". Te piosenki rozsadza taneczna energia. Świetnie się je śpiewa. Charyzma Roguckiego jest wielka jak cysterna, a ja leję pełny bak.
"Mała śmierć" z prostym refrenem, brzmi jak pastisz. Rogucki kuca tu, mruga okiem. Kto nie kuma konwencji lub komu Coma przysłoniła świat - temu przyklejony foch. W sierpniowym skwarze, podmiot liryczny - uchodźca, błaga o zgodę na miłość.
Te muzyczne erotyki są pełne surrealnych skojarzeń, np. klimatyczna zbrodnia ma być przyczyną erotycznego uniesienia, a pustynny wiatr, kontroluje terytorium państwa. Piosenka "Na zakręcie" ma kapitalny werw, mami jakąś wielką obietnicą. A może to po prostu, dobry pop, który bawi: "Letnia przecena w niemieckich drogeriach. Dobra chemia"?
"Świecę we wszystkich kierunkach" to fajna balladka, rozmaz z rozterek zakochanego. Piękna jest ta rozpacz, wykrzyczana na tafli przezroczystego jeziora, że miłość, to koniec alternatywnych światów.
Przekonujące są "Witaminy", o tym, że miłość tłumi potrzebę zmieniania świata. Ryzykowny, bo o zakazanej miłości do nieletniej - "Ciociosan" ma uroczą frazkę "O, o, tu mam ranę!". No i jeszcze "Katrina" - super przebojowa, ze świetnym teledyskiem. Ech, czym jest spustoszenie Nowego Orleanu, wobec żywiołu miłosnego wzlotu? Wobec głodu i pożądania, gdy wyje w głowie jak huragan: "Chciałbym coś wreszcie poczuć / Do skóry, do kości, do kosteczek / Do ości, do osteczek, do chrząstek/ Chciałbym poczuć Ciebie"?
I jeszcze "Taka ilość słońca", o miłości, przez którą "wszystko do wymiany", reanimacja, kapiąca kroplówka, ciężki stan i oczekiwanie na dawcę. I jako bonus cover T.Love "1996", od którego chyba wszystko się zaczęło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz