Habakuk
TSA
Dni Tomaszowa (dzień drugi). Tomaszów Maz. 12.06.2011 r.
Kiedy dotarłem na tomaszowskie błonia, do szarży gotowali się wściekli szwoleżerowie niczym zdublowani, zwielokrotnieni czterej jeźdźcy apokalipsy: tłum, piwo, diabelski młyn, kurz i skwar. I tratowali jak leciało, nie oszczędzali nikogo, jakby znowu pędzili przez przełęcz Samosierry. Nie oparło im się legendarne TSA, które po zaledwie kilku musiało skrócić swój koncert, wrócić do początków historii zespołu i zagrać instrumentalnie – bez wokalisty – bo ten nagle zasłabł na scenie. Tak, zimne ognie naprawdę były zimne. Późno w nocy wracałem do domu, za moimi plecami „jeszcze było słychać śpiew i rżenie koni”…
(p)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz