piątek, 26 marca 2010

Smak tynku, zapach lizolu



Autor: Krzysztof Kleszcz

JOANNA LECH „Zapaść”, Biblioteka Arterii, POS, SPP o.Łódź, 2009.

Nagrodzona w konkursie im.Jacka Bierezina książka Joanny Lech, wciąga swoim klaustrofobicznym rytmem. Powtarzające się słowa-klucze: głód, światło, pętla, gnicie, mogą u czytelnika wywoływać konsternację (ile można o tym?), ale szybko się orientujemy, że w tym szaleństwie jest metoda.
Autorka opisała zaklęśnięcie podmiotu lirycznego w świecie, w którym „nawet słowa są ciężkie od wody”. Opisać odwrócenie się od świata, tak by uniknąć sztucznej pozy „emo” – to udało się bezwzględnie. Podmiot liryczny z każdym wierszem zapada się w podłogę, w łóżko (coś jak u The Cure w „Lullaby”) i pokazuje nam „bliznę po wewnętrznej stronie oczu”. Autentyczności jego przeżyć dodało przywołanie dzieciństwa – czasu, gdy zbuntowana małolata „rzucała się na powietrze i zaraz potem upadała na twarz, koło śmietnika”. To z niej się śmiano „będziesz tym w co się bawisz, wiedźmą z innej bajki”. Teraz wiedźma z innej bajki opisuje swój letarg, swoje „życie po życiu.” Jej czarno-czarny świat ma urok tekstów piosenek Alice in Chains. Fascynowałem się tym zespołem w czasach studenckich... Fraza Joanny przypomniała mi od razu człowieka z zaszytymi oczami w zakończeniu teledysku „Man in the Box”. Ze skojarzeń literackich: bardzo dobry tomik Katarzyny Zdanowicz-Cyganiak „deadline”.
Czym straszy nas Lech? Jakimiś narkotycznymi, szpitalnymi wizjami: „Po korytarzach chodzą umarli, zdziwieni, że jeszcze nie pora na obchód.”, „Na poligonie rodzi się dziecko, ma palce splątane drutem” (Mgnienia), „psy gubią się w trawie, ciągnąc za sobą smycze jak pętle”(Próba powietrza).
Znając fizis autorki, trudno uwierzyć, że to w jej życiu, w jej głowie lęgną się te konstatacje. Ale choć one niewesołe, to lektura tych grząskich, gnijących metafor jest zajmująca. To dobre frazy, które choć korzystają czasami z tych samych klisz (powtarzające się słowa), potrafią dać satysfakcję.
Dużo jest głodu, połykania, zjadania, przełykania... Dużo traumatycznych doświadczeń: kapsli zbliżających się do żyły, „zimny dotyk, zaplatał w nas supły”, „po jednej nocy już wszystko miało smak tynku, zapach lizolu”.
Przypomniałem sobie jednego z jurorów, który nie wytrzymał i już w kuluarach zdradził werdykt Bierezina. A potem widziałem go na widowni lekko drzemającego. Teraz wiem, że zapadał się w świat niesamowitych zwidów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz