Czesław Markiewicz „Majuskuły”, Wydawnictwo „Miniatura” Kraków, 2009.
„tadeusz różewicz wychodzi do pracy
wsiada do tramwaju
nie rozpoznaje w pryszczatych twarzach chłopców
własnych rysów”
Tymi oto frazami zaczynają się „Majuskuły” Czesława Markiewicza. Zaś kończą się słowami:
„stary poeta miał dwadzieścia cztery lata. i ocalał”
Majuskuła, to każda z wielkich liter alfabetu. I wszystko się zgadza, albowiem najnowsza propozycja poetycka Czesława Markiewicza jest książką o literaturze pisanej majuskułą (z wielkiej litery). Jej karty zasiedlają wybitne i ważne dla autora postaci, z których Tadeusz Różewicz zajmuje jedno z najważniejszych miejsc, otwierając przy okazji ich barwny poczet. Warto wymienić i innych: Olgę Tokarczuk, Halinę Poświatowską, Ryszarda Milczewskiego-Bruno, Rafała Wojaczka, Tadeusza Siejaka, Andrzeja Bursę, Adama Zagajewskiego, Edward Stachurę, ale i Pana Cogito, i inne wcale nieoczywiste figury, choćby Joe Alexa, Józefa Skrzeka, Alberta Einsteina, czy Jima Morrisona.
Podstawowe pytanie, które należy sobie postawić podczas lektury „Majuskuł” polega na jednoczesnym udzieleniu na nie odpowiedzi: czy książka Markiewicza jest książką o „życiu w literaturze”, poetycką transkrypcją konkretnych biografii, czy też o „życiu literaturą”, a więc o doświadczaniu i odbiorze słowa, o jego wpływie na własną z kolei twórczość? Jedno jest pewne: „Majuskuły”, to swoista sublimacja - bezpośrednie przejście od pisania o „życiopisaniu” do osobistego, „namacalnego” uczestnictwa w literaturze – a więc chęci oznaczenia jej swoim indywidualnym piętnem i odnalezienia osobistego punktu odniesienia. Taktyka, jaką wybrał Czesław Markiewicz w swoich „wierszach-esejach” opiera się na swoistej demistyfikacji przenikających się wątków: faktograficznych z mistycyzującymi, jak w wierszu-epigramacie „Joe Alex tłumaczy”:
„Podwójne życie Alicji nie jest
pospolitą zdradą.
Lustro nie służy
do żadnego dialogu.
Cała Odyseja to wyznanie Molly:
Leopoldzie jestem wierna.
Królik jest Freudem
Freud jest królikiem”.
Niemniej nie jest to jedyna, właściwa odpowiedź. O czym jeszcze są „Majuskuły” możemy przekonać się w „Omijaj Rovigo”, w którym autor zapisał:
„nikt już nawet nie potrafi postawić herbertowi jednego
przecinka. wbić kropkę między oczy –
trzeba mu przecież przetrącić rękę. tę
której papilarnie najczęściej nadużywa. w miejscu
najczulszym. to nie jest elegijnie wskazującym;
dokładnie dwa równoleżniki od łokcia…”
Stąd „Majuskuły” opowiadają także i o tym, że nie można, nie wolno ustawiać literatury na naprędce wznoszonych cokołach, że zawsze powinien jej towarzyszyć prosty kontekst – jesteśmy z krwi i kości / nasze wiersze są z krwi kości. Nie bez przyczyny Markiewicz na zakończenie swojego wiersza wkłada w usta Zbigniewa Herberta cytat z niego samego:
„wytłumacz to innym
miałem wspaniałe życie
cierpiałem”
W innym swoim tekście, zasiedlonym z kolei przez figurę Ryszarda Milczewskiego-Bruno, poeta pisze:
„postaw piwo – będę opowiadał…”
„…moja historia – jak ostatnie westchnienie
jeśli mówię że kłamię – to licha metafora
miewam się dobrze
tylko czas wywiewa ze mnie nadzieję
kiedy wspinam się zbyt nachalnie na tutejsze wzgórze
zwykle zakwitam przed świtem
i nie wiem jak pachnie na przykład chińska róża…”
„…po podłodze walają się kawałki potłuczonych tablic
nie wiem
co jest istotą
opowiadam
a piwo stoi.”
Co więc jest „istotą”, pytam retorycznie za Czesławem Markiewiczem? Może to, na co sam wskazuje w „Wojnie z czasem i przestrzenią, pod białą flagą” – nieustanne przenikanie się biografii i twórczości oraz odczuwalna wszechobecność literatury w życiu każdego twórcy. Uważne wsłuchiwanie się w słowa innych, ale i nieustanne mówienie o sobie. Markiewicz twierdzi (i przyznaję mu rację), że ze zrozumienia powyższego wynika odpowiedź, jak skonfrontować samego siebie - obojętnie: „z literaturą”, albo „w literaturze” - i precyzyjnie to notuje:
„Tadeusz Siejak nie ma już nic do powiedzenia.
Wszystko, co miał do powiedzenia, przeczytali inni…”.
„…Na pewno się nie poddam,
skoro i tak przeżyłam Tadeusza Siejaka –
szepce Dorota Masłowska.
Klubowy rave zakłóca chichot ledwo co obnażonych dziewcząt.
W toalecie chłopiec opuszcza dresy, ukradkiem zaciąga się papierosem.
Kaszle.
Wyrywa kartkę z książki.
Nie wie, że próbuje się z Tadeuszem Siejakiem”.
Nawet, jeśli „Majuskuły” są w całości konotacją literacką i opowiadają przede wszystkim o Czesławie Markiewiczu – prozaiku i poecie - o jego literackich bohaterach lub oponentach, z którymi przez lata obcował, rozmawiał, kłócił się, zwierzał się im, kochał i nienawidził (ale nigdy nie pozostał wobec nich obojętny), aż „został lirycznym więźniem sumienia w obozie koncentracyjnym (literatury?)”, to są też niezwykle wyrazistym „esejem” na temat literatury, w którym myśl przewodnią stanowi człowiek i jego nie tylko wyłącznie literacka kondycja.
wsiada do tramwaju
nie rozpoznaje w pryszczatych twarzach chłopców
własnych rysów”
Tymi oto frazami zaczynają się „Majuskuły” Czesława Markiewicza. Zaś kończą się słowami:
„stary poeta miał dwadzieścia cztery lata. i ocalał”
Majuskuła, to każda z wielkich liter alfabetu. I wszystko się zgadza, albowiem najnowsza propozycja poetycka Czesława Markiewicza jest książką o literaturze pisanej majuskułą (z wielkiej litery). Jej karty zasiedlają wybitne i ważne dla autora postaci, z których Tadeusz Różewicz zajmuje jedno z najważniejszych miejsc, otwierając przy okazji ich barwny poczet. Warto wymienić i innych: Olgę Tokarczuk, Halinę Poświatowską, Ryszarda Milczewskiego-Bruno, Rafała Wojaczka, Tadeusza Siejaka, Andrzeja Bursę, Adama Zagajewskiego, Edward Stachurę, ale i Pana Cogito, i inne wcale nieoczywiste figury, choćby Joe Alexa, Józefa Skrzeka, Alberta Einsteina, czy Jima Morrisona.
Podstawowe pytanie, które należy sobie postawić podczas lektury „Majuskuł” polega na jednoczesnym udzieleniu na nie odpowiedzi: czy książka Markiewicza jest książką o „życiu w literaturze”, poetycką transkrypcją konkretnych biografii, czy też o „życiu literaturą”, a więc o doświadczaniu i odbiorze słowa, o jego wpływie na własną z kolei twórczość? Jedno jest pewne: „Majuskuły”, to swoista sublimacja - bezpośrednie przejście od pisania o „życiopisaniu” do osobistego, „namacalnego” uczestnictwa w literaturze – a więc chęci oznaczenia jej swoim indywidualnym piętnem i odnalezienia osobistego punktu odniesienia. Taktyka, jaką wybrał Czesław Markiewicz w swoich „wierszach-esejach” opiera się na swoistej demistyfikacji przenikających się wątków: faktograficznych z mistycyzującymi, jak w wierszu-epigramacie „Joe Alex tłumaczy”:
„Podwójne życie Alicji nie jest
pospolitą zdradą.
Lustro nie służy
do żadnego dialogu.
Cała Odyseja to wyznanie Molly:
Leopoldzie jestem wierna.
Królik jest Freudem
Freud jest królikiem”.
Niemniej nie jest to jedyna, właściwa odpowiedź. O czym jeszcze są „Majuskuły” możemy przekonać się w „Omijaj Rovigo”, w którym autor zapisał:
„nikt już nawet nie potrafi postawić herbertowi jednego
przecinka. wbić kropkę między oczy –
trzeba mu przecież przetrącić rękę. tę
której papilarnie najczęściej nadużywa. w miejscu
najczulszym. to nie jest elegijnie wskazującym;
dokładnie dwa równoleżniki od łokcia…”
Stąd „Majuskuły” opowiadają także i o tym, że nie można, nie wolno ustawiać literatury na naprędce wznoszonych cokołach, że zawsze powinien jej towarzyszyć prosty kontekst – jesteśmy z krwi i kości / nasze wiersze są z krwi kości. Nie bez przyczyny Markiewicz na zakończenie swojego wiersza wkłada w usta Zbigniewa Herberta cytat z niego samego:
„wytłumacz to innym
miałem wspaniałe życie
cierpiałem”
W innym swoim tekście, zasiedlonym z kolei przez figurę Ryszarda Milczewskiego-Bruno, poeta pisze:
„postaw piwo – będę opowiadał…”
„…moja historia – jak ostatnie westchnienie
jeśli mówię że kłamię – to licha metafora
miewam się dobrze
tylko czas wywiewa ze mnie nadzieję
kiedy wspinam się zbyt nachalnie na tutejsze wzgórze
zwykle zakwitam przed świtem
i nie wiem jak pachnie na przykład chińska róża…”
„…po podłodze walają się kawałki potłuczonych tablic
nie wiem
co jest istotą
opowiadam
a piwo stoi.”
Co więc jest „istotą”, pytam retorycznie za Czesławem Markiewiczem? Może to, na co sam wskazuje w „Wojnie z czasem i przestrzenią, pod białą flagą” – nieustanne przenikanie się biografii i twórczości oraz odczuwalna wszechobecność literatury w życiu każdego twórcy. Uważne wsłuchiwanie się w słowa innych, ale i nieustanne mówienie o sobie. Markiewicz twierdzi (i przyznaję mu rację), że ze zrozumienia powyższego wynika odpowiedź, jak skonfrontować samego siebie - obojętnie: „z literaturą”, albo „w literaturze” - i precyzyjnie to notuje:
„Tadeusz Siejak nie ma już nic do powiedzenia.
Wszystko, co miał do powiedzenia, przeczytali inni…”.
„…Na pewno się nie poddam,
skoro i tak przeżyłam Tadeusza Siejaka –
szepce Dorota Masłowska.
Klubowy rave zakłóca chichot ledwo co obnażonych dziewcząt.
W toalecie chłopiec opuszcza dresy, ukradkiem zaciąga się papierosem.
Kaszle.
Wyrywa kartkę z książki.
Nie wie, że próbuje się z Tadeuszem Siejakiem”.
Nawet, jeśli „Majuskuły” są w całości konotacją literacką i opowiadają przede wszystkim o Czesławie Markiewiczu – prozaiku i poecie - o jego literackich bohaterach lub oponentach, z którymi przez lata obcował, rozmawiał, kłócił się, zwierzał się im, kochał i nienawidził (ale nigdy nie pozostał wobec nich obojętny), aż „został lirycznym więźniem sumienia w obozie koncentracyjnym (literatury?)”, to są też niezwykle wyrazistym „esejem” na temat literatury, w którym myśl przewodnią stanowi człowiek i jego nie tylko wyłącznie literacka kondycja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz