Kiev Office, „Anton Globba”. Nasionorecords.
Kochajmy chudzielców, tak szybko tyją (podpisują kontrakty z „majorsami”)! Prawda jest jednak taka, że prawdziwy tygiel, w którym od pewnego czasu „gotuje się” i „kipi” naprawdę interesująca muzyka, znajduje się gdzieś daleko poza mainstreamem (kuchnią z aluminium). I akurat sporządzanemu w nim wywarowi nie są absolutnie potrzebne przyprawy oparte na emulgatorach – to zupa z prawdziwych muzycznych kości. Jeżeli myślicie, że polski rosół (przepraszam!), rynek muzyczny niemal w całości mieści się w dwóch garach; tym opolskim i tym sopockim, to ja Wam mówię: opróżnijcie ich zawartość na trawnik, a przez okno wyrzućcie cały zapas maggi, kucharka, kostek rosołowych i mięcha z supermarketu!
Stołując się poza restauracją, w której szefową kuchni jest Marta Gessler, naturalnie obejdziemy się bez panującego w niej smaku i będziemy szczęśliwi, że możemy zjeść uroczystą kolację pod gołym niebem. Towarzyszyć nam będzie wyłącznie muzyka z „Antona Globby” zespołu Kiev Office, która jest w stanie przyćmić swoim blaskiem nawet najelegantsze menu, serwis i dekoracyjne świece.
I nie zdarzy się tu żadna „ściema”, że w przydrożnym zajeździe na trasie Warszawa-Katowice uda nam się zamówić i zjeść jakieś danie autentycznej kuchni orientalnej. Wypracowanie rozpoznawalnego brzmienia i klimatu, przy jednoczesnym odcięciu się od muzyki z radia i windy jest w przypadku propozycji Kiev Office, nie tylko podejściem „orientalnym”, ale wręcz oryginalnym. Oto kelner stawia nam przed nosem talerz zupy nie dość, że egzotycznej, to w dodatku ugotowanej nie na palniku elektrycznym, a eklektycznym.
Czego w tym daniu nie ma! Są noisowe penetracje, jest post-punkowe podejście grupy nie tylko do muzyki, ale wręcz do filozofii grania, bywa nieskrępowane sondowanie rozmaitych klimatów muzycznych – od tych najbardziej ekstremalnych (pieprz), do tych nieco bardziej klimatycznych, przestrzennych (wanilia). Wystarczy porównać ze sobą dwa kawałki – singlową „Karolinę Kodeinę” z „Life’s So Tigh/Woolen Touch” – i mamy mniej więcej cały spis produktów, których używa w swojej garkuchni Kiev Office.
Stąd proponowana przez nich „zupa” nie jest gęsta, zawiesista, to bez wątpienia lekkie, łatwostrawne i nowoczesne granie, w którym odnaleźć możemy składniki związane z kuchnią przyszłości, gdzie liczy się nie tylko kalorie serwowanych posiłków, ale także ich atomy. Gdy przyjrzymy się im przez mikroskop, będziemy umieli je nazwać i określić: eksperyment, psychodelia, przestery i bity – grane w czasem przebojowej, choć „przypalonej” i celowo „zabrudzonej” oprawie brzmieniowej („Dwupłatowce”, „Ultraviolent Light”) – a czasem granie wręcz transowe („Anton Globba”, „Hexengrund”). Choćby nam przyszło spożywać posiłek na poszczerbionych talerzach pochodzących z upadłego dwadzieścia pięć lat wcześniej baru mlecznego „Słoneczko”, to i tak powinno smakować.
Bo Kiev Office eksperymentuje z kulinarną materią bez ograniczeń, ale przy tym po mistrzowsku. Za pomocą wody („Around The Globba”) i ognia („Przygoda Na Mariensztacie”). Że to artyści dań raczej undergroundowych przekonacie się smakując utwór „Mężczyźni w Strojach Kosmonautów”, który na dziś wydaje mi się być specjalnością tego konkretnego zakładu gastronomicznego, serwowanego w jego menu pod zbiorczą nazwą „Anton Globba”.
I nie jest przy tym ważne, czy wspomniane zestawy z karty dań, akurat podaje nam „śpiewający kelner” Michał Migoń (vocal, gitar, additional bass, synth) czy „śpiewająca kelnerka” (nomen omen!) Joanna Kucharska (vocal, bass) – i tak na długo zapamiętacie zimnofalowy, post-punkowy smak ich oryginalnej kuchni, w której nad rytmicznym i czasowym wydawaniem zamówień czuwa Krzysztof Wroński – drums and percussion. Ponadto, jeśli nie lubicie wszędobylskich celebrytów i „lanserskich” restauracji, jej smak odtąd kojarzył się wam będzie z ponętnym widokiem Nigelli Lawson serwującej waszym przyrośniętym do krzyża żołądkom bajeczne w smaku, domowe specjały. Smacznego!
Recenzja pierwotnie ukazała się na stronach codziennej gazety internetowej NaszTomaszow.pl
Stołując się poza restauracją, w której szefową kuchni jest Marta Gessler, naturalnie obejdziemy się bez panującego w niej smaku i będziemy szczęśliwi, że możemy zjeść uroczystą kolację pod gołym niebem. Towarzyszyć nam będzie wyłącznie muzyka z „Antona Globby” zespołu Kiev Office, która jest w stanie przyćmić swoim blaskiem nawet najelegantsze menu, serwis i dekoracyjne świece.
I nie zdarzy się tu żadna „ściema”, że w przydrożnym zajeździe na trasie Warszawa-Katowice uda nam się zamówić i zjeść jakieś danie autentycznej kuchni orientalnej. Wypracowanie rozpoznawalnego brzmienia i klimatu, przy jednoczesnym odcięciu się od muzyki z radia i windy jest w przypadku propozycji Kiev Office, nie tylko podejściem „orientalnym”, ale wręcz oryginalnym. Oto kelner stawia nam przed nosem talerz zupy nie dość, że egzotycznej, to w dodatku ugotowanej nie na palniku elektrycznym, a eklektycznym.
Czego w tym daniu nie ma! Są noisowe penetracje, jest post-punkowe podejście grupy nie tylko do muzyki, ale wręcz do filozofii grania, bywa nieskrępowane sondowanie rozmaitych klimatów muzycznych – od tych najbardziej ekstremalnych (pieprz), do tych nieco bardziej klimatycznych, przestrzennych (wanilia). Wystarczy porównać ze sobą dwa kawałki – singlową „Karolinę Kodeinę” z „Life’s So Tigh/Woolen Touch” – i mamy mniej więcej cały spis produktów, których używa w swojej garkuchni Kiev Office.
Stąd proponowana przez nich „zupa” nie jest gęsta, zawiesista, to bez wątpienia lekkie, łatwostrawne i nowoczesne granie, w którym odnaleźć możemy składniki związane z kuchnią przyszłości, gdzie liczy się nie tylko kalorie serwowanych posiłków, ale także ich atomy. Gdy przyjrzymy się im przez mikroskop, będziemy umieli je nazwać i określić: eksperyment, psychodelia, przestery i bity – grane w czasem przebojowej, choć „przypalonej” i celowo „zabrudzonej” oprawie brzmieniowej („Dwupłatowce”, „Ultraviolent Light”) – a czasem granie wręcz transowe („Anton Globba”, „Hexengrund”). Choćby nam przyszło spożywać posiłek na poszczerbionych talerzach pochodzących z upadłego dwadzieścia pięć lat wcześniej baru mlecznego „Słoneczko”, to i tak powinno smakować.
Bo Kiev Office eksperymentuje z kulinarną materią bez ograniczeń, ale przy tym po mistrzowsku. Za pomocą wody („Around The Globba”) i ognia („Przygoda Na Mariensztacie”). Że to artyści dań raczej undergroundowych przekonacie się smakując utwór „Mężczyźni w Strojach Kosmonautów”, który na dziś wydaje mi się być specjalnością tego konkretnego zakładu gastronomicznego, serwowanego w jego menu pod zbiorczą nazwą „Anton Globba”.
I nie jest przy tym ważne, czy wspomniane zestawy z karty dań, akurat podaje nam „śpiewający kelner” Michał Migoń (vocal, gitar, additional bass, synth) czy „śpiewająca kelnerka” (nomen omen!) Joanna Kucharska (vocal, bass) – i tak na długo zapamiętacie zimnofalowy, post-punkowy smak ich oryginalnej kuchni, w której nad rytmicznym i czasowym wydawaniem zamówień czuwa Krzysztof Wroński – drums and percussion. Ponadto, jeśli nie lubicie wszędobylskich celebrytów i „lanserskich” restauracji, jej smak odtąd kojarzył się wam będzie z ponętnym widokiem Nigelli Lawson serwującej waszym przyrośniętym do krzyża żołądkom bajeczne w smaku, domowe specjały. Smacznego!
Recenzja pierwotnie ukazała się na stronach codziennej gazety internetowej NaszTomaszow.pl
(p)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz