Keane "Perfect Symmetry", 2008
Podstawą brzmienia grupy Keane są klawisze i pewna muzyczna tożsamość z tym, co proponują takie grupy jak Travis, Coldplay czy Snow Patrol. Legenda głosi, że przed laty na jednym z koncertów młodej kapeli znalazł się Chris Martin, którego tak bardzo urzekła gra na pianinie Tima Rice-Oxleya, że z miejsca zaproponował mu przejście do równie młodego Coldplay. Tim na propozycję nie przystał i w roku 2004 przyczynił się do komercyjnego sukcesu swej macierzystej grupy – debiutanckiego albumu „Hope And Fears”, który sprzedał się na świecie w ponad pięciu i pół miliona egzemplarzy. Uważam, że zasłużenie, bo zawierał swoisty „piano rock”, który urzekał zarówno swoim brzmieniem jak i melancholijnym wokalem Toma Chaplina. Z ich drugiej płyty ”Under The Iron Sea” nie zapamiętałem ani jednego utworu, dlatego z niepokojem czekałem na płytę trzecią.
Najnowsze wydawnictwo Keane nosi tytuł „Perfect Symmetry” i od razu nasuwa się pytanie czy chodzi o perfekcyjną symetrię pomiędzy brzmieniem gitar i klawiszy czy może o perfekcyjną symetrię pomiędzy uzależnieniem wokalisty od narkotyków i alkoholu, a muzyką, którą zespół zaproponował na swoim najnowszym wydawnictwie. Odpowiedzi można poszukać na szczytach UK Charts (mnie tymczasem satysfakcjonuje, że zepchnęli z nich zarozumialców z Oasis). Od razu przekonał mnie do siebie utwór tytułowy, który nieodparcie kojarzy mi się z „dojrzalszymi” kompozycjami zespołu A-ha, co w „moich uszach” absolutnie nie jest zarzutem. Należy przyznać im także rację, w sprawie wyboru utworu singlowego – „Spiralling” to dobry reprezentant całości. Szybki „Again and Again” oraz wolny, walczykowaty „Love Is the End” to kolejne udane kompozycje z najnowszej płyty. Jest wciąż melodyjnie i przebojowo, mniej melancholijnie (szkoda), bardziej syntezatorowo niż akustycznie. Dojrzeli i okrzepli, a ja wolałem zawodzących gówniarzy. Za „Hope And Fears” przyznaję im trzy punkty, za „Under The Iron Sea” ani jednego. Na „Perfect Symmetry” nie jest aż tak perfekcyjnie, ale i nie najgorzej – bezdyskusyjnie zasłużyli sobie na jeden punkt.
Najnowsze wydawnictwo Keane nosi tytuł „Perfect Symmetry” i od razu nasuwa się pytanie czy chodzi o perfekcyjną symetrię pomiędzy brzmieniem gitar i klawiszy czy może o perfekcyjną symetrię pomiędzy uzależnieniem wokalisty od narkotyków i alkoholu, a muzyką, którą zespół zaproponował na swoim najnowszym wydawnictwie. Odpowiedzi można poszukać na szczytach UK Charts (mnie tymczasem satysfakcjonuje, że zepchnęli z nich zarozumialców z Oasis). Od razu przekonał mnie do siebie utwór tytułowy, który nieodparcie kojarzy mi się z „dojrzalszymi” kompozycjami zespołu A-ha, co w „moich uszach” absolutnie nie jest zarzutem. Należy przyznać im także rację, w sprawie wyboru utworu singlowego – „Spiralling” to dobry reprezentant całości. Szybki „Again and Again” oraz wolny, walczykowaty „Love Is the End” to kolejne udane kompozycje z najnowszej płyty. Jest wciąż melodyjnie i przebojowo, mniej melancholijnie (szkoda), bardziej syntezatorowo niż akustycznie. Dojrzeli i okrzepli, a ja wolałem zawodzących gówniarzy. Za „Hope And Fears” przyznaję im trzy punkty, za „Under The Iron Sea” ani jednego. Na „Perfect Symmetry” nie jest aż tak perfekcyjnie, ale i nie najgorzej – bezdyskusyjnie zasłużyli sobie na jeden punkt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz