poniedziałek, 27 czerwca 2011
Zmarł Maciej Zembaty
Maciej Zembaty
Obdarzony niezwykłym głosem. Świetny tłumacz Cohena. Dla mnie, wtedy gówniarza, jego płyta "Alleluja" otwierała jakiś tajemniczy świat. Pamiętam zachwyt nad "Tańcz mnie po miłości kres". Pamiętam jego głos w filmie "Siedem życzeń" , jego wywiad udzielony "Arteriom", jego czarny dowcip.
Zmarł w wieku 67 lat.
Alleluja (sł.oryg,L.Cohen, sł.pol. M.Karpiński/M.Zembaty)
Tajemny akord kiedyś brzmiał
Pan cieszył się, gdy Dawid grał
Ale muzyki dziś tak nikt nie czuje
Kwarta i kwinta, tak to szło
Raz wyżej w dur, raz niżej w moll
Nieszczęsny król ułożył Alleluja
Na wiarę nic nie chciałeś brać
Lecz sprawił to księżyca blask
Że piękność jej na zawsze cię podbiła
Kuchenne krzesło tronem twym
Ostrzygła cię, już nie masz sił
I z gardła ci wydarła Alleluja
Dlaczego mi zarzucasz wciąż
Że nadaremno wzywam Go
Ja przecież nawet nie znam Go z imienia
Jest w każdym słowie światła błysk
Nieważne, czy usłyszysz dziś
Najświętsze, czy nieczyste Alleluja
Tak się starałem, ale cóż
Dotykam tylko, zamiast czuć
Lecz mówię prawdę, nie chcę was oszukać
I chociaż wszystko poszło źle
Przed Panem Pieśni stawię się
Na ustach mając tylko Alleluja
(k)
Etykiety:
inne
niedziela, 26 czerwca 2011
Złoty Środek
Zwycięzca TJW: Maciej Bieszczad
Autor: Krzysztof Kleszcz
I Dzień Festiwalu "Złoty Środek Poezji", Kutno 26.06. 2011
Po raz kolejny jestem na festiwalu w Kutnie. Przyjechałem, by spotkać się z poetami, zmierzyć się w Turnieju Jednego Wiersza.
Idea festiwalu - wspieranie debiutujących poetów jest zacna. W malowniczym plenerze Parku Wiosny Ludów w Kutno, tuż obok Szkoły Muzycznej zgromadziło się ponad 50 uczestników, którzy do 22.00 oczekiwali na werdykt.
Po turnieju odbyło się spotkanie z wybranymi poetami, których wiersze znalazły się w antologii "Pociąg do poezji. Intercity" : Krzysztofem Bieleniem, autorem tomiku "Wiciokrzew przewiercień" ,Kubą Przybyłowskim, który zapowiadał, że ma już tytuł swojej nowej książki ("Iluminacje"), Małgorzatą Lebdą autorką książki "Tropy", Wojciechem Kudybą, który żartował, że jego najnowsza książka jest przewrotna (vide: foto) i Jerzym Suchankiem.
Dalszymi punktami programu były: spotkanie z Kazimierzem Brakonieckim (jak ocenił Artur Fryz - prezentuje zupełnie inną, świeżą, dykcję niż popularna i nagradzana na festiwalach ) i spotkanie z poetami bretońskimi (Paolem Keinegiem i Berenzem Tangi). To drugie było ciekawym doświadczeniem: można było wsłuchiwać się w brzmienie języka brzmiącego trochę jak węgierski i japoński, a potem w tłumaczenie Brakonieckiego.
Werdykt, trochę pośpieszny, bez odczytania najlepszego wiersza - ostudził gorącą atmosferę wypełnionej po brzegi sali koncertowej.
Jury: Anna Kamieńska, Dawid Majer (Mariusz Grzebalski był nieobecny na ogłoszeniu) pogratulowało zwycięzcy, którym okazał się Maciej Bieszczad.
Inni nagrodzeni to Dawid Jung (II), Kamila Pawluś (III) i wyróżnieni: Joanna Dziwak, Izabela Kawczyńska, Krzysztof Kleszcz, Kacper Płusa, Sławomir Płatek.
I Dzień Festiwalu "Złoty Środek Poezji", Kutno 26.06. 2011
Po raz kolejny jestem na festiwalu w Kutnie. Przyjechałem, by spotkać się z poetami, zmierzyć się w Turnieju Jednego Wiersza.
Idea festiwalu - wspieranie debiutujących poetów jest zacna. W malowniczym plenerze Parku Wiosny Ludów w Kutno, tuż obok Szkoły Muzycznej zgromadziło się ponad 50 uczestników, którzy do 22.00 oczekiwali na werdykt.
Po turnieju odbyło się spotkanie z wybranymi poetami, których wiersze znalazły się w antologii "Pociąg do poezji. Intercity" : Krzysztofem Bieleniem, autorem tomiku "Wiciokrzew przewiercień" ,Kubą Przybyłowskim, który zapowiadał, że ma już tytuł swojej nowej książki ("Iluminacje"), Małgorzatą Lebdą autorką książki "Tropy", Wojciechem Kudybą, który żartował, że jego najnowsza książka jest przewrotna (vide: foto) i Jerzym Suchankiem.
Dalszymi punktami programu były: spotkanie z Kazimierzem Brakonieckim (jak ocenił Artur Fryz - prezentuje zupełnie inną, świeżą, dykcję niż popularna i nagradzana na festiwalach ) i spotkanie z poetami bretońskimi (Paolem Keinegiem i Berenzem Tangi). To drugie było ciekawym doświadczeniem: można było wsłuchiwać się w brzmienie języka brzmiącego trochę jak węgierski i japoński, a potem w tłumaczenie Brakonieckiego.
Werdykt, trochę pośpieszny, bez odczytania najlepszego wiersza - ostudził gorącą atmosferę wypełnionej po brzegi sali koncertowej.
Jury: Anna Kamieńska, Dawid Majer (Mariusz Grzebalski był nieobecny na ogłoszeniu) pogratulowało zwycięzcy, którym okazał się Maciej Bieszczad.
Inni nagrodzeni to Dawid Jung (II), Kamila Pawluś (III) i wyróżnieni: Joanna Dziwak, Izabela Kawczyńska, Krzysztof Kleszcz, Kacper Płusa, Sławomir Płatek.
Dariusz Eckert
Kamila Pawluś
Paweł Łęczuk
Maciej Kotłowski
Sławomir Płatek
Kacper Płusa
Artur Fryz - organizator
Dawid Jung
Autorzy antologii: Artur Fryz, Adam Suchanek, Kuba Przybyłowski, Wojciech Kudyba, Krzysztof Bieleń, Małgorzata Lebda
Przewrotna książka Wojciecha Kudyby
piątek, 24 czerwca 2011
Złoty Środek Poezji 2011
Złoty Środek Poezji to jedna z imprez promująca poezję w naszym kraju. Poezję, która nie ma lekko. Czasopisma rubrykę Literatura czy Kultura traktują na zasadzie zła koniecznego. Proporcja np. kultura/sport jest zatrważająca. W dodatku literatura to wg tygodników kryminał, książki podróżnicze, wszystko byle nie literatura piękna. Ostatnio się uszczypnąłem, bo zauważyłem poetę na pierwszej stronie dodatku Kultura w Dzienniku. Czyli można.
Poezja wpadła w totalną niszę i czy istnieje sposób, by ją wydobyć z doła? Ministra Kultury widziałem w TV na festiwalu piosenki w Opolu, jak swoją osobą firmował stare przeboje Kombi i piosenki biesiadne w wykonaniu Maryli Rodowicz. Tymczasem poezja cierpi na brak zainteresowania władzy, czy mediów.
A brak jakiejkolwiek wzmianki o imprezach poetyckich powoduje ich degradację. Półeczki z poezją w Empiku też coraz mniejsze ("Choć półeczki wcale ładne", że zacytuję poetę Kubę Przybołowskiego). Nie ma wielu działań, by poezję odkryli ludzie, dotąd na nią obojętni.
Tymczasem jest Festiwal Złoty Środek Poezji.
Festiwal na którym każdy może przeczytać swój wiersz i być ocenionym przez profesjonalne jury - czyli Turniej Jednego Wiersza. Będzie prezentacja antologii "Pociąg do poezji. Intercity" oraz co najważniejsze - wręczone zostaną nagrody Złoty Środek Poezji na Debiut Poetycki 2010 o czym pisałem już na blogu: dla Agnieszki Gałązki, Izabeli Fietkiewicz-Paszek, Macieja Bieszczada, Jakuba Sajkowskiego, Joanny Dziwak i Rafała Skoniecznego.Program VII Festiwalu Złoty Środek Poezji Kutno 2011
25 czerwca 2011 (Pałac Gierałty, PSM, Park Wiosny Ludów)
godz. 12.00 VI Otwarty Konkurs Jednego Wiersza
godz. 16.00 Pociąg do poezji. Intercity - prezentacja antologii i jej autorów: Jerzy Suchanek, Wojciech Kudyba, Małgorzata Lebda, Krzysztof Bieleń, Jakub Przybyłowski
godz. 18.00 Kazimierz Brakoniecki - spotkanie autorskie
godz. 20.00 Paol Keineg i Bernez Tangi – spotkanie z poetami bretońskimi - prowadzi Kazimierz Brakoniecki
godz. 21.30 Werdykt jury VI Otwartego Konkursu Jednego Wiersza
godz. 22.00 - 1.00 Przez granice słów i dźwięków - noc koncertowa
W programie: Bernez Tangi z towarzyszeniem gitarzysty Yona GouezaMaciej Maciejewski z towarzyszeniem pianisty Dawida Rudnickiego
Zespół Agnellus
26 czerwca 2011 (Willa Troczewskiego/USC, 29 Listopada 4)
godz. 16.00 Poetycka Kostka Wolnego Wyboru - rozstrzygnięcie plebiscytu i konkursu
godz. 16.00 Poetycka Kostka Wolnego Wyboru - rozstrzygnięcie plebiscytu i konkursu
godz. 17.00 VII OKL Złoty Środek Poezji – wręczenie nagród
godz. 17.30 Ściana Poetów – odsłonięcie muralu
godz. 18.00 Zeszyty Poetyckie – prezentacja autorów: Dariusz Dziurzyński, Dawid Jung, Marcin Orliński i Krzysztof Szymoniak
godz. 20.00 Przez granice słów i dźwięków - wieczór koncertowy (Pałac Gierałty, PSM, Park Wiosny Ludów)
poetyckie intro: Sławomir Matusz
Grupa Kutabuk
The Train Jazz Theater
godz. 21.30 Jazzowy finał: Ernst Bier & Mack Goldsbury Group
(k)
niedziela, 19 czerwca 2011
Skutki uboczne (18)
„(…) Dla nas, uczniów Arystotelesa i świętego Tomasza, najwyższym z wszelkich pojęć jest byt konieczny. Bytem idealnym jest Bóg. Wszystko inne, co istnieje, jest tylko połowiczne, jest częściowe, jest w stanie stawiania się, jest złożone, składa się z możliwości. Ale Bóg nie jest złożony, jest jednością, nie posiada możności, lecz cały i zupełnie jest aktem. My zaś jesteśmy przemijający, jesteśmy stającymi się, jesteśmy możnościami, nie ma dla nas doskonałości, nie ma pełnego bytu. Ale tam, gdzie od możności przechodzimy do aktu, od możliwości do urzeczywistnienia, bierzemy udział w prawdziwym bycie, stajemy się o stopień podobniejsi do doskonałości i boskości. To znaczy: urzeczywistnić się. Musisz przecież znać ten proces z własnego doświadczenia. Jesteś przecież artystą i zrobiłeś wiele posągów. Jeśli więc posąg jakiś naprawdę ci się udał, jeśli uwolniłeś wizerunek człowieka od przypadkowości i doprowadziłeś do czystej formy – wówczas jako artysta urzeczywistniłeś ten wizerunek ludzki.”
Hermann Hesse, "Narcyz i Złotousty" (tłumaczenie Marceli Tarnowski). Oficyna Wydawnicza MOST, 1991.
(p)
Etykiety:
inne
sobota, 18 czerwca 2011
Nagroda Literacka Gdynia 2011 - Laureaci
Tegoroczną laureatką Nagrody Literackiej Gdynia w kategorii poezji została Ewa Lipska za tom „Pogłos” (Wydawnictwo Literackie).
Pozostałe kategorie:
Justyna Bargielska „Obsoletki” (Wydawnictwo Czarne) – proza
Stefan Chwin „Samobójstwo jako doświadczenie wyobraźni” (Wydawnictwo Tytuł) – eseistyka
Ponadto:
Andrzej Sosnowski – Nagroda Osobna NLG
(p)
Etykiety:
inne
Muzyczny uniwersalizm
Podstawą każdej spektakularnej kariery jest odpowiednio mocny i zauważalny debiut, a potem jego odpowiednia kontynuacja poprzez tzw. syndrom drugiej i trzeciej płyty. Drugie wydawnictwo zespołu potwierdza jego potencjał, wskazuje drogę, którą muzycy będą podążać, trzecie definiuje jego styl na całe lata. Wie o tym grupa Carrion, która po mocnym debiucie potwierdza drzemiący w niej potencjał kolejną płytą „El Meddah”.
Już debiutancka płyta grupy zatytułowana po prostu „Carrion” ujmowała słuchaczy dynamiką, melodyjnością i ciekawymi kompozycjami. W utworach w rodzaju „Zapachu szarości” skupia się to, co muzycy mają nam do zaproponowania – urozmaicone w swoim muzycznym wyrazie, ekspresyjne utwory z nieźle rozchwianą sinusoidą klimatów (od mocnego, hard rockowego grania, aż do fragmentów wyciszonych, akustycznych). Znalazł się na niej niemal gotowy hit – cover przepięknej piosenki „Wonderful Life” zapomnianego dziś zupełnie Blacka (Colina Vearncombe′a) tu podany w odświeżonej, dopieszczonej produkcyjnie (podobnie jak cała płyta) i stylowej wersji.
Podobnie rzeczy się mają w przypadku drugiej płyty – „El Meddah”. Warto przy tym zwrócić uwagę, że produkcje Carrion są dopracowane nie tylko pod względem produkcji, ale również poligrafii i promocji (wydawanym płytom towarzyszą ciekawie zrobione teledyski). Widać, że aspekt promocyjny jest w przypadku artystycznych dokonań grupy ich niezwykle istotnym elementem. Nad całym zespołem krąży „duch radomskich”, a ściślej dokonania ich starszych kolegów z innej kapeli z Radomia – podobni jak czyniła to IRA, tak i muzycy Carrion, gdzieś z tyłu głowy mają zakodowany imperatyw skrojenia utworu w taki sposób, który nie eliminowałby go jednocześnie z możliwości zaistnienia na antenie radiowej. Oczywiście, nie jest to żaden zarzut, zwłaszcza, że takie podejście sprawdza się w sposób znakomity – ile innych zespołów hard rockowych może jeszcze pochwalić się tak częstym umieszczaniem ich utworu na radiowych „playlistach” jak jest to w tym przypadku – znane wszystkim radiosłuchaczom utwory Carrion „Sztandary Eloi” i „Nie bez wiary”?
To właśnie we wspomnianej przebojowości muzyki najwyraźniej widać zawarty przez zespół kompromis. Muzycy potrafią zagrać mocno i gęsto („Nun”), wokalista ma ciekawą barwę głosu i umie czasem się „wydrzeć”, a kiedy na chwilę się zapominają tworzą mocno pokręcone kompozycje „El Meddah/Thennis Chimera/Ragnarok” (ale wtedy nie myślą o presji mediów i popularności). Zwykle grają w średnich tempach ciężkie rockowe, i jak już wspomniałem, nie pozbawione melodii piosenki o wręcz metalowym, a dokładniej nu-metalowym („Władca snów”) zabarwieniu. Ot, chłopaki pomimo mocnego emploi (zarówno tego muzycznego jak i „dizajnerskiego”) postawili na granie typowego, mainstreamowego rocka, w którym czują się jak ryby wodzie. Ze względu na prezentowany poziom wykonawczy nie ma obawy, że Carrion „utopi się” na głębokiej wodzie podobnych mu produkcji.
Cechą charakterystyczną zespołu są apokaliptyczne teksty, które nie do końca dotrą do fanów Łez, ale za to mają szansę zaistnieć w głowach nabywców płyt Comy (no i od razu słychać, że mocniejsze granie w naszym kraju nie tylko Comą stoi). Utwory na płycie w rodzaju „Sołdata” charakteryzują się potężnie brzmiącą sekcją rytmiczną i rasowymi riffami gitarowymi, które korelują z ciekawymi fakturami instrumentów klawiszowych. W „Dex” w warstwie aranżacyjnej królują natomiast elektroniczne brzmienia. Na płycie próżno szukać ekwilibrystycznych popisów instrumentalnych, dominuje raczej uporządkowane brzmienie, jak już wspomniałem – „mięsiste”, ale jednocześnie na tyle przebojowe, żeby można je było bez przeszkód absorbować z radia podczas jazdy własnym samochodem.
Mając w pamięci dawne, „siermiężne” produkcje rodzimych zespołów metalowych udokumentowane płytami winylowymi z wczesnych edycji Metalmanii, trzeba oddać sprawiedliwość, że Carrion to mercedes „okularnik” przy rdzewiejącym wartburgu. A o tym przecież zawsze tu w Polsce marzyliśmy, żeby jeździć mercedesami…
Carrion, „Carrion”. MJM Music PL
Carrion, “El Meddah”, MJM Music PL
Recenzja ukazała się pierwotnie na stronach codziennej gazety internetowej NaszTomaszow.pl
(p)
Już debiutancka płyta grupy zatytułowana po prostu „Carrion” ujmowała słuchaczy dynamiką, melodyjnością i ciekawymi kompozycjami. W utworach w rodzaju „Zapachu szarości” skupia się to, co muzycy mają nam do zaproponowania – urozmaicone w swoim muzycznym wyrazie, ekspresyjne utwory z nieźle rozchwianą sinusoidą klimatów (od mocnego, hard rockowego grania, aż do fragmentów wyciszonych, akustycznych). Znalazł się na niej niemal gotowy hit – cover przepięknej piosenki „Wonderful Life” zapomnianego dziś zupełnie Blacka (Colina Vearncombe′a) tu podany w odświeżonej, dopieszczonej produkcyjnie (podobnie jak cała płyta) i stylowej wersji.
Podobnie rzeczy się mają w przypadku drugiej płyty – „El Meddah”. Warto przy tym zwrócić uwagę, że produkcje Carrion są dopracowane nie tylko pod względem produkcji, ale również poligrafii i promocji (wydawanym płytom towarzyszą ciekawie zrobione teledyski). Widać, że aspekt promocyjny jest w przypadku artystycznych dokonań grupy ich niezwykle istotnym elementem. Nad całym zespołem krąży „duch radomskich”, a ściślej dokonania ich starszych kolegów z innej kapeli z Radomia – podobni jak czyniła to IRA, tak i muzycy Carrion, gdzieś z tyłu głowy mają zakodowany imperatyw skrojenia utworu w taki sposób, który nie eliminowałby go jednocześnie z możliwości zaistnienia na antenie radiowej. Oczywiście, nie jest to żaden zarzut, zwłaszcza, że takie podejście sprawdza się w sposób znakomity – ile innych zespołów hard rockowych może jeszcze pochwalić się tak częstym umieszczaniem ich utworu na radiowych „playlistach” jak jest to w tym przypadku – znane wszystkim radiosłuchaczom utwory Carrion „Sztandary Eloi” i „Nie bez wiary”?
To właśnie we wspomnianej przebojowości muzyki najwyraźniej widać zawarty przez zespół kompromis. Muzycy potrafią zagrać mocno i gęsto („Nun”), wokalista ma ciekawą barwę głosu i umie czasem się „wydrzeć”, a kiedy na chwilę się zapominają tworzą mocno pokręcone kompozycje „El Meddah/Thennis Chimera/Ragnarok” (ale wtedy nie myślą o presji mediów i popularności). Zwykle grają w średnich tempach ciężkie rockowe, i jak już wspomniałem, nie pozbawione melodii piosenki o wręcz metalowym, a dokładniej nu-metalowym („Władca snów”) zabarwieniu. Ot, chłopaki pomimo mocnego emploi (zarówno tego muzycznego jak i „dizajnerskiego”) postawili na granie typowego, mainstreamowego rocka, w którym czują się jak ryby wodzie. Ze względu na prezentowany poziom wykonawczy nie ma obawy, że Carrion „utopi się” na głębokiej wodzie podobnych mu produkcji.
Cechą charakterystyczną zespołu są apokaliptyczne teksty, które nie do końca dotrą do fanów Łez, ale za to mają szansę zaistnieć w głowach nabywców płyt Comy (no i od razu słychać, że mocniejsze granie w naszym kraju nie tylko Comą stoi). Utwory na płycie w rodzaju „Sołdata” charakteryzują się potężnie brzmiącą sekcją rytmiczną i rasowymi riffami gitarowymi, które korelują z ciekawymi fakturami instrumentów klawiszowych. W „Dex” w warstwie aranżacyjnej królują natomiast elektroniczne brzmienia. Na płycie próżno szukać ekwilibrystycznych popisów instrumentalnych, dominuje raczej uporządkowane brzmienie, jak już wspomniałem – „mięsiste”, ale jednocześnie na tyle przebojowe, żeby można je było bez przeszkód absorbować z radia podczas jazdy własnym samochodem.
Mając w pamięci dawne, „siermiężne” produkcje rodzimych zespołów metalowych udokumentowane płytami winylowymi z wczesnych edycji Metalmanii, trzeba oddać sprawiedliwość, że Carrion to mercedes „okularnik” przy rdzewiejącym wartburgu. A o tym przecież zawsze tu w Polsce marzyliśmy, żeby jeździć mercedesami…
Carrion, „Carrion”. MJM Music PL
Carrion, “El Meddah”, MJM Music PL
Recenzja ukazała się pierwotnie na stronach codziennej gazety internetowej NaszTomaszow.pl
(p)
piątek, 17 czerwca 2011
No bo komu ma
MAQAMA - "Maqamat"; 2009
Autor: Krzysztof Kleszcz
Duszność w powietrzu, wszędzie pył. Nie trzeba cierpieć na nadmiar wyobraźni, by ta muzyka włączała jakieś pustynne wizualizacje. Sahara, Marakesz, wędrujące wydmy, karawany wiozące jakieś udręczenie, przekleństwo. I w każdą czynność wpisana daremność. Słychać, że chłopaki kochają Toola, bas i puls perkusji jest z zakochania ponurym klimatem np. z "Undertow". Podobnie grał też Sweet Noise.
Słychać świetną produkcję zespołu i mix (Adam Toczko). Koncept album przenosi nas w pustynną burzę, duszny arabski slums.
Płyta wciąga. Wystarczy raz pozwolić się wwiercić się w głowę refrenowi "Czas nie leczy ran/ Zmysły tępi tłumi strach", raz posłuchać religijnej buty "Przed Bogiem strach nie powstrzyma nas/ no bo komu ma wybaczyć jak nie nam" (Alaska), raz dać się ukoić czułemu wyznaniu z zaświatów "Będę blisko kiedy przyjdzie jesień podła i złe stwory wyjdą z szafy tylko śpij" , by zostać fanem zespołu. Mnie wciągnęło w piotrkowskim Media Markcie. Że pracują tam czujni sprzedawcy - to pewne.
Mam nadzieję wkrótce ujrzeć tam nowy album zespołu - już zapowiadany "Gospel of Judas"
Na pewno wyróżnia się utwór "Kartki na wietrze" z fajnie przetworzonym wokalem, zaś w "Darfur" udziela się Gutek z Indios Bravos. Hipnotyzująco brzmią utwory pierwszy i ostatni. Chyba najpiękniejszy moment to kojące zakończenie "Alaski" zapewne inspirowane brzmieniem z płyt Lecha Janerki. W mojej surrealistycznej wizji - na środku pustyni mijają się dwa wieloryby.
Słychać świetną produkcję zespołu i mix (Adam Toczko). Koncept album przenosi nas w pustynną burzę, duszny arabski slums.
Płyta wciąga. Wystarczy raz pozwolić się wwiercić się w głowę refrenowi "Czas nie leczy ran/ Zmysły tępi tłumi strach", raz posłuchać religijnej buty "Przed Bogiem strach nie powstrzyma nas/ no bo komu ma wybaczyć jak nie nam" (Alaska), raz dać się ukoić czułemu wyznaniu z zaświatów "Będę blisko kiedy przyjdzie jesień podła i złe stwory wyjdą z szafy tylko śpij" , by zostać fanem zespołu. Mnie wciągnęło w piotrkowskim Media Markcie. Że pracują tam czujni sprzedawcy - to pewne.
Mam nadzieję wkrótce ujrzeć tam nowy album zespołu - już zapowiadany "Gospel of Judas"
Na pewno wyróżnia się utwór "Kartki na wietrze" z fajnie przetworzonym wokalem, zaś w "Darfur" udziela się Gutek z Indios Bravos. Hipnotyzująco brzmią utwory pierwszy i ostatni. Chyba najpiękniejszy moment to kojące zakończenie "Alaski" zapewne inspirowane brzmieniem z płyt Lecha Janerki. W mojej surrealistycznej wizji - na środku pustyni mijają się dwa wieloryby.
Na spokojnych wodach Styksu
Wyobraźmy sobie, że w każdym bez wyjątku mieście, miasteczku i wsi w naszym kraju działają kluby kultury, klubokawiarnie albo przynajmniej wiejskie świetlice. A w każdym z takich miejsc ma swoje próby przynajmniej jedna kapela grająca rocka, hip-hop, metal, alternatywę albo rap. Gdyby naszą wyobraźnię przerosło dawne wyobrażenie „stu tysięcy gitar”, to jednak spokojnie zmieści się w niej dziesięć tysięcy zespołów, z których przynajmniej co setny będzie w stanie w sposób profesjonalny zarejestrować swoją płytę. A co tysięczny wejść do historii polskiego rocka.
To już się dzieje – wiele dotąd nieistniejących na rockowej mapie Polski miast, dziś już może pochwalić się jakąś mniej lub bardziej znaną kapelą. Niektóre z nich starają się nawet, aby ich lokalne bandy miały ułatwiony start w muzyczną przyszłość, a przy tej samej okazji one same wyjątkową promocję. I taki też przykład pochodzi z Inowrocławia, znanego dotąd przede wszystkim z uzdrowisk. Lecz przecież tam, gdzie uzdrowiska, tam też solanka i wzmożony ruch turystyczny. Może też stąd taka, a nie inna nazwa inowrocławskiej grupy – Charon Taxi? No, cóż, każde miasto potrzebuje przewoźnika, a akurat ten wydaje się zarówno pod względem kulturowym i promocyjnym jak znalazł.
Kiedy zapoznaję się obwolucie informacją umieszczoną na obwolucie płyty „Uwolnić siebie” – „Wydanie płyty zostało dofinansowane ze środków budżetu Miasta Inowrocławia przeznaczonych na stypendia dla osób zajmujących się twórczością artystyczną” – od razu przychodzi mi do głowy myśl, że w Inowrocławiu dwa podmioty: artystyczny i urzędowy, w którymś tam momencie musiały spotkać się na kursie kolizyjnym. Chlupnęła solanka…
Efekt tej „kolizji” od strony artystycznej nie jest jednak jednoznaczny. Jak na mój gust muzyka Charon Taxi jest odrobinę zbyt zachowawcza, jakby muzykom zabrakło pomysłu (zabrakło im przysłowiowego obola) na bardziej urozmaiconą produkcję i nieco lepsze, mniej sztampowe kompozycje. Z drugiej jednak strony słychać, że jest w tej grupie potencjał zdolny wynieść ją z głębin Styksu na świeże powietrze.
Po niezbyt zachęcającym utworze otwierającym płytę, usłyszymy piosenkę „Nie wołaj mnie już nigdy” z ciekawie zaaranżowaną partią klawiszy, przebojową melodią i solówką gitary, jak gdyby żywcem ściągniętą ze złotych lat progresywnego rocka. Słuchając takich kompozycji jak „To nie jestem ja”, „Sterowany” i „Od zawsze kradnę twój świat”, dochodzę do wniosku, iż muzykom nagrywających ten materiał zabrakło zdecydowania. Słychać, że to rockowy band, ale jednocześnie brakuje w nim jakiegoś wyraźnego opowiedzenia się po stronie rockowego pazura. I nie mam tu na myśli „orła cienia”, który brzmieniowo przez cały czas unosi się nad tą muzyką. Wolę, kiedy Charon Taxi zmierza w trochę ostrzejsze klimaty, jak w utworze „Zrób to!” lub w całkiem niezłą „neoprogresję” w „Jesteś?” i „Nie kochasz mnie”.
Nieco inne, eklektyczne granie usłyszeć można w piosence „Ostatni”, która niebezpiecznie (lub wręcz przeciwnie – bezpiecznie) zbliża się do rejonów zarezerwowanych dla wykonawców z tzw. kręgu poezji śpiewanej. Stąd zaskakuje utwór z nią sąsiadujący („Nie wierz snom”), który choć zagrany w podobnej jak jego poprzednik konwencji, to jednak wykonawczo został „rozpracowany” na modłę zdecydowanie rockową. Ubocznym efektem wspomnianej „eklektyczności” jest balladowa kompozycja „Niczego nie mam”, która momentami brzmi jak zespół Universe (który nota bene nadal ma mnóstwo fanów). Płyta kończy się utworem „Ratuj mnie!”. Brzmi dosyć dramatycznie, ale dramatu nie ma. Po pierwsze – znów mamy do czynienia z utworem zdecydowanie rockowym, ozdobionym naprawdę niezłą solówką…
To już się dzieje – wiele dotąd nieistniejących na rockowej mapie Polski miast, dziś już może pochwalić się jakąś mniej lub bardziej znaną kapelą. Niektóre z nich starają się nawet, aby ich lokalne bandy miały ułatwiony start w muzyczną przyszłość, a przy tej samej okazji one same wyjątkową promocję. I taki też przykład pochodzi z Inowrocławia, znanego dotąd przede wszystkim z uzdrowisk. Lecz przecież tam, gdzie uzdrowiska, tam też solanka i wzmożony ruch turystyczny. Może też stąd taka, a nie inna nazwa inowrocławskiej grupy – Charon Taxi? No, cóż, każde miasto potrzebuje przewoźnika, a akurat ten wydaje się zarówno pod względem kulturowym i promocyjnym jak znalazł.
Kiedy zapoznaję się obwolucie informacją umieszczoną na obwolucie płyty „Uwolnić siebie” – „Wydanie płyty zostało dofinansowane ze środków budżetu Miasta Inowrocławia przeznaczonych na stypendia dla osób zajmujących się twórczością artystyczną” – od razu przychodzi mi do głowy myśl, że w Inowrocławiu dwa podmioty: artystyczny i urzędowy, w którymś tam momencie musiały spotkać się na kursie kolizyjnym. Chlupnęła solanka…
Efekt tej „kolizji” od strony artystycznej nie jest jednak jednoznaczny. Jak na mój gust muzyka Charon Taxi jest odrobinę zbyt zachowawcza, jakby muzykom zabrakło pomysłu (zabrakło im przysłowiowego obola) na bardziej urozmaiconą produkcję i nieco lepsze, mniej sztampowe kompozycje. Z drugiej jednak strony słychać, że jest w tej grupie potencjał zdolny wynieść ją z głębin Styksu na świeże powietrze.
Po niezbyt zachęcającym utworze otwierającym płytę, usłyszymy piosenkę „Nie wołaj mnie już nigdy” z ciekawie zaaranżowaną partią klawiszy, przebojową melodią i solówką gitary, jak gdyby żywcem ściągniętą ze złotych lat progresywnego rocka. Słuchając takich kompozycji jak „To nie jestem ja”, „Sterowany” i „Od zawsze kradnę twój świat”, dochodzę do wniosku, iż muzykom nagrywających ten materiał zabrakło zdecydowania. Słychać, że to rockowy band, ale jednocześnie brakuje w nim jakiegoś wyraźnego opowiedzenia się po stronie rockowego pazura. I nie mam tu na myśli „orła cienia”, który brzmieniowo przez cały czas unosi się nad tą muzyką. Wolę, kiedy Charon Taxi zmierza w trochę ostrzejsze klimaty, jak w utworze „Zrób to!” lub w całkiem niezłą „neoprogresję” w „Jesteś?” i „Nie kochasz mnie”.
Nieco inne, eklektyczne granie usłyszeć można w piosence „Ostatni”, która niebezpiecznie (lub wręcz przeciwnie – bezpiecznie) zbliża się do rejonów zarezerwowanych dla wykonawców z tzw. kręgu poezji śpiewanej. Stąd zaskakuje utwór z nią sąsiadujący („Nie wierz snom”), który choć zagrany w podobnej jak jego poprzednik konwencji, to jednak wykonawczo został „rozpracowany” na modłę zdecydowanie rockową. Ubocznym efektem wspomnianej „eklektyczności” jest balladowa kompozycja „Niczego nie mam”, która momentami brzmi jak zespół Universe (który nota bene nadal ma mnóstwo fanów). Płyta kończy się utworem „Ratuj mnie!”. Brzmi dosyć dramatycznie, ale dramatu nie ma. Po pierwsze – znów mamy do czynienia z utworem zdecydowanie rockowym, ozdobionym naprawdę niezłą solówką…
Gdybym to ja miał podpowiadać muzykom Charon Taxi, w jakim kierunku powinni dalej pójść – paradoksalnie wskazałbym palcem na ciemny nurt rzeki Styks. Podskórnie czuję, że w ich żyłach płynie art. rockowe granie, trzeba tylko odważnie przyjąć to dziedzictwo! Po drugie – włodarzom Inowrocławia należą się gratulacje! Mimo wszystko dobrze zainwestowali miejskie pieniądze, czego nie zakwestionuje im żadne RIO. A jeśli jakimś dziwnym trafem zakwestionuje, wystarczy wsadzić ekipę kontrolną na pokład Charon Taxi. Na pewno odpłynie z urzędu ukontentowana …
Charon Taxi, „Uwolnić siebie”. Wydawnictwo EKB.
Charon Taxi, „Uwolnić siebie”. Wydawnictwo EKB.
Recenzja pierwotnie ukazała się na stronach codziennej gazety internetowej NaszTomaszow.pl
(p)
czwartek, 16 czerwca 2011
Nowa seria poetycka
Dzięki uprzejmości Doroty Ryst i Sławomira Płatka mogę odnotować na „BF” nową serię poetycką, której wydawcą jest Stowarzyszenie Salon Literacki z Warszawy. Oto, co piszą o swojej idei wydawniczej władze SSL – „Jednym z celów stowarzyszenia jest promocja twórców. Chcemy umożliwić debiuty oraz pomóc osobom po debiucie wypromować się lepiej. Planujemy pokrywać koszt wydawania nowych książek oraz zapewniać im nagłośnienie. W zamian nie oczekujemy żadnych zobowiązań finansowych, jednak spodziewamy się, że osoby które podejmą współpracę zaangażują się także w promocję całego przedsięwzięcia. Uważamy, że pisarz ma do zrobienia więcej niż napisać i czekać, aż ktoś go zacznie czytać lub sprzedawać. To samo dotyczy promocji literatury w ogóle - panuje ogólna bierność i skłonność do narzekania. Żeby się przebić trzeba mieć przede wszystkim szczęście, a czytelnikami są i tak głównie krytycy, inni poeci i rodzina. Średni nakład tomiku poezji to 500 sztuk (w 38 milionowym kraju), z czego zwykle około 100 trafia do recenzentów i na konkursy, a z pozostałych - połowę rozdaje się znajomym, którzy często nie czytają, ale kurtuazyjnie przyjmują, bo tak wypada. Będziemy więc promowali twórców, którzy spełnią dwa warunki: dobrze piszą i chcą w jakimś zakresie promować literaturę z korzyścią dla siebie i innych. Pierwszym narzędziem tej promocji jest forum Salon Literacki. I pierwszymi książkami w serii będą tomiki poezji osób zaangażowanych w działalność forum i publikujących na nim. To najprostsza droga do pokazania się z dobrej strony oraz zaprezentowania jakości swojego pisania”.
Dotychczas we wspomnianej serii ukazały się książki Sławomira Płatka „Bez imienia”, Izabeli Wageman „W oszukiwaniu snu” oraz Anny Kaliny Modrakis „Prześwietlenie”. Stowarzyszenie promuje swoje książki na Portalu Salon Literacki. Redaktorami projektu są wspomniani wcześniej: Sławek Płatek i Dorota Ryst, którym życzę szybkiego dojścia do okrągłej „setki” wydanych tomików, wśród których znajdą się wiersze przyszłych laureatów prestiżowych (cokolwiek to znaczy) konkursów na książkę poetycką.
(p)
Dotychczas we wspomnianej serii ukazały się książki Sławomira Płatka „Bez imienia”, Izabeli Wageman „W oszukiwaniu snu” oraz Anny Kaliny Modrakis „Prześwietlenie”. Stowarzyszenie promuje swoje książki na Portalu Salon Literacki. Redaktorami projektu są wspomniani wcześniej: Sławek Płatek i Dorota Ryst, którym życzę szybkiego dojścia do okrągłej „setki” wydanych tomików, wśród których znajdą się wiersze przyszłych laureatów prestiżowych (cokolwiek to znaczy) konkursów na książkę poetycką.
(p)
Etykiety:
poezja,
publikacje
środa, 15 czerwca 2011
Zawsze bądź po stronie słabszych
Błękitny Nosorożec, „Barykady”. Stowarzyszenie Miłośników Kultury Ludowej w Czeremsze.
Jaki jest najlepszy sposób na zachowanie bezkompromisowej postawy w świecie zdominowanym przez złotego cielca i profity pochodzące z wyprzedaży własnych ideałów? Wydaje się, że jest nim bezpretensjonalne podejście do tworzonej przez siebie muzyki, bez oglądania się na bieżące notowania na takim, czy też innym targowisku próżności. Można grać przez dwadzieścia lat wyłącznie dla siebie, dla najwyżej kilkuset fanów i przy tym zachować niezależność i odpowiedni artystyczny poziom. Można nazwać zespół „Błękitny Nosorożec”, płytę „Barykady”, i w dodatku od zawsze stać po ich właściwej stronie. Po stronie szczerej radości z grania, zamiast zajmować miejsce w szczerozłotym orszaku króla Midasa.
I co z tego, że w dzisiejszym polskim „showbizie” rockowy band grający solidnego punk-rocka z elementami reggae przypomina bardziej minotaura niż nosorożca? Że muzyka musi przypominać talk-show, być przegadana i efekciarska, skandalizująca i głupia? Że nikt nie ma czasu na szukanie drogi wyjścia z labiryntu, gdy wszystko musi być podane na tacy, ładnie zapakowane i wyposażone w instrukcję obsługi zrozumiałą nawet dla półanalfabety? I co na to zarośnięci muzycy Błękitnego Nosorożca w przepoconych koszulkach?
Zarówno w sferze muzycznej jak i tekstowej zespół ma w czterech literach polityczną poprawność. Ich muzyka to mocne i męskie granie połączone z elementami reggae (nie bez powodu płyta „Barykady” została umieszczona w dużych sklepach internetowych w zakładce „polskie reggae”). Ciekawe, gdzie ich zdaniem powinno być odtwarzane publicznie „regałowe” „Serce” (utwór drugi na płycie)? Według mojej skromnej opinii, ze względu na wymowę tekstu przynajmniej trzy razy dziennie w kuluarach Sejmu RP, albo nawet na głównej sali obrad. „Jeżeli chcesz usłyszeć bicie swego serca / Zawsze bądź po stronie krzywdzonych / Zawsze bądź po stronie słabszych / Zawsze bądź po stronie przegranych / Niech władza Cię nie omami”. Dalej też nie ma dobrych wiadomości; także i w kolejnej piosence zwolennicy aktualnych zawartych polskich sojuszy nie będą ukontentowani. Bowiem „Ameryko” to utwór bynajmniej nie proamerykański.
I jaki fajny jest tekst w piosence „A może lepiej?”! Punkowy wokal, nieco rwane, jakby wywodzące się ze szkoły Black Sabbath riffy – nie ma to nic wspólnego z „pierdołami” opowiadanymi publicznie i do znudzenia przez „pop-gwiazdki” i spadające z celuloidowego firmamentu sławy celebrytki. Jest za to niemal wyczuwalne prawo ciążenia i egzystencjalny ból, który każdego z nas i tak w końcu złamie i pochyli ku ziemi.
Z utworem „200 lat” Błękitny Nosorożec zostanie gwiazdą każdego bez wyjątku festiwalu muzyki chrześcijańskiej, z „oldskulowym” „Powiedz dlaczego?” muzycy mogą zagrać wszędzie, nawet w Mrągowie. Balladowo-rockowe „Dla Taty” pokazuje, że mamy do czynienia z kapelą mocno stojącą obiema nogami w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia, co bynajmniej nie przeszkadza, ale wręcz przypomina o tradycji polskiego, rockowego grania.
Punkowy, o konsystencji białka służącego do stawiania piór jest utwór „Partie”. W swojej estetyce przypominający Kazika Na Żywo, a najbardziej jego legendarną piosenkę „Artyści”. Równie mocny w przekazie, nie pozostawiający „suchej nitki” na tak zwanych aktualnie przewodzących nam siłach narodu.
Prawdopodobnie wielu młodych członków dzisiejszych partyjnych przybudówek, gdyby tylko wzięło sobie ten utwór głęboko do serca, w ramach przechodzenia od polityki do buddyzmu, albo ultra-wegetarianizmu zjadłoby wszystkie karty do głosowania ze swojego obwodu. „Za siedmioma górami / Za siedmioma rzekami / Był naród, który upajał się dwoma partiami / A partie s....c z góry na lud / Mówiły, że naród kochają / A po cichu dmuchają. / Zobacz wódka biało-czerwona po trzynaście złotych / Czy chcesz jeszcze wyjechać do Irlandii na roboty?”. A Ty, na kogo oddasz swój głos?
Do samego końca „Barykad” będziemy mieli do czynienia z muzyką bezkompromisową i bezpretensjonalną, zgodnie z przyjętym przez muzyków sposobem na nie zmienianie granej przez siebie muzyki w złoto, które niemal zawsze okazuje się być tombakiem. Czy to w kompozycjach w stylu post-punkowym, rockowym lub reggae, wciąż mamy do czynienia z odpowiednim poziomem ekspresji. Mirosław „Wujcia” Wojciuk, Klaudiusz „Klaudi” Borys i Romuald „Rakoś” Rakowski mieszając podziały punkowe z reggae i z bardziej nowoczesnymi, niemal nu-metalowymi brzmieniami, tworzą pełnotreściwy, artystyczny komunikat. Piosenki takie jak „Polowanie”, tytułowe „Barykady” czy kontrowersyjne z pewnego (dogmatycznego) punktu widzenia „Klęcząc”, w normalnym (idealnym) świecie byłyby przebojami.
„Fallen Fallen Babilon” – zaklina rzeczywistość Błękitny Nosorożec „kowerując” przy okazji swoich zaklęć Brygadę Kryzys. I co? I nic się nie zdarzy? Poczekajmy! Jak uczy nas historia, nie takie imperia upadały…
I co z tego, że w dzisiejszym polskim „showbizie” rockowy band grający solidnego punk-rocka z elementami reggae przypomina bardziej minotaura niż nosorożca? Że muzyka musi przypominać talk-show, być przegadana i efekciarska, skandalizująca i głupia? Że nikt nie ma czasu na szukanie drogi wyjścia z labiryntu, gdy wszystko musi być podane na tacy, ładnie zapakowane i wyposażone w instrukcję obsługi zrozumiałą nawet dla półanalfabety? I co na to zarośnięci muzycy Błękitnego Nosorożca w przepoconych koszulkach?
Zarówno w sferze muzycznej jak i tekstowej zespół ma w czterech literach polityczną poprawność. Ich muzyka to mocne i męskie granie połączone z elementami reggae (nie bez powodu płyta „Barykady” została umieszczona w dużych sklepach internetowych w zakładce „polskie reggae”). Ciekawe, gdzie ich zdaniem powinno być odtwarzane publicznie „regałowe” „Serce” (utwór drugi na płycie)? Według mojej skromnej opinii, ze względu na wymowę tekstu przynajmniej trzy razy dziennie w kuluarach Sejmu RP, albo nawet na głównej sali obrad. „Jeżeli chcesz usłyszeć bicie swego serca / Zawsze bądź po stronie krzywdzonych / Zawsze bądź po stronie słabszych / Zawsze bądź po stronie przegranych / Niech władza Cię nie omami”. Dalej też nie ma dobrych wiadomości; także i w kolejnej piosence zwolennicy aktualnych zawartych polskich sojuszy nie będą ukontentowani. Bowiem „Ameryko” to utwór bynajmniej nie proamerykański.
I jaki fajny jest tekst w piosence „A może lepiej?”! Punkowy wokal, nieco rwane, jakby wywodzące się ze szkoły Black Sabbath riffy – nie ma to nic wspólnego z „pierdołami” opowiadanymi publicznie i do znudzenia przez „pop-gwiazdki” i spadające z celuloidowego firmamentu sławy celebrytki. Jest za to niemal wyczuwalne prawo ciążenia i egzystencjalny ból, który każdego z nas i tak w końcu złamie i pochyli ku ziemi.
Z utworem „200 lat” Błękitny Nosorożec zostanie gwiazdą każdego bez wyjątku festiwalu muzyki chrześcijańskiej, z „oldskulowym” „Powiedz dlaczego?” muzycy mogą zagrać wszędzie, nawet w Mrągowie. Balladowo-rockowe „Dla Taty” pokazuje, że mamy do czynienia z kapelą mocno stojącą obiema nogami w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia, co bynajmniej nie przeszkadza, ale wręcz przypomina o tradycji polskiego, rockowego grania.
Punkowy, o konsystencji białka służącego do stawiania piór jest utwór „Partie”. W swojej estetyce przypominający Kazika Na Żywo, a najbardziej jego legendarną piosenkę „Artyści”. Równie mocny w przekazie, nie pozostawiający „suchej nitki” na tak zwanych aktualnie przewodzących nam siłach narodu.
Prawdopodobnie wielu młodych członków dzisiejszych partyjnych przybudówek, gdyby tylko wzięło sobie ten utwór głęboko do serca, w ramach przechodzenia od polityki do buddyzmu, albo ultra-wegetarianizmu zjadłoby wszystkie karty do głosowania ze swojego obwodu. „Za siedmioma górami / Za siedmioma rzekami / Był naród, który upajał się dwoma partiami / A partie s....c z góry na lud / Mówiły, że naród kochają / A po cichu dmuchają. / Zobacz wódka biało-czerwona po trzynaście złotych / Czy chcesz jeszcze wyjechać do Irlandii na roboty?”. A Ty, na kogo oddasz swój głos?
Do samego końca „Barykad” będziemy mieli do czynienia z muzyką bezkompromisową i bezpretensjonalną, zgodnie z przyjętym przez muzyków sposobem na nie zmienianie granej przez siebie muzyki w złoto, które niemal zawsze okazuje się być tombakiem. Czy to w kompozycjach w stylu post-punkowym, rockowym lub reggae, wciąż mamy do czynienia z odpowiednim poziomem ekspresji. Mirosław „Wujcia” Wojciuk, Klaudiusz „Klaudi” Borys i Romuald „Rakoś” Rakowski mieszając podziały punkowe z reggae i z bardziej nowoczesnymi, niemal nu-metalowymi brzmieniami, tworzą pełnotreściwy, artystyczny komunikat. Piosenki takie jak „Polowanie”, tytułowe „Barykady” czy kontrowersyjne z pewnego (dogmatycznego) punktu widzenia „Klęcząc”, w normalnym (idealnym) świecie byłyby przebojami.
„Fallen Fallen Babilon” – zaklina rzeczywistość Błękitny Nosorożec „kowerując” przy okazji swoich zaklęć Brygadę Kryzys. I co? I nic się nie zdarzy? Poczekajmy! Jak uczy nas historia, nie takie imperia upadały…
Recenzja pierwotnie ukazała się na stronach codziennej gazety internetowej NaszTomaszow.pl
(p)
Subskrybuj:
Posty (Atom)