Komety, „Luminal”. Jimmy Jazz Records.
Istnieją takie kapele, które w sposób programowy przeprowadziły się na prowincję polskiego rock’n’rolla i dziś z powodzeniem funkcjonują w tzw. „muzycznej Polsce B”. Nie znaczy to wcale, że są w czymś gorsze od innych stałych bywalców stolicy, „bałwochwalców” estradowego światka i laureatów rozmaitych telewizyjnych programów, aktualnie odcinających kupony od głębokich westchnień takiego czy innego „jurora-showmana”, co okazuje się być biletem wstępu na tzw. „warszawskie salony”. Jasne, dzisiaj wciąż jeszcze mało kto uwierzy w to, że naszym eksportowym towarem jest Kapela ze Wsi Warszawa, a nie sącząca się z radia muzyczna papka ale kto wie, może wreszcie kiedyś się zakrztusimy i będziemy chcieli odkaszlnąć?
Komety to jeden z tych zespołów, których obecność na scenie rozstawionej gdzieś w centrum Rawy Mazowieckiej nikogo nie zdziwi. I to wcale nie znaczy, że ich koncert nie byłby wydarzeniem godnym występu większości „topowych” kapel na juwenaliach w jakimś dużym mieście. Bo Komety to przede wszystkim autorska filozofia Lesława, lidera i autora tekstów i muzyki, jakże odległej od samozwańczego centrum masowej kultury, a raczej od jej scentrowanego koła masowego porażenia. Paradoksalnie, Lesław to także zdeklarowany wyznawca polskiej pop-kultury, z której to Komety (nota bene zespół warszawiaków z Żoliborza) czerpią wyłącznie to, co w niej najlepsze. A ponieważ często to właśnie na prowincji dzieją się naprawdę ciekawe rzeczy, na swojej szóstej płycie zatytułowanej „Luminal” Komety stworzyły niepowtarzalny styl, który wydaje się być odświeżonym podejściem do początków rock’n’rolla i jasnym spojrzeniem przez różowe okulary nowoczesnej produkcji na jego niekończącą się historię.
Oczywiście, „Luminal” zawiera muzykę na wskroś nowoczesną chociaż wyrasta ona z tradycji lat 60-tych, z czasów, w których piosenki Czesława Niemena takie jak „Sen o Warszawie”, czy „Pod Papugami” zaliczane były do złotych przebojów polskiego big-beatu i popu. Komety są dobrym przykładem tego, że mówienie o „muzycznej Polsce B”, prowincji i graniu na podupadłej scenie gdzieś pod Warszawą, należy traktować jako pewną parabolę, która wiele nam powie o obecnej sytuacji „showbizu”, którą parafrazując słowa klasyka możemy określić następującymi słowami: „syf i wysoka technologia” (zwłaszcza ta promocyjna). Stąd tak bardzo cieszy każdy szlachetny wyjątek, który jednocześnie niesie ze sobą nadzieję, że kiedyś dokona się rewolucja a zespół Bajm wreszcie zejdzie ze sceny.
Na „Luminalu” znajdziemy kilka wybitnych tekstów (patrz: Osiemnaste urodziny”), które jednak w porównaniu do wspomnianej już, „wypieszczonej” produkcji i różowych okularów (Lesław siedział zamknięty z muzykami w studiu prawie dwa lata) są spojrzeniem na świat tym razem już bezapelacyjnie przez czarne okulary. Nieszczęśliwa miłość, poczucie samotności i wyobcowania, beznadziejna praca…Za to w warstwie brzmieniowej czeka nas prawdziwy „full-wypas”. To zdecydowane odejście od surowego rockowego grania na gitarę, bas i perkusję ze wsparciem sekcji dęciaków. Na płycie, poza trąbką czy saksofonem, pojawiają się pianino, skrzypce, organy, altówka, wibrafon, wiolonczela, akordeon i cymbałki – bogate instrumentarium obsługiwane m.in. przez 13 dodatkowo zaproszonych na sesję nagraniową muzyków.
Na nowej płycie Komety śmiało wychodzą poza dotychczasowy, własny „gatunek” – to już nie tylko„punk, rockabilly i rock’n’roll”. Najnowszy krążek to wycieczka w zaklęte rewiry funku, soulu czy jazzu z „czadowymi” przerywnikami w postaci takich utworów jak „Niebezpieczny mózg” i „Zazdrość”. Genialne są „hammondziaki” połączone z pulsującym rytmem basu i perkusji w typowej dla dotychczasowego stylu Komet piosence „Namiętność kochanków”, trąbka i wibrafon w „Mogłem być tobą” (obie kompozycje to jednocześnie single promujące płytę). Nieco odmiennie (niż dotychczas) jest w jazzująco-swingującej „Karolinie” bluesującym „Tańcu” (nad którym krąży duch ducha Tadeusza Nalepy), nieco „latynoskim” „Powiedz to teraz” i mocno psychodelicznym „Poddaję się”. W „Osiemnastych urodzinach” w pewnym momencie zaskakuje nas krótka partia instrumentalna stylizowana na brzmienie klawesynu. Nad wszystkimi partiami muzycznymi niepodzielnie panuje stonowany wokal Lesława, który tradycyjnie już komunikuje się ze słuchaczem za pomocą bardzo dobrych tekstów (stąd m.in. wynika uznanie go za jednego z najważniejszych songwriterów przełomu wieków przez pismo literackie „Lampa” i dwukrotna nominacja do Paszportów Polityki).
Jednym słowem „Luminal” to cała paleta muzycznych i tekstowych barw, która „rozchlapując się” jest w stanie skutecznie zamazać świeżą warstwą farby nie tylko drugą, ale i trzecią literkę dodaną do nazwy zespołu Kombi, gdyby przypadkiem muzykom tego zespołu przyszło do głowy, że ich muzyka to jednak porażka a za tą myślą refleksja, żeby ze względów artystycznych rozwiązać zespół (a potem, by jednak znów go reaktywować – bo dom i samochód trzeba przecież spłacać).
Komety to jeden z tych zespołów, których obecność na scenie rozstawionej gdzieś w centrum Rawy Mazowieckiej nikogo nie zdziwi. I to wcale nie znaczy, że ich koncert nie byłby wydarzeniem godnym występu większości „topowych” kapel na juwenaliach w jakimś dużym mieście. Bo Komety to przede wszystkim autorska filozofia Lesława, lidera i autora tekstów i muzyki, jakże odległej od samozwańczego centrum masowej kultury, a raczej od jej scentrowanego koła masowego porażenia. Paradoksalnie, Lesław to także zdeklarowany wyznawca polskiej pop-kultury, z której to Komety (nota bene zespół warszawiaków z Żoliborza) czerpią wyłącznie to, co w niej najlepsze. A ponieważ często to właśnie na prowincji dzieją się naprawdę ciekawe rzeczy, na swojej szóstej płycie zatytułowanej „Luminal” Komety stworzyły niepowtarzalny styl, który wydaje się być odświeżonym podejściem do początków rock’n’rolla i jasnym spojrzeniem przez różowe okulary nowoczesnej produkcji na jego niekończącą się historię.
Oczywiście, „Luminal” zawiera muzykę na wskroś nowoczesną chociaż wyrasta ona z tradycji lat 60-tych, z czasów, w których piosenki Czesława Niemena takie jak „Sen o Warszawie”, czy „Pod Papugami” zaliczane były do złotych przebojów polskiego big-beatu i popu. Komety są dobrym przykładem tego, że mówienie o „muzycznej Polsce B”, prowincji i graniu na podupadłej scenie gdzieś pod Warszawą, należy traktować jako pewną parabolę, która wiele nam powie o obecnej sytuacji „showbizu”, którą parafrazując słowa klasyka możemy określić następującymi słowami: „syf i wysoka technologia” (zwłaszcza ta promocyjna). Stąd tak bardzo cieszy każdy szlachetny wyjątek, który jednocześnie niesie ze sobą nadzieję, że kiedyś dokona się rewolucja a zespół Bajm wreszcie zejdzie ze sceny.
Na „Luminalu” znajdziemy kilka wybitnych tekstów (patrz: Osiemnaste urodziny”), które jednak w porównaniu do wspomnianej już, „wypieszczonej” produkcji i różowych okularów (Lesław siedział zamknięty z muzykami w studiu prawie dwa lata) są spojrzeniem na świat tym razem już bezapelacyjnie przez czarne okulary. Nieszczęśliwa miłość, poczucie samotności i wyobcowania, beznadziejna praca…Za to w warstwie brzmieniowej czeka nas prawdziwy „full-wypas”. To zdecydowane odejście od surowego rockowego grania na gitarę, bas i perkusję ze wsparciem sekcji dęciaków. Na płycie, poza trąbką czy saksofonem, pojawiają się pianino, skrzypce, organy, altówka, wibrafon, wiolonczela, akordeon i cymbałki – bogate instrumentarium obsługiwane m.in. przez 13 dodatkowo zaproszonych na sesję nagraniową muzyków.
Na nowej płycie Komety śmiało wychodzą poza dotychczasowy, własny „gatunek” – to już nie tylko„punk, rockabilly i rock’n’roll”. Najnowszy krążek to wycieczka w zaklęte rewiry funku, soulu czy jazzu z „czadowymi” przerywnikami w postaci takich utworów jak „Niebezpieczny mózg” i „Zazdrość”. Genialne są „hammondziaki” połączone z pulsującym rytmem basu i perkusji w typowej dla dotychczasowego stylu Komet piosence „Namiętność kochanków”, trąbka i wibrafon w „Mogłem być tobą” (obie kompozycje to jednocześnie single promujące płytę). Nieco odmiennie (niż dotychczas) jest w jazzująco-swingującej „Karolinie” bluesującym „Tańcu” (nad którym krąży duch ducha Tadeusza Nalepy), nieco „latynoskim” „Powiedz to teraz” i mocno psychodelicznym „Poddaję się”. W „Osiemnastych urodzinach” w pewnym momencie zaskakuje nas krótka partia instrumentalna stylizowana na brzmienie klawesynu. Nad wszystkimi partiami muzycznymi niepodzielnie panuje stonowany wokal Lesława, który tradycyjnie już komunikuje się ze słuchaczem za pomocą bardzo dobrych tekstów (stąd m.in. wynika uznanie go za jednego z najważniejszych songwriterów przełomu wieków przez pismo literackie „Lampa” i dwukrotna nominacja do Paszportów Polityki).
Jednym słowem „Luminal” to cała paleta muzycznych i tekstowych barw, która „rozchlapując się” jest w stanie skutecznie zamazać świeżą warstwą farby nie tylko drugą, ale i trzecią literkę dodaną do nazwy zespołu Kombi, gdyby przypadkiem muzykom tego zespołu przyszło do głowy, że ich muzyka to jednak porażka a za tą myślą refleksja, żeby ze względów artystycznych rozwiązać zespół (a potem, by jednak znów go reaktywować – bo dom i samochód trzeba przecież spłacać).
Recenzja pierwotnie ukazała się na stronach codziennej gazety internetowej NaszTomaszow.pl
(p)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz