Autor: Krzysztof Kleszcz
„PEŁNE MORZE” – Wojciech Bonowicz, Biuro Literackie 2006.
Wojciech Bonowicz ma swoją rubrykę z felietonami w „Tygodniku Powszechnym”, napisał książkę o ks. Tischnerze, a także kilka tomików poezji. Jego „Pełne morze”, za które zdobył Nagrodę Literacką Gdynia, trafiło w moje ręce dopiero niedawno, tuż przed premierą nowej książki pt. "Polskie znaki".
Czytając werdykty i laudacje bywa, że powątpiewa się z góry, że książka rzeczywiście warta jest splendoru. Wybierając wiersze na chybił trafił – potknąłem się o dopełniaczowe metafory „ciężka głowa dymu”, „brudny śnieg zdrady”, „złoty kurz nadziei”, o niejasne frazy, w których „sens znowu wklęsł” (np. „Deszczu mój! W naszej straży byłbyś ostatnim.”, „Wysłać i zadzwonić że jaka jest sprawa. A także odświeżyć się przypomnieć by także potwierdzić że się zajmowało”). Ale potem przyszła uważna lektura i znalazłem „polanę w lesie”.
„Wiersz o wierszu” to podobno spalony temat. A przekonał mnie do książki: „Wiersz najpierw zamyka cię w sobie.”, ”Bezbronny pogodzony nie oddychasz. Wiersz nie pozwala”.
Bo czy to „co wyprawia z nami poezja” nie daje nam czasem prawdziwego szczęścia, nowego życia? „W końcu wiersz otworzy się. Kamień wypuści cię: kartkę papieru która zacznie oddychać.” („Noc”)
Nieprzypadkiem na początkowych kartach książki pojawiają się Emil Cioran i Alfred Kubin. Obaj mieli specyficzne spojrzenie na twórczość: "Pisanie to terapia fikcją słów. Tworzyć! Przelewać swą depresję, schizofrenię na papier, swoją ciemność, ból. " To właśnie pod mottem od Kubina znajduje się niezwykła fraza: „Przykłada usta do piasku. Czeka aż piasek odwzajemni pocałunek.”(„Miasta wschodu”)
„To nie duch tchnie, to raczej ziemia woła” – pisze Bonowicz w „Dyskusji zamkniętej”, zapowiadając nam „suchy chleb wiersza”, odmawiając nam marcepanów.
Zatem: ból, Bóg i szatan, czyściec, a wszystko to w języku biblijnej paraboli. Lekki temat tylko z rzadka np. w wierszu o twardzielach celna fraza: „chcą mieć swoje pięć minut w każdym ciele”(„Kronika”)
W wierszu „Region”, który wydaje mi się najważniejszy w książce, Bonowicz definiuje poezję: to „Pieśń uciekinierów, spłoszonych krwią bagna”. Pieśń ta musi być dzika, nieszczęśliwa i ma mieć „suche oko”. I rzeczywiście emocje w wierszach są wygaszone. Mam wrażenie, że powstały przez zmazywanie niedoskonałych wersów, czasem ostają się jeno puenty.
Jakieś podobieństwa? „Podróżnicy śmierci” z frazą „Kryją się w pismach jak w schronach” mają w sobie coś z poezji Herberta. „Niedobre wie” zaś przypominają mi piosenkę Świetlików „Złe mi się śni”
Jeśli wiersze Bonowicza są religijne, to nawracają nas takimi frazami: „Mój umysł zelżały: jak gruszka, która od ciągłego sprawdzania czy zmiękła rzeczywiście robi się miękka.” („Elel”), „Bóg nie ma już tego listu: drze o co prosimy(...) wymazuje uprzejmie wyznania które dyktowała młodość i naiwna wiara.” („Przebaczenie”).
Tytułowe „Pełne morze” to szczęście znalezione w bólu i trudzie. Czy ten wiersz rzeczywiście potrzebuje więcej słów? „Jeszcze przez chwilę siedzi w cieple / wśród rozrzuconych ubrań. / Myśląc o ojcu którego tu przed chwilą kąpał.”
Zaskoczył mnie podmiot liryczny w ostatnim wierszu pt. „Latający bohater” (lot jak zapowiedź raju). Wobec widzianego z okien samolotu: wschodu słońca, ludzi, którzy przypominają rząd wojowników, „dżemu na szyi tej ślicznej pani co tak się godnie nosi”, podmiot liryczny wyraźnie się wzrusza. Jego oko przestaje być suche.
„PEŁNE MORZE” – Wojciech Bonowicz, Biuro Literackie 2006.
Wojciech Bonowicz ma swoją rubrykę z felietonami w „Tygodniku Powszechnym”, napisał książkę o ks. Tischnerze, a także kilka tomików poezji. Jego „Pełne morze”, za które zdobył Nagrodę Literacką Gdynia, trafiło w moje ręce dopiero niedawno, tuż przed premierą nowej książki pt. "Polskie znaki".
Czytając werdykty i laudacje bywa, że powątpiewa się z góry, że książka rzeczywiście warta jest splendoru. Wybierając wiersze na chybił trafił – potknąłem się o dopełniaczowe metafory „ciężka głowa dymu”, „brudny śnieg zdrady”, „złoty kurz nadziei”, o niejasne frazy, w których „sens znowu wklęsł” (np. „Deszczu mój! W naszej straży byłbyś ostatnim.”, „Wysłać i zadzwonić że jaka jest sprawa. A także odświeżyć się przypomnieć by także potwierdzić że się zajmowało”). Ale potem przyszła uważna lektura i znalazłem „polanę w lesie”.
„Wiersz o wierszu” to podobno spalony temat. A przekonał mnie do książki: „Wiersz najpierw zamyka cię w sobie.”, ”Bezbronny pogodzony nie oddychasz. Wiersz nie pozwala”.
Bo czy to „co wyprawia z nami poezja” nie daje nam czasem prawdziwego szczęścia, nowego życia? „W końcu wiersz otworzy się. Kamień wypuści cię: kartkę papieru która zacznie oddychać.” („Noc”)
Nieprzypadkiem na początkowych kartach książki pojawiają się Emil Cioran i Alfred Kubin. Obaj mieli specyficzne spojrzenie na twórczość: "Pisanie to terapia fikcją słów. Tworzyć! Przelewać swą depresję, schizofrenię na papier, swoją ciemność, ból. " To właśnie pod mottem od Kubina znajduje się niezwykła fraza: „Przykłada usta do piasku. Czeka aż piasek odwzajemni pocałunek.”(„Miasta wschodu”)
„To nie duch tchnie, to raczej ziemia woła” – pisze Bonowicz w „Dyskusji zamkniętej”, zapowiadając nam „suchy chleb wiersza”, odmawiając nam marcepanów.
Zatem: ból, Bóg i szatan, czyściec, a wszystko to w języku biblijnej paraboli. Lekki temat tylko z rzadka np. w wierszu o twardzielach celna fraza: „chcą mieć swoje pięć minut w każdym ciele”(„Kronika”)
W wierszu „Region”, który wydaje mi się najważniejszy w książce, Bonowicz definiuje poezję: to „Pieśń uciekinierów, spłoszonych krwią bagna”. Pieśń ta musi być dzika, nieszczęśliwa i ma mieć „suche oko”. I rzeczywiście emocje w wierszach są wygaszone. Mam wrażenie, że powstały przez zmazywanie niedoskonałych wersów, czasem ostają się jeno puenty.
Jakieś podobieństwa? „Podróżnicy śmierci” z frazą „Kryją się w pismach jak w schronach” mają w sobie coś z poezji Herberta. „Niedobre wie” zaś przypominają mi piosenkę Świetlików „Złe mi się śni”
Jeśli wiersze Bonowicza są religijne, to nawracają nas takimi frazami: „Mój umysł zelżały: jak gruszka, która od ciągłego sprawdzania czy zmiękła rzeczywiście robi się miękka.” („Elel”), „Bóg nie ma już tego listu: drze o co prosimy(...) wymazuje uprzejmie wyznania które dyktowała młodość i naiwna wiara.” („Przebaczenie”).
Tytułowe „Pełne morze” to szczęście znalezione w bólu i trudzie. Czy ten wiersz rzeczywiście potrzebuje więcej słów? „Jeszcze przez chwilę siedzi w cieple / wśród rozrzuconych ubrań. / Myśląc o ojcu którego tu przed chwilą kąpał.”
Zaskoczył mnie podmiot liryczny w ostatnim wierszu pt. „Latający bohater” (lot jak zapowiedź raju). Wobec widzianego z okien samolotu: wschodu słońca, ludzi, którzy przypominają rząd wojowników, „dżemu na szyi tej ślicznej pani co tak się godnie nosi”, podmiot liryczny wyraźnie się wzrusza. Jego oko przestaje być suche.
http://www.lesersbend.com/music/12.mp3
OdpowiedzUsuńwiele godzin poświęciłem na studiowanie poezji
OdpowiedzUsuńBenna i zdecydowanie bliższy jest mi Bonowicz.Dzięki.