środa, 23 sierpnia 2017

Dziura w sercu dużym wiertłem

RADIOHEAD - "OK Computer OKNOTOK 1997-2017", 2017.


Minęło 20 lat od wydania "OK Computer". Z tej okazji dostajemy oprócz zremasterowanej płyty, bonus w postaci "OKNOTOK 1997-2017", trzy po raz pierwszy nagrane utwory (znane tylko z wykonań koncertowych) plus znane ze stron B singli (większość była zebrana na płytce "Airbag/How I Am Driving?").

Piękny prezent. Szczególnie dla mnie, dla którego "OK Computer" to ołtarzyk. Plakat z okładką płyty mam na ścianie oprawiony w wielką ramę z Ikei.
Jakie są te nowe utwory?

"I Promise" to dla mnie kandydat do  utworu roku. Obietnica, którą wyśpiewuje Yorke, wierci dziurę w sercu naprawdę dużym wiertłem. Monotonny werbel jak do wprowadzenia sztandaru i te wysokie dźwięki charakterystyczne dla wokalisty. "Odmawiam swoje modlitwy każdego wieczoru, obiecuję." Ten podniosły "hymn" jest idealnym otwarciem. Warto zobaczyć dziwny teledysk, w którym ponurą rzeczywistość obserwuje zachwycony android.

Drugi kawałek - "Man of War" zaczyna się podobnymi dźwiękami jak "No Surprises". Brzmi równie genialnie! Piosenka z refrenem: "Jesteś moim walecznym człowiekiem", w której Yorke cedzi słowa: "Przepłyń od oceanu do oceanu, przeszukaj cały świat", ale i tak znajdziesz tylko samotność, a potem czule łka "Robaki przyjdą do ciebie, wielkie buty" naprawdę robi wrażenie! Do tego wyjątkowy teledysk, podobny do "Karma Police". Dlaczego zespół 20 lat temu zrezygnował z takich utworów? Chyba tylko dlatego, bym po dwudziestu latach cieszył się z nich jak dziecko. Przeczytałem, że "Lift" podobno była zbyt przebojowa. Może zbyt przypominała pomysły z "The Bends"? W każdym razie po latach  "Utknięcie w windzie" - jest trzecim mocnym strzałem. Lubię  moment, w którym pojawia się drugi głos.

Kolejne utwory to te znane z drugich stron singli. "Lull" ma dziwny hinduski klimat - zastój, tracenie kontroli, zawieszka od stresu i napięcia. Instrumentalny "Meeting In Aisle" jest tajemniczy i hipnotyczny - rozdwaja jaźń. Podstawia mi jakieś obrazy topieli, opuszczonych miast, kopalń, jaskiń.
Króciutka rzewna kołysanka "Melatonine" z płaczliwymi rozpływającymi się klawiszami ma swój urok. Szczególnie tekst: "Don't forget, that you are our son. / Now go back to bed.
Zaczynający się od śmiechów na stacji praskiego metra i komunikatu "Ukončete výstup a nástup, dveře se zavírají / Příští stanice, Jiřího z Poděbrad" utwór numer 7 ma formę przypominacza: "Jeśli się zestarzeję, przypomnij mi jak byłem sobą." W "Polyethylene Part 1 i 2" Yorke zachęca byśmy sprzedali swój garnitur i krawat i nie otaczali się plastikowymi rzeczami, sztucznością, schematami. Świetny, dramatyczny jest song "Pearlyx" o dziewczynie z Trzeciego świata, która chce być biała dla białych chłopców. Podobno był zapowiadany jako: "Dirty song for people who use sex for dirty things".

"W porządku, komputerze" swój tytuł zawdzięcza piosence "Palo Alto". Jest o tym, że rzucanie się w wir pracy czyni z nas maszyny niezdolne już do normalnych uczuć, do koncentracji, do bycia szczęśliwym, do prowadzenia normalnych relacji - rozmów, spotkań. "Jestem zbyt zajęty by się z tobą spotkać, ty zbyt zajęty, by poczekać." Refren powstał z zagajeń ludzi zatraconych w pracoholizmie, mających dla siebie tylko wymianę lajków. Cicha zwrotka, gwałtowny refren, sprawia, że "Palo Alto" można spokojnie postawić obok kultowego "Creep".

Na koniec zagrane na pianinku ze świetlicy szkolnej - "How a Made My Million" zostawia nas w jakiejś rezygnacji, smutku, nieszczęściu - w każdym razie w konfuzji.


W serwisie Spotify album występuje ze "spaloną okładką".



poniedziałek, 7 sierpnia 2017

Mistyka, motywator, coś spod palców.

MELLER GOŁYŹNIAK DUDA - "Breaking Habits", 2016.


Przyznam, że ogarnia mnie czasem nadmiar muzyki.  Bywa wszystko wydaje mi się schematyczne i mało inspirujące. 
Ostatnio najwięcej "przygód" dostarczają mi wykonawcy jazzowi.
To oni często podpisują się tylko nazwiskami: np. Możdżer Danielsson Fresco. 

Myślę, że mamy tu świadomy gest trzech doświadczonych muzyków zaczerpnięty ze świata jazzu. Skoro duch  improwizacji miał wiać, w każdym z ośmiu utworów, niech wieje też w nazwie projektu. 
Z trójki muzyków znałem tylko lidera Riverside - Mariusza Dudę. Maciej Gołyźniak i Maciej Meller byli dla mnie nieznani (pierwszy to perkusista Sorry Boys, drugi - gitarzysta Quidam).  

Ta płyta zakleszczyła się w moim odtwarzaczu. Urzekła mnie jakąś swobodą, luzem. Bębny, pulsacje, przejścia - perkusja wydaje się być bardzo istotna. Oczywiście nie mniej ważne są tu gitarowe jęki, kosmiczne warkoty, sprzężenia, pochody basu. No i zapamiętywalne niezłe melodie.

Uwielbiam utwór tytułowy. Jest w nim jakaś tajemnica. Porównuję go do "November Hotel" na płycie grungowego Mad Season (ech, klasyka!). Zamknąć oczy i oddać się urodzie tej melodii, kanonadzie rytmu - mistyka, misterność, mistrzostwo. 
"Shapeshifter" jest najbardziej radiowy. Ma uroczy refren. Działa jak motywator, impuls - czuję, że "wreszcie idę w stronę czegoś prawdziwego"...

Pierwszy na płycie "Birds of Prey" zaczyna się dość typowo. Od trzeciej minuty ptaszyska zaczynają nas obsiadać. To jest właśnie to. Improwizacje, coś spod palców, znikąd.
"Feet on the Desk" ma we zwrotce wyraźnego ojca chrzestnego - Mike'a Pattona z Faith No More. Czuć klimat "RV" z płyty "Angel Dust". Popowy refren zmiękcza szaleństwo. Końcóweczka odjechana w psychodelię.
Świetny jest "Against the Tide", szukając na siłę jakiegoś przymiotnika - pearljamowy, z tajemniczą syrenią codą. Urodę zadziornego, funkującego "Tatoo" najlepiej podkreśla fajna świdrująca solówka.
"Floating Over" to, nie tylko z racji długości, - istotny, kluczowy fragment płyty. Dziewięciominutowy zaczyna się spokojnie, w czwartej minucie przepoczwarza się w jakieś grube gadzie monstrum. Utwór wlecze swój ogon i pięknie nim majta.
Na koniec, po tej odjechanej improwizacji, trochę tlenu. "Into the Wild" z początku jest lekki jak piórko. Potem to piórko zmienia się w motolotnię, motolotnia w odrzutowiec - i tyle go widzieli.



sobota, 15 lipca 2017

Zmarła Julia Hartwig

 Dziś zmarła Julia Hartwig - poetka, autorka wielu książek poetyckich, za "Zapisane" w 2014 roku otrzymała Nagrodę im. Wisławy Szymborskiej.  Żyła 95 lat.

piątek, 14 lipca 2017

Krzysztof Kleszcz postanowił zostać poetą prawicowym. Recenzja "Pańskiego płaszcza" w "Afroncie"

"Krzysztof Kleszcz w "Pańskim płaszczu" postanowił zostać poetą prawicowym." - tak zaczyna się recenzja autorstwa Rafała Gawina mojej książki w kwartalniku literacko-artystycznym "Afront" (nr 1/2017). To fragment artykułu "Bez tajemnic z do połowy pustym barkiem" - ciąg dalszy podsumowania roku 2016 w polskiej poezji.

wtorek, 4 lipca 2017

Noc Poezji i Muzyki w Sieradzu

Festiwal w Sieradzu - "Noc Poezji i Muzyki" okazał się świetnym wydarzeniem i bardzo miłym miejscem. Pełna sala osób zainteresowanych poezją, trochę znajomych. Pierwszego dnia - 30 czerwca - głównym gościem był Adam Zagajewski. Byli też poeci Toposu: Wojciech Kudyba, Krzysztof Kuczkowski i Adrian Gleń. Prezentowali się też poeci związani z Wydawnictwem Kwadratura - a więc ja i Jolanta Stelmasiak, która właśnie wydała nową książkę; a także z Domem Literatury - Przemysław Owczarek i Piotr Gajda. Na koniec był Turniej Jednego Wiersza, który wygrała Anna Maria Wierzchucka.
 Anna Maria Wierzchucka
 Jolanta Stelmasiak
 Adam Zagajewski
Piotr Gajda 
Poeci "Toposu"

(zdjęcia z napisem nasze.fm  fot.Robert Sobieraj)

poniedziałek, 3 lipca 2017

Poetycki susz, skrót, ekstrakt, wyciąg. Jak się wspinać po drobinkach?

MARCIN SENDECKI "W", Biuro Literackie,  Stronie Śląskie 2016.

Jeśli poezja to piękno, na wybiegu pojawiła się wychudła modelka. Jędrnego ciała - słów ma niewiele.

Sendecki wypracował sobie swój styl, rezygnuje z większości zabiegów stosowanych przez współczesną poezję. Serwuje nam zbitki słów, lekkie spięcia sensów. Wielu czytelników zacznie sprawdzać, czy wszystko w porządku, czy nie dostali zbrakowanej książki. Przecież poezja to metafora, zapamiętywalne frazy, jakaś melodia! Nic z tych rzeczy! Muszą nam wystarczyć zapiski (spisane z barowych serwetek?), ciemne notatki, szyfry, zaklęcia, jakiś purnonsens, trochę neologizmów w stylu Mirona Białoszewskiego. Liryka chuda jak strzęp, poetycki susz.

Prawie puste kartki, czasem z jednym wersem. Ślepa uliczka poezji? Bezczelność facebookowych postów: "Co weźmiecie na długi weekend?" Dobre sobie, na długi weekend - "W" czyta się w 10 minut.

Krytycy są trochę bezradni, usiłują zaklinać rzeczywistość: "Sendecki potrafi uprościć język i wzbogaca wiersz” – napisała sekretarz Nagrody im. Wisławy Szymborskiej, Paulina Małochleb. U innych doczytałem, że to "poemat autobiograficzno-autotematyczny". Stanowcze veto. Nie ta długość! Jeśli te miniaturki zlepione razem są poematem, to nazwijmy je od razu epopeją! A może to "Rozbudowana elegia na śmierć przyjaciela oraz próba zapisania i utrwalenia wspólnych losów w wierszach."? Też nie! O śmierci mówi się tu zdawkowo.

Ale to cała uroda awangardy! Nowe szaty cesarza! Poezja, której nie ma. Coś z Krystyny Miłobędzkiej, coś z Darka Foksa. Świadomy zabieg - skrót, ekstrakt, wyciąg. To my mamy rozpakować sobie skompresowany plik poetycki. Przy moim dobrym nastawieniu - w kilku przypadkach się udało. Kilka fraz np. o utrzymywaniu skrzepu, czy o patrzeniu w Marylin - jest OK. W większości przypadków, niestety, tak się nie dzieje. Znajduję truizm, frazes i tere-fere. Z tych krótkich zdanek niewiele wynika dla czytelnika. To są historyjki w dodatku bezczelnie bezpuentne.

Nagrodzenie awangardowych notatek w kategorii poezja Nagrodą im. Wisławy Szymborskiej zabolało mnie. Tak mało tu roboty poetyckiej! Czy „W” ma być wzorcem z Sèvres poetyckiej książki? To jest naprawdę skromny tomiczek. Na 49 ponumerowanych "wierszy" - 8 razy jest to jeden wers, 5 razy 2 wersy. Nie da się wspinać po tych drobinkach do poetyckiego nieba.

Może kluczem jest to, że to szesnasta książka uznanego autora, redaktora? (Nagroda Odry, Nagroda Silesius). Tłumaczę sobie, że to swego rodzaju nagroda za całokształt. Tłumaczę sobie, że świat ma swoje pryncypia. Język Sendeckiego Piotr Kępiński nazwał "językiem wyczerpania, rozpadu i gnicia", a potem jeszcze "ciekawym melanżem klisz". Wszystko pięknie ładnie, ale naprawdę nie ma tu za wiele do czytania.

Lou Reed na rowerze, Andrzej Gwiazda, profesor Staniszkis, Marcin Baran, Timur i jego drużyna - złapani w przypadkowe wersy. "Ole! Heja! Klasa! Jechane!" - zaskakujące kolokwializmy robią tu szum. Wcześniej jakieś mało dowcipne przyglądanie się słowom i kilka toastów za lokalizacje ("po małemu"). Nieczytelne wspominki, mało śmieszne anegdotki, obserwacyjki, zgrzyty nazw. Gdy pojawia się wreszcie wiersz, który ma puentę, ma ironię, okazuje się, że... będzie jedyny w zestawie. Fajnie poeta drwi tu z codzienności - z mężczyzn w klapkach, z tatuaży i blogerów.

Co zrobić np. z taką jednowersówką: "Nie byłem w tamtym barze od lat."? Dopisywać sobie jakieś skojarzenia? Tylko Sienkiewicz się do mnie odezwał "Bar... wzięty!"
Do "Mazowszanki w szkle i ziemniaków z cząbrem" można wymyślać własne potrawy. "Kropla Beskidu i pyry z okrasą." - to pomysł jednego z moich znajomych. "Kapka z karafki, kranówka w musztardówkach." - to już moje.
Do "Karolina przyniosła czereśnie i ser" natychmiast wyświetliłem własny "Ola przyniosła colę i beaujolais." Może tak się trzeba bawić tą książką?
Ale przy "Czego nie napisałem w Warszawie?" jestem bezradny. Wspominki dla autora, dla czytelnika figi. Albo taka refleksja: "Jak radziłem sobie bez telefonu?" Jeśli jest jakiś punkt wyjścia do wiersza "Porysowany wyświetlacz, porysowane wyświetla.", to zakończony ni w pięć, ni w dziewięć. Zwrot "na wietrzną pamiątkę" cokolwiek za łatwy, ograny. Ładny obrazek - granie w Chińczyka na balkonie, słaby dowcip: "Nie bądź vege..." Czułość, nieważność wspomnień, papużka w oknie. "Nic nie widać. Popatrzcie." i coś w stylu Natalii Kukulskiej na koniec.

I to wszystko po to, by pokazać luki w naszej pamięci? Tytułowe "W" jak Warszawa (autor korzystał ze stypendium artystycznego miasta stołecznego Warszawy), "W" jak wspomnienie. Ja, rozczarowany czytelnik czuję się zrobiony "W"...

Orfeusz dla Małgorzaty Lebdy

Laureatką Nagrody im. K.I.Gałczyńskiego "Orfeusz"  została Małgorzata Lebda, Orfeusz Mazurski trafił do Alicji Bykowskiej-Salczyńskiej.
Tegorocznych laureatów wybrało jury w składzie: prof. Jarosław Ławski, Janusz Drzewucki, Antoni Libera i Bronisław Maj. Jurorom najbardziej spodobał się tom Małgorzaty Lebdy pt. „Matecznik”. Orfeusza Mazurskiego za najlepszy tom wydany w Polsce północno-wschodniej (Warmia, Mazury, Podlasie) otrzymała Alicja Bykowska-Salczyńska za tomik „Cno”
(zdjęcie: Elżbieta Żywczyk pisz.wm.pl)

wtorek, 27 czerwca 2017

VII Ogólnopolski Festiwal "Noc Poezji i Muzyki" w Sieradzu

W piątek i sobotę w Sieradzu odbędzie się VII Ogólnopolski Festiwal "Noc Poezji i Muzyki". O 18.15 pojawię się na scenie razem z Jolantą Stelmasiak w Prezentacji Wydawnictwa Kwadratura.

 PROGRAM:
30 czerwca (piątek)
Lokalizacja: Powiatowa Biblioteka Publiczna w Sieradzu, ul. Żwirki i Wigury 4.
15.00 – 18.00 Rejestracja uczestników, zakwaterowanie i inne czynności organizacyjne
18.00 – 18.15 Rozpoczęcie Festiwalu
18.15 – 18.40 Prezentacja Wydawnictwa Kwadratura prowadzonego przez Łódzki Dom Kultury (spotkanie autorskie z Jolantą Stelmasiak i Krzysztofem Kleszczem)
18.40 – 19.40 Prezentacja wydawnictwa „Konstelacja Toposu” – spotkanie autorskie z Przemysławem Dakowiczem, Adrianem Gleniem, Krzysztofem Kuczkowskim i Wojciechem Kudybą
19.40 – 20.00 Prezentacja Domu Literatury w Łodzi: Przemysław Owczarek i Piotr Gajda
20.00 – 20.20 Przerwa
20.20 – 20.50 Koncert Zespołu H’ernest - część pierwsza
20.50 – 21.50 Spotkanie autorskie Adama Zagajewskiego
21.50 – 22.30 Przerwa
Zapisy do Turnieju Jednego Wiersza o Puchar Starosty Sieradzkiego i Nagrodę Prezydenta Miasta Sieradza
22.30 – 23.30 Otwarty Turniej Jednego Wiersza o Puchar Starosty Sieradzkiego i nagrodę Prezydenta Sieradza przyznawaną w głosowaniu publiczności
23.30 – 24.00 Koncert Zespołu H’ernest - część druga (w tym czasie obrady jury)
24.00 – 00.30 Ogłoszenie wyników Turnieju, wręczenie nagród


1 lipca (sobota)
Lokalizacja: Powiatowa Biblioteka Publiczna w Sieradzu, ul. Żwirki i Wigury 4, Sieradzkie Centrum Kultury Teatr Miejski, ul. Dominikańska 19, Sieradzkie Centrum Kultury Teatr Miejski, ul. Dominikańska 19, Biuro Wystaw Artystycznych, ul. Kościuszki 3.
09.00 – 11.30 Warsztaty pisarskie w grupach, prowadzone przez Przemysława Dakowicza, Adriana Glenia, Krzysztofa Kuczkowskiego i Wojciecha Kudybę; PBP
11.30 – 13.00 Prezentacja grup poetyckich z województwa łódzkiego, PBP
13.00 – 14.00 Spacer po Sieradzu z przewodnikami PTTK Oddział Sieradz
17.00 – 18.00 „Poszukiwanie arcywiersza” – eksperyment literacki z udziałem Przemysława Dakowicza, Adriana Glenia i Krzysztofa Kuczkowskiego, Teatr
19.00 – 20.00 Koncert Mirosława Czyżykiewicza, Teatr
20.00 – 23.00 Prezentacja twórczości Sieradzkiej Grupy Poetyckiej „Desant” oraz Poetycki Hyde Park, BWA

 Szczegóły pod linkiem: 

niedziela, 18 czerwca 2017

Sendecki z Nagrodą im. Wisławy Szymborskiej

Nagrodę im.Wisławy Szymborskiej przyznano Marcinowi Sendeckiemu. Jego tomik pt. "W"  choć ma dobry wieloznaczny tytuł, (jakże podobny do mojego "Ę"), jest jak dla mnie - zbyt oszczędny w słowa. W książce, która zdobyła uznanie międzynarodowego jury, znajdziemy m.in. "wiersze", które są jednym zdaniem, np. "Mazowszanka w szkle i ziemniaki z cząbrem." Po Miłobędzkiej i Foksie to kolejny autor,  nagradzany za zdawkowość, oszczędność, lakoniczność - czy  tym samym nie ogłasza się bezradności poezji?
W czasach, gdy sprzedają się grube tomy powieści, zabawnie brzmi później pytanie "Jaką książkę zabieracie na długi weekend?" Ile bowiem można analizować zdanie "Karolina przyniosła czereśnie i ser."? 

Dziwnego podtekstu wobec tej skrótowości, nabierają potem pytania dziennikarki do autora "Czy wybudował pan pomnik ze spiżu?".
No i ciężko pytającym oprzeć się złośliwości: "życzę pańskim czytelnikom, by lapidarność nie skończyła się na zupełnej pustce na papierze"...
Autorowi przyznano 100 tysięcy złotych. W tym roku otrzymał także Nagrodę "Odry". Wcześniej jego tomik "Przedmiar robót" nagrodzono Silesiusem.





wtorek, 6 czerwca 2017

Bo pięknie jest się powtarzać. Kropla w kroplę, dzień w dzień.

VOO VOO "SIEDEM", 2017.

Nazbierało się. "Inny ja" coraz rzadziej włącza głośnego rocka, coraz częściej stary jazz. Wynajduję jakieś płyty z lat 50-tych np. Yusef Lateef. I nagle improwizacje snujące się niemrawo wygrywają z nabuzowanymi tuzami rocka. "Siedem" zatem, to płyta idealna dla mnie, faceta po czterdziestce. Jazzowa, nastrojowa, przyczajona. W warstwie tekstowej dość minimalistyczna, rozpracowująca temat powtarzających się tygodni, pełnych monotonii, ale z olśnieniami, dreszczami, w poczuciu, że "są chwile kiedy wiesz więcej"...

Genialna - "Środa" bynajmniej nie piłkarska - wyłaniająca się skądś, włączająca samoświadomość... "Godzina młoda, a ciało już mniej", "wystarczy być", "wygoda, swoboda"... Głos ma jaźń. Oto dojrzałość, oto pełnia szczęścia. Dźwięki zgnieceń, muśnięcia i wyjątkowy wokal pana Waglewskiego. Idealny na wieczór, do pogodzeń, do uświadomień, że choć cuda się nie zdarzyły, to najważniejsze, że jest się sobą, że nie jest się cudakiem.
Ten utwór wchodzi powoli, odtworzyć go trzeba w pewnym momencie dnia. Nie da nam energii o poranku, nie zadziała jak Red Bull. Znajdą się i tacy, co go zwyzywają, że za nudny, za ospały.

Czwartek płynie powolutku, jakby tlenu nie dowieźli. Częstowani jesteśmy frazą: "Co szybko wzlata - ulata". I możemy sobie posmakować tej frazy, a znakomita jazzowa improwizacja doda pieprzu w nasze kubki.

Piątek jest piątuniem, pogwizdywaniem, dodawaniem sobie animuszu. Znajdziemy tu receptę na szczęście: "ładnie ubrani" usiądźmy razem, dostrzeżmy się.

Sobota - mistyczna, jakbyśmy byli w jakiejś jaskini. Z olśnieniem pod koniec, z objawieniem. Warto było też zobaczyć to objawienie na koncercie! Nieopisywalne! Najpierw Waglewski zaczyna się smucić, bać się min i skuch, aż ten monotonny podkład zaczyna się rozkręcać i wwierca się nam w skronie jak nadmiar wina, aż do ucisku, aż do odlotu.

Dostaje się niedzieli. Dowalał jej już Skawiński na płycie "Królowie życia" nazywając wielkim kacem. Choć zaczyna się od zachwytu nad śpiącą żoną, obrywa się nudzie jak flaki z olejem... Waglewski nie boi się obciachu, gdy porównuje żonę do anioła. Tapla się w tej niedzieli jak w płytkiej wodzie...

A w poniedziałek wspomina siebie sprzed lat. Świetnie brzmi frazka: "i pamiętam jeszcze życie bez Ciebie / nudne, bidne, o niczym, chore". Kontrabas prowadzi nas za rękę... Dudnią szamańskie bębny, a saksofon Mateusza Pospieszalskiego na saksofonie w końcu rozbija nas o skały.

Wtorek jak hymn jaki. Choć słowa proste o pijanym księżycu i chrapiącej ulicy, to brzmią jakoś podniośle. Jakby "sens wcale nie wklęsł". Ta coda jest jak z jakiegoś serialu... Zacząłem kartkować swoje książki: "Poniedziałek. Dzień jak wół, wielki rogaty. Pompuję weń hektolitr kawy", "Jest jakoś - drept w miejscu, łamanie kołem: / poniedziałkiem, środą, wtorkiem.", "Dobrze zacząć długi weekend. Lepszy niż niż nic." Albo: "Dni płyną. Goni nas wściekła piana, chce nam / oblepiać usta."

"...bo pięknie jest się powtarzać, kropla w kroplę, dzień w dzień."